Przechadzka pomiędzy kolejnymi wystawami, regałami i stołami pełnymi przeróżnych gadżetów to najprawdopodobniej jedna przyjemniejszych aktywności dla zafascynowanych technologią. Oczywiście piszę to z delikatną nutą ironii, ale myślę, że nie tylko ja czasem w pełni świadomie zamieniam przeklikiwanie się po kolejnych stronach sklepu internetowego na spacer w mniejszym lub większym sklepie z elektroniką. A zazwyczaj im większy, tym lepszy. Co więc powiecie na sklep zajmujący powierzchnię minimum 6-iu pięter wypełnionych gadżetami?
Chyba każdy fan nowych technologii lubi czasem przejść się do sklepu, by przejrzeć asortyment elektroniczny widoczny na półkach, w zasięgu ręki. Czasem, taka czynność jest niezbędna w przypadku zakupu konkretnego urządzenia, ponieważ niemałą rolę odgrywają wtedy masa, rozmiary, jakość i sposób wykonania oraz materiały użyte podczas produkcji. A czasem bywa po prostu tak, jak pisałem we wstępie – przeglądanie zawartości następnych alejek w sklepie jest czymś, czego nie można zastąpić nawet najbardziej czytelnym, przyjemnym i intuicyjnym interfejsem sklepu internetowego.
Każdemu zależy na tym, by podróżować jak najmniej – by produkty każdej z firm były dostępne w jednym miejscu, atrakcyjnych cenach, a obsługa była w stanie odpowiedzieć na (niemal?) każde nasze pytanie, a ponadto – zainteresowała się naszymi potrzebami i doradziła jak najlepiej potrafi. Idealnego sklepu nie ma, ale mnie udało się odwiedzić dwa, które bliskie temu ideałowi z pewnością były.
Bic Camera – ta nazwa powinna każdej osobie wybierajacej się do Kraju Kwitnącej Wiśni być doskonale znana. Jeżeli odwiedziliście Japonię, kochacie technologie, a nie wpadliście do jednego ze sklepów sieci Bic Camera, to zupełnie tak, jakbyście odwiedzali Londyn i nie zwrócili uwagi na Big Bena. Przesadzam? Ani odrobinę ;)
Bic Camera to spora sieć marketów elektronicznych oraz… sklep internetowy. Niestety, a może i stety, nie zdecydowałem się na skorzystanie z wersji online, a postanowiłem odwiedzić dwa fizyczne sklepy w dwóch dzielnicach Tokio: Shinjuku oraz Ikebukuro. Ze względu na niewielką dostępną przestrzeń w centrum miasta, każdy sklep pnie się kilka pięter wzwyż i nie inaczej sytuacja wygląda z Bic Camera, gdzie do przejścia mamy od 6 do 8 pięter pełnych wszelakiej elektroniki. Składają się na to także klimatyzatory, lodówki, pralki i inny sprzęt AGD, lecz co najmniej, powtarzam co najmniej, połowa obszaru zajmowanego przez sklep to przede wszystkim: smartfony, tablety, laptopy, Ultrabooki, konsole, gry, filmy, produkty firmy Apple z dedykowanymi boxami, podobnie jak Sony czy Microsoft, gdzie znajdziemy tablety Surface. Czyniąc długą historię krótką: jest w czym wybierać.
Nie wszystkie sklepy są oczywiście takie same, ale w każdym z nich obowiązuje ta sama zasada: klient nasz pan. Wynika to przede wszystkim z kultury japońskiej i w niej powinniśmy upatrywać podwalin do takiego, a nie innego zachowania pracowników sklepu. Każdy z nich, gdy go mijamy, pozdrowi nas przeciągniętym “konichiwa” co po krótce oznacza “dzień dobry” oraz wykona dość niski ukłon. Niektórzy mówią, że powinniśmy odpowiedzieć w takim sam sposób i uwierzcie mi, nasza pierwsza reakcja jest właśnie taka. Jednak gdy rozejrzymy się dookoła i zorientujemy się w jaki sposób zachowują się pozostali klienci mieszkający na co dzień w Tokio, zrozumiemy, że czasem nawet brak reakcji lub delikatne skinienie głową zupełnie wystarczy.
Nie chodzi jednak przecież jedynie o kulturę pracowników, ale także ich wiedzę i chęć niesienia pomocy. Tych z pewnością Japończykom pracującym w Bic Camera nie brakuje, czego nie można jednak powiedzieć o pewności siebie (z pewnymi wyjątkami). Objawia się to brakiem zdecydowania w sytuacji, gdy należy zapytać o osobę, która wyraźnie nie pochodzi z Japonii o to, czy może w czymś pomóc. Gdy jednak czegoś potrzebujemy, pierwsze pytanie zazwyczaj brzmi: “do you speak English?”. Nasze szanse na trafienie na pracownika posługującego się tym językiem, a raczej desygnowanego przez przełożonych do prowadzenia rozmów z klientami w tym języku, są raczej nikłe. W żadnym wypadku nie zostaniemy jednak zbyci. Efektem mniejszego lub większego zamieszania będzie kilka chwil oczekiwania i oto przed nami pojawi się pracownik z uśmiechem wypowiadający kwestię: “How can I help you?”.
I tutaj tak naprawdę zaczyna się rozmowa. Jeżeli nasz rozmówca będzie znał odpowiedź na zadane pytanie, wyrecytuje ją możliwie jak najwyraźniej (ani razu nie przydarzyło mi się, by musiał powtarzać) i z uśmiechem dopyta czy może coś jeszcze dla nas zrobić. Nie zawsze jednak wszystko pójdzie tak gładko – byłem świadkiem kilku sytuacji, w których wiedza pracownika Bic Camery nie wystarczyła. I wtedy właśnie ujrzymy coś, czego nie doświadczyłem jeszcze w żadnym kraju na świecie – liczba osób, od których nasz rozmówca będzie próbował “wyciągnąć” jak najwięcej informacji może wprawić nas w osłupienie. Czasem możemy poczuć się nawet odrobinę zakłopotani ogromnymi chęciami sporej grupy pracowników poszukujących odpowiedzi na nasze pytanie. Nie ważcie się wtedy odejść lub stwierdzić, że już nie potrzebujecie tej informacji – to godzi w honor Japończyka, jeśli nie był w stanie udzielić pomocy przyjezdnemu. Skuteczność działań kadry jest jednak wysoka i tylko raz zmuszony byłem sięgnąć po urządzenie z Internetem, by upewnić się co do specyfikacji i kompatybilności urządzenia z polskimi standardami.
A co w sytuacji, gdy żaden z obecnych na zmianie pracowników nie będzie w stanie porozmawiać z nami po angielsku? Smartfony lub palmtopy znajdują wtedy swoje zastosowanie – polegając na jednym z dostępnych tłumaczy online wymieniłem kilka zdań z dwoma pracownikami nieco mniejszego sklepu zdobywając niezbędne informacje.
Bardzo niezręczna sytuacja to także chwila, w której dowiadujemy się, że w magazynie zabrakło wybranego przez nas modelu urządzenia. Czy pracownik sklepu będzie próbował namówić nas na cokolwiek innego, byle tylko cokolwiek sprzedać? W żadnym wypadku – “przydzielony” do mnie sprzedawca dwukrotnie dosłownie wybiegał ze sklepu, by jak najszybciej udać się do innej filii lub dodatkowego magazynu i zdobyć to, czego potrzebuję. Za każdym razem, gdy powracał po 5 i po 10 minutach, pierwsze jego słowa to: “Czy jest pan nadal zainteresowany zakupem?”. W osłupieniu odpowiadałem: “Tak.” i za drugim razem skierowałem się w kierunku kasy.
Tam także zostałem niezwykle pozytywnie zaskoczony. Zainteresowany byłem czytnikiem Kobo mini, którego zdobycie w Polsce nie jest aktualnie zbyt łatwe. Kasjer, który “przejął” mnie od innego pracownika łamanym angielskim upewnił się, że: zdaję sobie sprawę, że w moim kraju może nie działać sklep z książkami dostępny na urządzeniu, czy na pewno będę miał co czytać – tutaj na karteczce podał mi spis typów plików wspieranych przez czytnik – oraz czy w przyszłości nie będę miał problemu z nabyciem kolejnych ebooków. Gdy odpowiedziałem na wszystkie pytania, był niezwykle uradowany tym, że dokonałem tak dobrego zakupu.
Warto także wspomnieć o cenach, które w większości przypadków są dla nas nadzwyczaj atrakcyjne. Wystarczy odwiedzić Japoński sklep Apple Store Online, by zobaczyć o ile tańsze są w tym kraju produkty firmy z Cupertino. Jeżeli chodzi o gadżety innych firm, to bywa bardzo różnie, ale generalizując mogę bez zająknięcia powiedzieć: jeżeli chodzi o elektronikę, to jest tam po prostu tanio.
Wszystkie trzy podpunkty zostały więc spełnione: dobre ceny, ogromny wybór i miła kadra pracowników zawsze chętnych do pomocy. Do Bic Camera chciałbym oczywiście jeszcze kiedyś powrócić i zmarnować tam kolejne godziny przeglądając gadżet po gadżecie, jak robi to dziecko w sklepie z zabawkami.
The post Zakupy po japońsku, czyli o tym jak spotkałem najmilszą obsługę w sklepie elektronicznym appeared first on AntyWeb.