Quantcast
Channel: AntyWeb
Viewing all 64544 articles
Browse latest View live

Firefox 31 swoistym preludium do grania w przeglądarce. Zapowiedziano już pierwsze komercyjne tytuły

$
0
0
Mozilla_Fixed_XSS_Released_Firefox_16.0.2

Jeszcze wczoraj Nvidia przekonywała, że tablet jest w stanie zastąpić stacjonarną konsolę. Dziś Mozilla idzie o krok dalej, tłumacząc, że to internet jest nową platformą dla gier. Dowodem na to ma być Firefox 31, który jako pierwszy pozwala na uruchomienie komercyjnej aplikacji tego typu w przeglądarce.

Firefox 31 na pierwszy rzut oka nie jest wydaniem rewolucyjnym (czy ktokolwiek jeszcze takie pamięta? No, nie licząc wdrożenia interfejsu Australis). Twórcy tym razem skupili się na poprawkach w interfejsie, co odzwierciedla chociażby pasek wyszukiwania na stronie nowej karty, tuż nad miniaturkami witryn. Usprawnień doczekał się również moduł otwierający pliki OGG i PDF. Od teraz to Firefox może się stać domyślnym, systemowym czytnikiem/odtwarzaczem tych formatów. Z punktu widzenia bezpieczeństwa istotną informacją jest też integracja z Google Safe Browsing, co w rezultacie przełoży się na sprawniejsze blokowanie użytkownikowi dostępu do niebezpiecznych stron www, a także weryfikowanie pobieranych plików.

2014-07-23_105104

Pozostałe nowości tradycyjnie kryją się głęboko pod maską. Wprowadzono zatem obsługę WebVTT, co daje możliwość oglądania filmów w HTML5 z napisami, a także częściowe wsparcie dla OpenType MATH. Zmieniona została również biblioteka odpowiadająca za weryfikowanie certyfikatów. Od teraz funkcję tę pełni mozilla:pkixl. Szeregu poprawek i usprawnień należy również szukać w narzędziach deweloperskich, które doczekały się ogromnej liczby pomniejszych nowości.

Warto wspomnieć o wersji mobilnej Firefoksa dla Androida, która zadebiutowała równolegle. Wprowadzono tutaj poprawki w synchronizacji otwartych kart (można teraz wymuszać ją ręcznie, pojedynczym przesunięciem palca). Wprowadzono tutaj również API Firefox Hub, dzięki któremu dodatki mogą wykorzystać ekran startowy przeglądarki. Z mniej istotnych nowości warto wymienić możliwość zmiany kolejności stron na ekranie startowym, a także szereg zmian pod maską, z których większość pokrywa się z tymi, które wprowadzono w wersji desktopowej.

Na tym jednak nowości nie koniec. Pojawiły się bowiem informacje o pierwszej komercyjnej aplikacji, która, wykorzystując technologie Mozilli, zadebiutuje niebawem w sieci. Mowa tutaj o grze Dungeon Defenders oraz jej sequelu (Dungeon Defenders II). Odpowiadające za nią studio Trendy Entertainment zapowiada, że już niebawem uruchomi przeglądarkową wersję swojego tytułu, która ma działać równie szybko, wydajnie i stabilnie co desktopowy odpowiednik, a przy tym wyglądać równie dobrze i oferować te same tryby gry oraz możliwości. Darrell Rodriguez, CEO Trendy Entertainment mówi o tej premierze następująco:

W Trendy jesteśmy zdania, że w przyszłości gracze będą chcieli mieć dostęp do najwyższej jakości gier z dowolnego miejsca i urządzenia – czy to na konsoli, komputerze, urządzeniu mobilnym czy też przez sieć. Jest ona ogromną częścią ekosystemu dla wielu graczy, a dzięki opracowanej przez Mozillę technologii asm.js, granie w gry w internecie bez zastosowania wtyczek już jest możliwe. Możliwość zagrania w pełną wersję Dungeon Defenders zaledwie kilka sekund po kliknięciu odnośnika przyciągnie do sieci jeszcze więcej graczy

Mozilla wierzy, że sieć jest idealnym miejscem na udostępnianie gier. Niesie to za sobą szereg korzyści: możliwość grania na dowolnym urządzeniu, szybkie aktualizacje i nowości w grze docierające do wszystkich użytkowników, czy chociażby brak konieczności instalacji i walki z problemami technicznymi, bo całość ogranicza się do kilku kliknięć.

Czy ten pomysł należy traktować raczej jako ciekawostkę czy może wstęp do prawdziwej rewolucji? Nie da się ukryć, że asm.js w połączeniu z WebGL i WebAudio dają ogromne możliwości, a także otwierają programistom drogę do stworzenia jednej gry dostępnej na wszystkie platformy – Windows, Linuksa, OS X, a także systemy mobilne. To niebywały atut, który może zainteresować deweloperów. A to właśnie od stopnia tego zainteresowania będzie zależał jego sukces.

 

The post Firefox 31 swoistym preludium do grania w przeglądarce. Zapowiedziano już pierwsze komercyjne tytuły appeared first on AntyWeb.


Nowe opcje Windowsa 9 na kolejnych zdjęciach

$
0
0
windows-9

Do sieci wyciekły kolejne zdjęcia pokazujące wygląd nowego produktu Microsoftu. Treshold, nazwa kodowa Windowsa 9, otrzyma nowe opcje, które jednoznacznie wskazują kierunek, którym podąża Microsoft przy budowaniu nowego systemu.

Na początku szczerze przyznam, że kompletnie nie rozumiem zamieszania z nowym paskiem startu w Windowsie. Podobno rzesze użytkowników, liczone w milionach, domagały się przywrócenia opcji, która była znakiem rozpoznawalnym systemu z okienkami przez lata. O ile pamięć mnie nie myli, z paska start korzystałem na pierwszym komputerze w domu z Windowsem 3.11. Oczywiście przez wszystkie kolejne odsłony w każdej wersji Widnowsa pasek był integralną częścią interfejsu użytkownika. Jednak nadeszła chwila, gdy wraz z systemem Windows 8 firma Redmond postanowiła zerwać z tradycją i przygotowała nowe rozwiązania dla użytkowników. Nieśmiało przyznam, że nauczenie poruszania się po Windowsie 8 zajęło mi niecały dzień. Jednak skonfigurowanie go w taki sposó, aby był dla mnie wygodny zajęło mi kilka dobrych dni. Zrezygnowałem ze startowych okienek, w systemie ustawiłem okno ładowania systemu jako pulpit, a do kafelków zaglądam tylko, gdy czegoś wyszukuję. Wyłączyłem również aplikacje dedykowane Microsoftu.

Jednak Windows 8 nie był żadną rewolucją, był kosmetyczną zmianą, przy jednocześnie szybszym i stabilniejszym systemie. Wszytko wskazuje na to, że po raz kolejny w najbliższym czasie będę musiał nauczyć się korzystać z Windowsów ponownie, choć tak naprawdę zmiany znowu mogą być jedynie kosmetyczne.

W sieci znalazły się dwa nowe rzuty ekranów przedstawiające nową odsłonę Windowsów, którą Microsoft zapowiada od dłuższego czasu. Widać na nich przywrócony pasek start, o którym wiemy od dłuższego czasu. Choć zrzuty pokazują system, który w stadium deweloperskim nosi nazwę 8.1 pro, jednak najprawdopodobniej jest to produkt, który ukaże się jako darmowa odsłona Windowsów pod nazwą Windows 9. Na zdjęciach jest jedna kompletnie nowa rzecz, o której do tej pory mogliśmy nie wiedzieć. Otóż widać wyraźnie, że aplikacje Windowsa będą otwierały się w osobnych oknach, podobnych do tych w których otwieramy foldery. Okna będziemy mogli minimalizować, dowolnie przesuwać i skalować.

windows9leak2

windows9leak1

Przyznam szczerze, że ta zmiana z mojego punktu widzenia będzie bardzo korzystna. Do szału doprowadzało mnie otwieranie zdjęć i pdf’ów w dedykowanych aplikacja Microsoftu. Po pierwsze bardzo niewygodne było nawigowanie innymi procesami, gdy programy Microsoftu działały w tle. Po drugie aplikacje uruchamiały się zdecydowanie za długo. Bardzo możliwe, że ta zmiana wyeliminują ten problem.

Kolejne zmiany, o których się dowiadujemy, jednoznacznie wskazują, że firma z Redmond ze swoim najważniejszym produktem powraca do korzeni. Ewidentnie najnowsza odsłona systemu, będzie powrotem do 7 i zarzuceniem Metro UI. Osobiście nie mam nic przeciwko, mam jednak mam nadzieję, że Microsoft wreszcie ustali jak ma wyglądać jego system operacyjny, bowiem od początków 8 systematycznie system zmienia swoje oblicza, co doprowadzić może do rozdwojenia jaźni.

Źródło: www.myce.com

The post Nowe opcje Windowsa 9 na kolejnych zdjęciach appeared first on AntyWeb.

Polskie roboty znów rządzą!

$
0
0
recon

O tym, że polskie roboty zdobywają uznanie w świecie, pisałem już wielokrotnie. Oto kolejne potwierdzenie. Robot RECON skonstruowany przez studentów Politechniki Białostockiej zdobył drugą nagrodę w międzynarodowym konkursie na projekty urządzeń wykorzystujące nano i mikrotechnologie do przeciwdziałania katastrofom. International Contest of Applications in Nano-Micro Technology odbył się po raz piąty, a trwał od 19 do 21 lipca w japońskim mieście Sendai.

2nd-prize_dyplomW tym roku w konkursie wystartowały 23 drużyny z całego świata, m. in. Japonii, Chin, Niemiec, Francji, Szwajcarii, Nowej Zelandii oraz Polski. Oprócz studentów z Politechniki Białostockiej swoje projekty zaprezentowały się też dwie drużyny z Politechniki Warszawskiej.

RECON to 20-kilogramowy robot, który służy do obserwacji lokalnych i zbierania danych z dużego obszaru środowiska naturalnego. Na swoim „pokładzie” urządzenie przewozi pięć czujników, które następnie rozmieszcza na trudnym terenie. Dane z czujników przesyłane są drogą radiową do komputera, a wyniki pomiarów może zobaczyć każdy. Na podstawie dostępnych wyników pomiarów można ocenić zagrożenie.

Jak poinformowała rzeczniczka PB Dorota Sawicka, organizatorzy konkursu nawiązali do wydarzeń z 2011 roku, kiedy to północno-wschodnią część wyspy Honsiu i miasto Sendai nawiedziły silne trzęsienia ziemi i tsunami. Zadaniem uczestników było przedstawić takie projekty, które mogłyby posłużyć do badania terenów niedostępnych lub niebezpiecznych dla ludzi.

Jeden z konstruktorów robota, Paweł Grześ, mówił wcześniej PAP, że RECON ma się sprawdzić w trudnym terenie Syberii przy badaniu zawartości metanu w powietrzu, którego stężenie zwiększa się wskutek efektu cieplarnianego, co powoduje szybsze rozmrażanie gruntów bagiennych na tym terenie.

„Ta nagroda to miła niespodzianka, ale i potwierdzenie mojego wewnętrznego przekonania, że jesteśmy dobrzy nie tylko w łazikach marsjańskich” – powiedział rektor Politechniki Białostockiej prof. Lech Dzienis.

Studenci tej uczelni mają już sukcesy w międzynarodowych konkursach. Ich łazik marsjański, Hyperion, po raz drugi wygrał prestiżowe zawody organizowane w bazie marsjańskiej na pustyni w stanie Utah w USA.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl 
Fot.: facebook.com/RECONpb

The post Polskie roboty znów rządzą! appeared first on AntyWeb.

Graliśmy w Evolve – polowanie na grubego zwierza

$
0
0
Evolve_main

Czterech na jednego. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to na uczciwe starcie. Chyba że tym „jednym” jest wielkie monstrum.

Turtle Rock Studios wie jak robić dobre gry sieciowe. Można napisać, że się w tym specjalizują. Przygotowywali konwersję Counter Strike’a na pierwszego Xboksa, maczali palce w Counter Strike: Condition Zero, ale prawdziwą sławę przyniósł im Left 4 Dead– kooperacyjna strzelanka, w której staraliśmy się przetrwać w świecie opanowanym przez zombie. Kluczową sprawą w rozgrywce była właśnie współpraca pomiędzy graczami. Bez niej trudno było ujść z życiem.

Gra okazała się wielkim sukcesem, dlatego też rok po premierze pierwszej części, doczekaliśmy się kontynuacji, która rozwijała wiele pomysłów z poprzedniczki. Na szczęście, twórcy nie pozostali w mocno już wyeksploatowanych klimatach apokalipsy zombie. Postanowili zaprosić graczy na polowanie, na naprawdę grubego zwierza.

Albo my, albo on

W odległej przyszłości, ludzie zaczęli kolonizować kosmos. Szło im całkiem nieźle, jednak w pewnym momencie natrafili na planetę Shear, którą zamieszkują wielkie monstra. Kolejne grupy kolonistów znikały bez wieści, dlatego też do akcji zostaje wysłana grupa świetnie wyszkolonych łowców. W ten sposób zaczyna się wielkie polowanie.

Evolve_01

Evolve oferuje kooperacyjną rozgrywkę dla pięciu osób. Czterech graczy wciela się w łowców, jeden w potwora. Choć na pierwszy rzut oka szanse nie są wyrównane, to szybko okazuje się, że przewaga liczebna nie będzie tutaj decydować o zwycięstwie.

Na lwyby

Łowcy podzieleni są na cztery różne klasy – Assault, Support, Medic i Trapper. W każdej z klas mamy dwie różne postaci różniące się wyposażeniem, co razem daje nam ośmiu śmiałków. Zabawa zaczyna się od lądowania na powierzchni planety – twórcy obiecują kilka mocno zróżnicowanych obszarów, na których będziemy prowadzić polowanie. Ja miałem okazję zagrać na poziomie porośniętym gęstą dżunglą, z postawionym kompleksem fabrycznym.

Na początku trzeba wytropić ofiarę. Tutaj pierwsze skrzypce gra Trapper, który jest w stanie odnaleźć ślady potwora za pomocą sprzętu, wytresowanego zwierzaka, albo poprzez dokładne oglądanie otoczenia. Cały zespół musi się pospieszyć, ponieważ z każdą chwilą potwór staje się silniejszy i jego zabicie będzie coraz trudniejsze. Znalezienie tropu to dopiero początek. Samo przemykanie po dżungli może być nie lada wyzwaniem. Las zamieszkały jest przez najróżniejsze zwierzęta, które też mogą stać się dla nas zagrożeniem nie mniejszym niż poszukiwany stwór. Bywa nawet, że nagle możemy zostać pożarci przez… roślinę. Wystarczy postawić stopę nie w tym miejscu co trzeba i cap! Nasza postać zostaje zamknięta w roślinnej paszczy. Jeśli szybko nie otrzymamy wsparcia ze strony współtowarzyszy, to czeka nas zgon i dwuminutowe oczekiwanie na powrót do polowania. Prawdziwy taniec z diabłem zaczyna się jednak w chwili, kiedy odnajdujemy monstrum.

Evolve_02

Od tego momentu szanse na wygraną są uzależnione od dobrej współpracy pomiędzy łowcami. Technika zmasowanego ataku jest z reguły najlepszym sposobem na szybki zgon. Choć teoretycznie polujący mają przewagę liczebną, to bez dobrej taktyki i wykorzystywania specjalizacji poszczególnych klas postaci, nie ma co myśleć o zwycięstwie.

Zadaniem assaulta jest zadawanie jak największych obrażeń i skupianie na sobie agresji przeciwnika. Trapper może unieruchomić potwora, bądź znacznie go spowolnić. Rolę wspierającą (jak sama nazwa wskazuje) pełni support, który jest w stanie poharatać istotę, ale też świetnie nadaje się do organizowania zasadzek. Medyk trzyma się raczej na uboczu dbając o jak najlepszą kondycję grupy oraz rażąc wroga z karabinu snajperskiego.

Poprzez wprowadzenie dwóch bohaterów w każdej z klas, można stosować różne taktyki działania. Dla przykładu, wśród medyków mamy Val i Lazarusa. Pierwszy lekarz nastawiony jest na leczenie ran bezpośrednio na polu walki za pomocą specjalnego pistoletu. Cechami charakteryzującymi Val jest jej szybkość. Lazarus to jej pełne przeciwieństwo. Działa z dystansu i czeka na śmierć jednego ze współtowarzyszy. Dopiero wtedy wkracza do działania, przywracając go do życia. Aby niezauważenie przemknąć do potrzebującego pomocy, wykorzystuje on kamuflaż pozwalający mu stać się niewidzialnym przez pewien czas.

Jestem Twoim koszmarem

W oczach łowców jest on potworem. Monstrum do zabicia. Ale to jego gatunek był tu pierwszy, to ludzie pojawili się tu nagle i zaczęli się panoszyć. To jest jego terytorium, jego teren łowiecki…

Evolve_03

Rozgrywka potworem zaczyna się zawsze od jak najszybszej ucieczki i zaszycia się gdzieś, gdzie będzie względnie bezpiecznie i gdzie można polować. Zjadanie kolejnych zwierząt jest kluczowe do osiągnięcia odpowiedniego stadium pozwalającego przemienić się w większą i bardziej niebezpieczną formę bestii.

Twórcy opracowali dla każdego z trzech dostępnych potworów trzy fazy rozwoju. Na pierwszej jesteśmy relatywnie słabi. Jeśli szybko nie umkniemy pościgowi łowców i dojdzie do konfrontacji, to raczej dużych szans mieć nie będziemy. Po tym, jak nagromadzimy odpowiednie zapasy, ewoluujemy do drugiego stadium, gdzie nasze szanse na przeżycie znacznie wzrastają. W tym momencie proporcje siły pomiędzy potworem, a łowcami są wyrównane. Kiedy jednak przejdziemy do trzeciego stadium rozwoju, to wtedy my możemy zacząć polować na ludzi. Dysponujemy nie tylko dużą siłą, ale i sporą wytrzymałością. Jeśli łowcy nie są zbyt doświadczeni i nie potrafią działać w skoordynowany sposób, to ich wyeliminowanie jest łatwizną.

Na tę chwilę Turtle Rock Studios zaprezentowało dwa z trzech monstrów. Goliath to niczym nieograniczona dzikość i agresja. Rzuca głazami, zieje ogniem, potrafi też zaszarżować zmiatając wszystko, co stanie na jego drodze. Kiedy poczuje się silny, to raczej nie bawi się taktyczne gierki.

Evolve_04

Kraken wygląda jakby urwał się z koszmarnego snu Howarda Phillipsa Lovecrafta. Może latać, razić energią elektryczną i ciskać piorunami. Choć mniej wytrzymały niż Goliath, to zdecydowanie zwinniejszy. Dzięki temu atakuje najczęściej z zaskoczenia.

Asymetria daje radę

Rozgrywka w Evolve wciąga. Kiedy opanuje się zasady prowadzenia gry i ma się przy boku zgranych kompanów, polowanie na potwora dostarcza wielu pozytywnych wrażeń. Łowcy nie mogą zwlekać, gdyż gracz kierujący monstrum, będzie dążył do jak najszybszego osiągnięcia najwyższego stadium rozwoju, a wtedy jego pokonanie jest nie lada wyczynem.

Graficznie Evolve prezentuje się bardzo zacnie. Tytuł opracowywany jest wyłącznie na PC i konsole nowej generacji i to widać. Dżungla przez którą się przedzieraliśmy wyglądała bardzo malowniczo, wodospad w oddali przywodził na myśl rajskie obrazki z tropikalnych wysp.

Najnowsza produkcja Turtle Rock Studios zadebiutuje 21 października. Jest to jedna z ciekawszych pozycji na ten okres i może ona dostarczyć sporo frajdy, ale pod jednym warunkiem. Do wspólnej zabawy trzeba mieć dobrą i sprawdzoną ekipę. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku Left 4 Dead, twórcy położyli ogromny nacisk na rozgrywkę kooperacyjną i zabawa z losowo przydzielonymi graczami może przerodzić się w nieskładną strzelaninę. A wtedy już lepiej być potworem.

The post Graliśmy w Evolve – polowanie na grubego zwierza appeared first on AntyWeb.

GRM Radio – muzyka z gier, audycje, podcasty. Coś dla maniaków

$
0
0
grmradio

Robić coś z pasji dla innych graczy? No, to trzeba zakładać serwis. Już szukamy odpowiedniej platformy, będziemy robić encyklopedię gier, wielkie plikownie z patchami i filmikami z rozgrywki. Może jednak coś innego – bloga? Jedziemy z Wordpressem, już piszemy do wydawców prośby o promki, wieczna chwała i dziesiątki komentarzy czekają za rogiem. Na szczęście, są jeszcze miłośnicy wirtualnej rozrywki, którym w głowie coś więcej, niż tylko klepanie newsów o nowych galeriach obrazków czy przelewanie swoich pseudofelietonistycznych przemyśleń i schematycznych recenzji na papiery upadających co i rusz magazynów. Są takie projekty jak GRM Radio.

Czym jest GRM Radio? Nie trudno się domyślić – jest to internetowa stacja, tworzona specjalnie dla miłośników wirtualnych światów, monitorów, kontrolerów i tym podobnych atrakcji. Co ważne, radio działa przez całą dobę. Puściłem je sobie na pewien czas i słyszałem nie tylko klasyczne aranżacje, ale też kawałki z nowych produkcji – przewinęła się m.in. fantastyczna ścieżka dźwiękowa ze świeżego Transistor.

Twórcy tej inicjatywy mają dostęp do ponad dwóch tysięcy licencjonowanych utworów (dzięki współpracy ze StreamLicensing.com, które zajmuje się kwestią tantiem dla właścicieli majątkowych praw autorskich). Ponadto, a może nawet co ważniejsze, GRM Radio współpracuje z mnóstwem bardziej i mniej znanych polskich podcastów. Ich pełna lista dostępna jest na stronie radia (w dziale „partnerzy, podcasty”). Z ze znanych mi, chociażby ze słyszenia, wymienię Rozgrywkę, PADcast czy Input Lag.

Wiadomym jest, że GRM Radio raczej nigdy nie zyska ogromnej popularności. To coś od maniaków, dla maniaków. Przystań dla wtajemniczonych, dla aktywnych i dla żądnych wypełnienia każdej luki swojego życia grami wideo. A może dla osób, które po prostu lubią słuchać ścieżek dźwiękowych z różnych gier. Tak czy siak, jestem zachwycony, bo to projekt z czystej, niczym nie skażonej pasji.

The post GRM Radio – muzyka z gier, audycje, podcasty. Coś dla maniaków appeared first on AntyWeb.

Microsoft prezentuje Lumię 530. Z tak niską ceną, sukces na miarę poprzedniczki jest tylko kwestią czasu

$
0
0
Lumia 530_1

Najpopularniejszy smartfon z Windows Phone? To wcale nie topowa Lumia 1020, ani solidna 920. Nie jest to też żaden z świetnie prezentujących się phabletów 1320 czy 1520. Dla fanów platformy Microsoftu pewnie nie będzie to zaskoczeniem – Lumia 520 swego czasu biła wszelkie rekordy sprzedaży. Teraz pora na kolejny rozdział tej historii, Lumię 530.

Dowody? Z badań AdDuplex, których wyniki pojawiły się pod koniec ubiegłego roku jasno wynikało, że Lumia 520 stanowi ponad 30 proc. wszystkich smartfonów z Windowsem Phone obecnych na rynku. A to nie wszystko, bo nie wzięto pod uwagę wariantów 521 oraz 525. Łącznie z nimi dawało to zauważalnie więcej. W samej Hiszpanii ta low-endowa słuchawka miała 41,6 proc. udziałów. W Polsce wyglądało to gorzej, ale również solidnie – 23,5 proc. w całym rynku WP (a przecież jeśli chodzi o nasz kraj, nie jest on wcale taki mały).

Lumia 530 _3

Nie powinno zatem dziwić, że pierwszym po domknięciu wszystkich spraw z przejęciem Nokii urządzeniem, które Microsoft samodzielnie wprowadzi na rynek jest następczyni rekordzistki, czyli Lumia 530. Producent wyciągnął wnioski z poprzedniej premiery i dobrze wiedział, gdzie celować, żeby powtórzyć ówczesny sukces. Otóż nowy model będzie również pozytywnie zaskakiwał ceną. W Europie zadebiutuje w cenie 85 euro. W Polsce zobaczymy go na przełomie sierpnia i września wycenionego na 429 złotych. Spodziewam się, ze będzie to wówczas jeden z najchętniej wybieranych smartfonów za złotówkę.

Specyfikacja nie porwie nikogo, ale przecież nie o nią tutaj chodzi. Lumia 530 będzie posiadała 4-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 480 x 854 px. Wewnątrz znajdziemy Snapdragona 200 z czterema rdzeniami o taktowaniu 1,2 GHz. Wszystko to dopełni 512 MB RAM-u oraz 4 GB pamięci wewnętrznej. Co ciekawe, tę ostatnią możemy rozszerzyć o maksymalnie 128 GB za pomocą slotu na karty MicroSD.

Lumia 530_2

Tradycyjnie Lumia 530 otrzyma jeden aparat z matrycą 5 Mpix. Nie zabraknie też modułów WiFi 802.11 b/g/n, Bluetooth 4.0 oraz A-GPS. Na rynek trafią wersje z jednym oraz dwoma slotami na karty SIM. Wbudowany model pozwoli na łączność danych w standardzie HSPA+ z maksymalną prędkością 21,6 Mb/s. Za zasilanie ma odpowiadać bateria o pojemności 1430 mAh. Całość zaś napędzał będzie Windows Phone 8.1.

Microsoft po wycofaniu się z serii Nokia X będzie teraz szczególnie mocno inwestował w segment budżetowy. Nie chodzi tutaj jednak o jakiekolwiek zyski, co zresztą widać po cenie Lumii 530. Każda sprzedana słuchawka to bowiem inna korzyść – użytkownik, który korzysta z Binga, OneDrive’a, Office’a i innych. To również użytkownik, który dwa razy się zastanowi zanim zmieni Windowsa na Chrome OS, OS X czy cokolwiek innego.

The post Microsoft prezentuje Lumię 530. Z tak niską ceną, sukces na miarę poprzedniczki jest tylko kwestią czasu appeared first on AntyWeb.

Dobre wyniki Apple – motorem napędowym pozostaje iPhone

$
0
0
iphone5s-gallery2-2013_verge_super_wide

Bez fajerwerków. Tak można chyba podsumować ostatni raport kwartalny Apple. Czy to oznacza, że było źle, zaliczono gorsze wyniki i na giełdzie zrobiło się czerwono? Otóż nie: wyniki były dobre, nawet bardzo dobre. Tyle, że większość osób spodziewała się takiego obrotu sprawy – przez brak fajerwerków rozumiem po prostu nudę. W tej nudzie pojawia się jednak kilka ciekawych pytań, które niedługo podgrzeją atmosferę i znowu nakręcą kilka apple’owskich sprężyn.

Przyznam, że w trakcie przeglądania wyników Apple za drugi kwartał 2014 roku (kalendarzowy), miałem czasem wrażenie, że patrzę na raport z pierwszego kwartału. Sporo podobieństw, wzrosty lub spadki sprzedaży właściwe dla tych samych kategorii produktów (rozwinięcie wątku w dalszej części tekstu). I dalsze zasilanie kont miliardami dolarów. Warto zapoznać się z tymi danymi, ale nie ulega wątpliwości, iż nie znajdzie się w nich zbyt wielu niespodzianek – Apple nie zaliczyło w ostatnich miesiącach żadnej głośnej premiery i rynek nie czekał z zapartym tchem, by dowiedzieć się, w jakim tempie/nakładzie sprzęt znika z półek. Podobnie będzie w tym kwartale – to typowy sezon ogórkowy, ciekawie zrobi się dopiero pod jego koniec. Klienci wstrzymają się z zakupami i będą wyglądać nowych produktów – swoista cisza przed burzą.

Burza może tu być właściwym słowem – wystarczy przywołać wczorajszy wpis Filipa, w którym przywołał pogłoski na temat rozmiarów produkcji nowego iPhone’a (nowych iPhone’ów?). Podobno Apple szykuje się na naprawdę duży popyt, a to może oznaczać, że przygotowali konkret. Jeśli wierzyć przeciekom, jakie trafiają do mediów od dobrych kilku miesięcy (a trudno uznać, by wszystkie były wyssane z palca), to gigant z Cupertino zaprezentuje duży smartfon (tabfon/fablet) i spróbuje zarobić na tym, na czym od kilku kwartałów/lat z większym lub mniejszym sukcesem próbuje zarobić konkurencja. Skoro już o zarabianiu mowa…

MacS 2

W poprzednim kwartale korporacja osiągnęła przychody na poziomie 37,4 mld dolarów. W porównaniu do analogicznego okresu roku 2013 oznacza to wzrost o ponad dwa miliardy dolarów. Wzrósł także zysk: z 6,9 mld dolarów w II kwartale 2013 roku do 7,7 mld dolarów w ostatnim kwartale. Na ten ostatni wynik radzę zwrócić szczególną uwagę: grubo ponad siedem (właściwie bliżej już do ośmiu) miliardów dolarów zysku osiągniętego w trzy miesiące. I to nie w najlepszym okresie sprzedażowym, a w tym słabszym. To pokazuje potęgę Apple i tłumaczy miliardy dolarów zebranych na kontach (nierzadko w rajach podatkowych, ale jednak). Pod tym względem firma wyprzedza zarówno globalnego potentata sprzętowego, czyli Samsunga, jak i partnera Koreańczyków, czyli Google. Pod koniec ubiegłego tygodnia pisałem o wynikach korporacji z Mountain View i przypomnę krótko, że zysk internetowego giganta wyniósł niecałe 3,5 mld dolarów. Widać różnicę. Przejdźmy do szczegółów.

Apple sprzedało w poprzednim kwartale 35,2 mln iPhone’ów. Rok wcześniej zanotowano wynik gorszy o 4 mln sztuk. Firma nadal poprawia sprzedaż swojego topowego produktu i to zapewne cieszy inwestorów. Niepokoić może ich jednak fakt, że wzrosty sprzedaży nie są już tak dynamiczne, jak na początku dekady, gdy kolejne modele iPhone’a poprawiały wyniki poprzedników w sposób brawurowy. Teraz jest dobrze, ale poniżej średniej właściwej dla całego rynku. Powód? Mówi się o nim już od kilku kwartałów: rynek napędzają teraz modele ze średniej i niższej półki cenowej. Czy Apple ma tu swoich przedstawicieli? W najniższym segmencie nie, w segmencie średnim rolę tę spełnia stary już model 4S (relatywnie stary). Jeśli ktoś szuka świeżego i przystępnego cenowo telefonu Apple, to po prostu nie kupi takiego urządzenia. Chyba, że od kieszonkowca.

MacS 3

Wprowadzając do oferty wspomniany już tabfon (albo tabfony), Apple prawdopodobnie poprawi wyniki sprzedaży i to w zauważalny sposób. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by w dłuższej perspektywie ruch ten pozwolił im utrzymać im drugą pozycję wśród największych producentów smartfonów. Do tego byłby potrzebny tańszy model, a na taki Apple chyba się nie zdecyduje. Przynajmniej nic na to w chwili obecnej nie wskazuje. Firma nie ma noża na gardle, zapewne pogodzi się z faktem, że pod względem liczby sprzedanych urządzeń wyprzedzą ją inni producenci (najpierw Lenovo). Mimo zajmowania dalszych miejsc na tej liście, korporacja z Cupertino nadal będzie odgrywać bardzo silną rolę na polu zysków czerpanych ze sprzedaży smartfonów. A to w pierwszej kolejności interesuje inwestorów.

Na smartfonowym rynku Apple nadal ma dużo do ugrania. Po pierwsze, mogą podbić wyniki sprzedaży tabfonem, po drugie, firma nieźle radzi sobie na rynkach wschodzących – wzrosty sprzedaży ich inteligentnych telefonów w państwach z grupy BRIC są zauważalne, a na tym przecież nie koniec (warto mieć na uwadze, że duże smartfony cieszą się dużym powodzeniem właśnie na rynkach wschodzących). I znowu: Apple może sprzedawać w Chinach mniej smartfonów, niż Xiaomi, ale zarobi na tym biznesie zdecydowanie więcej. Ta część biznesu korporacji z Cupertino stała się w ostatnich latach jej fundamentem i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miał on ulec uszkodzeniu. Inna sprawa, że ów jeden fundament nie zostanie zastąpiony przez dwa silne filary – pozostałe produkty Apple będą jedynie tłem i dobudówką dla iPhone’a.

MacS 4

Niektórzy za niespodziankę (niepokojącą) uznają zapewne dalsze spadki sprzedaży iPada. W I kwartale o 16%, w II o 9% (w II kwartale 2013 roku sprzedano 14,6 mln iPadów, a w ostatnich trzech miesiącach 13,3 mln). Sprzęt, który początkowo był kreowany jako wspomniany drugi filar, drugie płuco Apple, traci na znaczeniu w wykresach obrazujących rozkład przychodów firmy. Dzisiaj wiadomo już, że tablety nie mają przed sobą tak świetlanej przyszłości, jak niektórzy im wróżyli. Do tego doszła konkurencja i to na dwóch frontach: najpierw sprzęt z Androidem, teraz rozkręcający się segment urządzeń z platformami Microsoftu. Będzie tylko gorzej? Niekoniecznie.

Niedawno Apple i IBM ogłosiły, iż zamierzają współpracować na rynku biznesowym i to powinna być szansa dla iPada – tworzenie oprogramowania, które przypadnie do gustu firmom, może się okazać strzałem w dziesiątkę. Gra toczy się o naprawdę duże pieniądze i zdecydowanie nie można bagatelizować wspomnianego ruchu Tima Cooka. Warto przy tym dodać, że segment oprogramowania odgrywa coraz większą rolę w przychodach Apple i ta tendencja również nie powinna się zmieniać – wpływy będą rosnąć i w końcu mogą się stać drugim pod względem wielkości źródłem przychodów firmy.

MacS 5

Dwa kolejne segmenty to komputery oraz iPody. W przypadku pierwszego należy zawrócić uwagę na fakt, że sprzedaż wzrosła, a przychody nie były znacznie mniejsze od wyniku wygenerowanego przez iPada. To potwierdza, iż tablety nie zastąpią PC – obie grupy urządzeń będą się uzupełniać. W realizacji konkretnych zadań jeden produkt może być lepszy od drugiego, ale o pełnej dominacji mowy nie ma i raczej nie będzie. Tak zdecydowali użytkownicy. Nie zmieni tego nawet współpraca z IBM na polu biznesowym (mobilnym).

Swoistą ciekawostką jest los iPoda. To dzisiaj typowy outsider w raporcie Apple. Jego sprzedaż spada, podobnie jest z udziałem w ogólnych wynikach (margines). Cały czas jednak przynosi on Apple niezłe zyski (ostatnio sprzedano prawie 3 mln sztuk) i nie można wykluczać, że dostanie od Apple drugie życie. Przecież do dzisiaj nie zostało jasno określone, jakie zadanie stoi przed przejmowaną właśnie firmą Beats. Możliwe, że szykowany jest tu grubszy projekt, a jednym z elementów składowych będzie iPod. Lub coś na jego bazie.

MacS

Patrząc na te wyniki można odnieść wrażenie, że Apple skupi się na produkcie sztandarowym (iPhone) i obuduje go pakietem innych produktów i usług. Nawet jeśli firma zdecyduje się na wprowadzenie nowej gamy produktów, to nie będzie miała ona takiej siły rażenia, jak smartfony. iWatch, o którym branża mówi od lat, podzieli los iPada i stanie się jednym z kilku mniejszych silników Apple. Czy to duży problem? Niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie taki rozkład sił miał się zakończyć katastrofą: iPhone nie przestanie schodzić ze sklepowych półek niczym ciepłe bułeczki, problemy któregoś z mniej ważnych produktów będą nadrabiane innymi segmentami. Tym samym należy oczekiwać, że Apple nadal będzie prezentować raporty z rekordowymi wynikami…

Źródła informacji oraz grafik: apple.com, macstories.net

The post Dobre wyniki Apple – motorem napędowym pozostaje iPhone appeared first on AntyWeb.

Nokia Lumia 930 – pierwsze wrażenia

$
0
0
Nokia-Lumia-930-goes-official

Długo czekałem na ten moment, gdy na progu mojego domu znajdzie się przesyłka z Lumią 930 – najnowszym flagowcem Nokii. Telefon do mnie dotarł, korzystam z niego już 24 godziny i myślę, że nadszedł czas napisać, co na pierwszy rzut oka mi się w nim podoba. Nie wiem, czy pamiętacie, ale jakiś czas temu opublikowałem pierwsze wrażenia z użytkowania mojej prywatnej Lumii 920– do tego wpisu będę nawiązywać, porównując do 920-tki model 930.

Na model Lumia 930 czekałem przeszło dwa tygodnie, ponieważ egzemplarz, który miał trafić do mnie, zniknął gdzieś w świecie, a mi pozostało na niego czekać z niecierpliwością. Dzięki temu wszystkie wady, na które narzekali testerzy pierwszych 930-tek nie są przeze mnie zauważane, a to dlatego, że wiele z nich po prostu naprawiono..

Tak dobrze wykonanego smartfonu Nokii jeszcze nie było

Myślałem, że Lumia 920 jest bardzo dobrze zbudowanym smartfonem i nigdy nie będę chciał powrócić do smartfonów z aluminiowymi wstawkami – myliłem się. Ramka 930-tki bardzo fajnie podkreśla unikatowy design smartfona, a jej chłodna, nieco chropowata ramka znajdująca się na bokach urządzenia jest bardzo przyjemna w dotyku, nadając urządzeniu trochę agresji.  Bardzo spodobały mi się ostre, łatwe do wyczucia klawisze na jej prawym boku, które bardzo trudno wcisnąć przypadkowo, dzięki czemu nie zdarzyło mi się, abym kiedykolwiek wyciągnął telefon z kieszeni z uruchomionym ekranem. Tył flagowej Lumii jest niczym innym, jak klasycznym poliwęglanem, który w dotyku nie różni się od tego wykorzystanego do tworzenia obudowy Lumii 1020. Tak, jak w przypadku ramki, jest on matowy w dotyku i wygląda bardzo pozytywnie – w moim przypadku jest to kolor pomarańczowy.

Ekran marzeń

Na froncie Nokii Lumii 930 znajdziemy 5-calowy ekran wykonany w technologi OLED z filtrem polaryzującym Clear Black, dzięki czemu czerń jest idealnie czarna (1020 i 920 z czarnym motywem wyglądają przy niej fioletowo), a biel śnieżnie biała (w przypadku 1020 i 920 bardzo żółta/zielona). Rozdzielczość Full HD jest w przypadku tego telefonu strzałem w dziesiątkę, przy czym cieszy mnie ruch Nokii, blokujący możliwość ustawienia na ekranie dwóch rzędów kafelków – nie ma możliwości narzekania na wielkie kafle na ekranie. Nokia-Lumia-930-goes-official-2 Z racji, że jest to ekran OLED, a nie TFT IPS, czy Amoled, wybudzanie wyświetlacza za pomocą funkcji „Double Tap to Wake” trwa dwie sekundy dłużej niż w przypadku Lumii 920, a niewątpliwą wadą względem mojej prywatnej Nokii jest brak ekranu Glance Screen – szkoda, bardzo lubię tę funkcję. Co bardzo ciekawe, nie zauważyłem problemu z przypadkowymi fioletowymi odcieniami zamiast czerni w ustawieniach aplikacji, po wysunięciu tak zwanej „belki dolnej” – zawdzięczam to najpewniej aktualizacji, która pojawiła się parę godzin po tym, jak uruchomiłem po raz pierwszy telefon Nokii.

Wydajny jak diabli

Windows Phone 8.1 działa bardzo dobrze na procesorach Snapdragon S4, co niejednokrotnie udowodniała blogerom Lumia 920 i 1020. Procesor Snapdragon 800 i 2GB RAM wywołały we mnie zadziwienie, jako suchy fakt – ten system będzie działać jeszcze szybciej? Jak się okazało, system mobilny Microsoftu nie działa o wiele szybciej niż na Lumii 1020, co również muszę potwierdzić na przykładzie gier – Grand Theft Auto San Andreas działa dobrze, niezależnie od tego, czy gramy na 920-tce, 1020-tce, czy 930-tce. Bardzo zadowalającym faktem jest to, jak szybko Lumia 930 reaguje na wciśnięcie spustu migawki, czy też uruchomienie aplikacji Messengera, Facebooka (beta), Tweet It!, Poki, Phonly, czy 6taga – od wciśnięcia kafelka do pełnego uruchomienia się aplikacji mija zwykle maksymalnie 2 sekundy.

Jakość dźwięku jest zadowalająca, bateria trzyma krótko, a aparat…

Gdy postanowimy zagrać w jakąś zaawansowaną grę przy wydobywających się dźwiękach z głośnika multimedialnego, lub po prostu będziemy chcieli posłuchać swojej ulubionej piosenki bez podłączania słuchawek nie zawiedziemy się na jakości dźwięku wydobywającego się ze smartfonu, choć z drugiej strony, nie jest tak dobrze, jak mogłoby być. Nokia-Lumia-930-goes-official-3 Przy wysokim obciążeniu procesora ramka boczna zaczyna się nagrzewać, choć nie do tego stopnia, aby poparzyć nas w ręce. Telefon na jednym cyklu ładowania działa około godzinę/dwie dłużej od swojego poprzednika, co nie jest dobrym wynikiem – posiadacze Lumii 920 wiedzą  o czym mówię. Jakość zdjęć wykonywanych przednim, jak i tylnym aparatem jest bardzo dobra, a próbkę zdjęć zobaczycie przy okazji recenzji sprzętu, którą przeczytacie u nas za około dwa tygodnie – mam nadzieję, że uda mi się wydobyć z urządzenia Nokii jak najwięcej zalet i wad. Bądźcie czujni! Oprócz tego, postaram nagrać się parę krótkich filmików pokazujących wam, jak naprawdę działa Lumia 930 w porównaniu do modeli 920 i 1020. Grafiki: Nokia;

The post Nokia Lumia 930 – pierwsze wrażenia appeared first on AntyWeb.


The Sims 2 Pełna Kolekcja zupełnie za darmo na Origin!

$
0
0
431546-the-sims-all-sims2-collection

Jedni ich kochają, drudzy nienawidzą. Nie da się jednak zaprzeczyć faktom – seria The Sims to gra kultowa, która wpisała się w historię. Już niedługo nastąpić ma premiera najnowszej, czwartej już odsłony gry…

… i z tej okazji EA przygotowało dla nas solidny prezent – pełna kolekcja The Sims 2 jest dostępna do pobrania, za pomocą usługi Origin oczywiście, zupełnie za darmo. By tak się stało należy uruchomić aplikację Origin i wybrać opcję: aktywuj grę. Wtedy podajemy następujące hasło:

I-LOVE-THE-SIMS

Po chwili na naszym koncie pojawi się jedna, nowa pozycja, ale nie dajcie się zwieść. Podczas pobierania zauważycie, że całość zajmuje ponad 12 gigabajtów, a więc podczas gry będziemy mieli do dyspozycji nie tylko tak zwaną „podstawkę” gry, ale także następujące dodatki:

  • Na studiach
  • Nocne życie
  • Własny biznes
  • Zwierzaki
  • Cztery pory roku
  • Podróże
  • Czas wolny
  • Osiedlowe życie

Nie wiem czy pośpiech jest wskazany, ale na pewno nie zaszkodzi jak najszybciej dopisać do konta na Origin tę kolekcję. Oficjalnie podano, że czas mamy do 31 lipca.

Ja także mam za sobą „przygodę” z Simsami, kiedy to kilkanaściw lat temu zagrywałem się w pierwszą część gry. Pojawiające się później dodatki zwiększały nasze możliwości, lecz w pewnym momencie gra, że tak powiem „przeskoczyła rekina” (ang. jumped the shark) i takie dodatki jak Gwiazda czy Abrakadabra okazały się czymś, czego stolerować nie mogłem. Później historia zatoczyła koło po raz drugi, i trzeci, a już niedługo The Sims 4 stanie się faktem.

Przyznam, że chodzi mi po głowie po raz kolejny sprawdzić jak poradzę sobie w kierowaniu życia pewnego Sima wypróbowując jednocześnie to, co tym razem zdołało przygotować EA. Ale zanim to nastąpi możemy przypomnieć sobie to i owo grając w The Sims 2.

Proszę nie sugerować się główną grafiką, to tylko zdjęcie poglądowe, pełna lista dodatków dostępnych w paczce jest zawarta w tekście.

The post The Sims 2 Pełna Kolekcja zupełnie za darmo na Origin! appeared first on AntyWeb.

Nowy Skype dla Androida w końcu integruje się z książką adresową telefonu

$
0
0
DSC00031

Skype pozostaje standardem jeżeli chodzi o komunikatory z naciskiem na wideorozmowy. Był nim od dawna. Google miał szanse namieszać na rynku za pomocą Hangouts, który nie wymaga aplikacji do działania, jedynie przeglądarkę i w teorii oferuje więcej funkcji. Niestety Google zdecydował się na stałe powiązać go z serwisem Google+, który mocno zawęża grono odbiorców. Skype też ma swoje za uszami, między innymi traktowanie po macoszemu innych platform niż Windows. Tym bardziej cieszy najnowsza aktualizacja Skype dla systemu Android, która wreszcie integruje komunikator Microsoftu z systemem mobilnym Google.

Do tej pory Skype bytował w telefonie z systemem Android jako zupełnie osobny, odizolowany byt. Jedną opcja integracji jaką kojarzę, była możliwość wyboru podczas dzwonienia do kontaktu z książki adresowej, czy chce się wykonać połączenie za pomocą standardowego telefonu czy Skype’a, która mnie bardziej irytowała niż pomagała. Jak zauważył Edgar Cervantes z serwisu Android Authority– Skype sprawia wrażenie telefonu w telefonie – ze swoją własną książką adresową i systemem nawiązywania połączeń.

DSC00032

Nowe wydanie komunikatora oznaczone symbolem 5.0 ma to wreszcie zmienić. Skype dostaje dostęp do głównej książki adresowej w telefonie oraz poprosi o weryfikacje numeru telefonu użytkownika. Tym sposobem osoby korzystające ze Skype będą mogły być wyszukane przez skojarzenie numerów telefonów, nawet jeżeli książka adresowa nie posiada informacji, że dany kontakt posiada również konto Skype. Na tym nie koniec. Osoby, które zalogują się do Skype za pomocą konta Microsoftu umożliwią również dopasowanie kontaktów korzystając z adresów e-mail. Jednym słowem Skype wykorzysta wszystkie możliwości, żeby wskazać wszystkich użytkowników komunikatora, których mamy w swoich kontaktach.

Microsoft pomyślał również o osobach obawiających się o swoją prywatność. Numer telefonu nie będzie domyślnie publicznie dostępny. Można również zablokować wyszukiwanie naszego konta przez innych użytkowników po numerze telefonu, jak i zblokować automatyczne dodawanie kontaktów Skype bazujące na nowych mechanizmach. Słowem, użytkownik ma pełną kontrolę i możliwość wyboru co i jak będzie działać. Nie ma obaw, że jak w przypadku Google+, wszystkie kontakty przymusowo trafią do książki adresowej, robiąc bałagan.

skype-contacts

Aktualizacja powinna być już dostępna w sklepie Google Play, jednak Microsoft planuje uruchomić weryfikację numerów dopiero na przestrzeni najbliższych miesięcy, a więc instalacja najnowszej wersji Skype nie równa się jeszcze automatycznym uruchomieniem nowych opcji. Na to przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

The post Nowy Skype dla Androida w końcu integruje się z książką adresową telefonu appeared first on AntyWeb.

Facebook nie rośnie? Bzdura

$
0
0
money-facebook

Facebook pochwalił się swoimi wynikami finansowymi a miniony kwartał. Dość łatwo wyciągnąć wnioski na podstawie tych liczb – gigant rośnie i ma się dobrze. Przy czym owe wzrosty dotyczą nie tylko finansów, ale również liczby użytkowników. Historie o upadku i regresie biznesu Zuckerberga można póki co włożyć między bajki.

Wyniki za drugi kwartał 2014 roku, który zakończył się 30 czerwca są po prostu bardzo dobre i pozwalają z dużym optymizmem patrzeć w przyszłość. Przychód Facebooka w tym okresie wyniósł 2,91 mld dolarów, a więc o 61 proc. więcej niż przed rokiem, kiedy to zanotowano 1,81 mld dol. Zdecydowaną większość wygenerowały oczywiście reklamy, co przyniosło łącznie 2,68 mld dol. Pozostałą kwotę (234 mln dol.) pozyskano dzięki opłatom za różnego rodzaju usługi. Wszystko to przekłada się na imponujący zysk netto w wysokości 791 mln dol. W porównaniu do analogicznego okresu w roku 2013 (333 mln dol.) jest to wzrost o 138 proc.

screen shot 2014-07-23 at 4.12.51 pm

Facebook zbiera owoce intensywnych działań na polu platform mobilnych. Urządzenia takie, jak smartfony czy tablety generują w firmie Zuckerberga aż 62 proc. przychodu. To o 21 p. proc więcej niż w drugim kwartale roku 2013. COO serwisu, Sheryl Sandberg podała, że przychody z mobilnej reklamy wzrosły o 151 proc., a to nie koniec bo baza reklamodawców ciągle się poszerza.

screen shot 2014-07-23 at 4.13.08 pm

Są zatem powody do świętowania, bo to obecnie najbardziej przyszłościowy segment rynku. Z mobilnego Facebooka średnio miesięcznie korzysta 1,07 mld  użytkowników (wzrost o 31 proc. w skali roku). Spośród tej liczby 399 mln to osoby, które używają wyłącznie aplikacji mobilnych, rezygnując całkowicie z desktopów. Jeżeli dodamy do tego Instagram oraz WhatsApp otrzymamy naprawdę solidny potencjał, który pozwoli Facebookowi generować satysfakcjonujące zyski przez bardzo długi czas.

screen shot 2014-07-23 at 4.12.38 pm

A skoro o komunikatorach mowa, codziennie użytkownicy Facebooka przesyłają do siebie 12 mld wiadomości. Rośnie też popularność Messengera, z którego korzysta już ponad 300 mln osób. Jak poinformowano na konferencji prasowej, komunikator ten ma w nadchodzącym okresie stanowić jeden z kluczowych elementów rozwoju serwisu.

screen shot 2014-07-23 at 4.20.17 pm

Jak wygląda popularność największego na świecie serwisu społecznościowego ogółem? Pod koniec czerwca br. zanotowano 1,32 mld aktywnych użytkowników. W skali roku daje to przyzwoity (jak na tak rozwinięty biznes) wzrost na poziomie 14 proc. Na plusie jest też słupek wskazujący dzienną liczbę użytkowników – w skali roku zanotowano tutaj wzrost o 19 proc. i aktualny wynik sięga 829 mln.

Co dalej? Facebook nie próżnuje. Aktualnie trwa wdrażanie reklam wideo na szeroką skalę, które mają pozytywnie odbić się na generowanych na tym polu przychodach. Przedstawiciele firmy jasno zaznaczają – nie będziemy sprzedawać produktów, ale e-commerce stanowi istotny element naszej strategii. I dlatego już niebawem obok guziczka „Like” mamy zobaczyć ikonkę „Buy”. Facebook chce udostępnić firmom możliwość handlowania na Facebooku i skuteczniejszego docierania do klientów.

Na polu reklamy mają być widoczne natomiast zmiany jakościowe. Facebook zarzeka się, że chce uczynić komunikaty tego typu atrakcyjnymi i przydatnymi. W związku z tym, będzie się obrywało wszystkim generatorom „LOL contentu” rozprowadzaczom memów i innym niezbyt wartościowym merytorycznie fanpage’om. Jak to wszystko będzie wyglądało w praktyce? Zobaczymy, mam nadzieję, niebawem.

A ja po cichu liczę, że w tej wielkiej machinie robiącej pieniądze znajdzie się ktoś, kto w końcu zwróci uwagę na to, że strumień newsów na Facebooku wygląda jak śmietnik. Chronologia postów jest jakimś kiepskim żartem, a sposób doboru wyświetlanych informacji jest niezrozumiały chyba nawet dla samych autorów algorytmów za to odpowiadających. Może większości użytkownikom to nie przeszkadza, ale jak dla mnie, jeżeli Facebook ma się stać głównym narzędziem do komunikacji oraz dostarczania informacji, powinien na tym polu działać bezbłędnie. A tymczasem dziś od rana torpedują mnie posty z 16 lipca (mimo przełączenia się na wyświetlanie najnowszych, a nie najciekawszych treści w strumieniu). I tak od kilku miesięcy.

The post Facebook nie rośnie? Bzdura appeared first on AntyWeb.

Gwóźdź do trumny DVD i Blu-Ray?

$
0
0
1

Dystrybucja cyfrowa opanowała rynek. Usługi typu VOD, te legalne i te nieco mniej, skutecznie wyleczyły widzów z chęci zakupów i posiadania produkcji filmowych na jakichkolwiek nośnikach. Wydaje się, że streaming, lub po naszemu strumieniowanie, to najwygodniejszy i najprostszy sposób na zapoznanie się z najnowszym odcinkiem ulubionego serialu. Są też tacy, którzy swoje kolekcje na półkach powoli zamieniają w cyfrowe biblioteki kupując filmy w iTunes, CDP.pl i innych sklepach, a propozycja Apple w postaci iTunes Extra ma szansę przekonać ich do porzucenia pudełkowych wydań raz na zawsze.

Fizyczne nośniki są w odwrocie. Coraz częściej mówi się o Blu-Rayu, jako ostatnim tego typu produkcie – strumieniowanie materiałów i cyfrowe sklepy z multimediami przekonują do siebie coraz większą liczbę klientów i wcale się temu nie dziwię. Za pomocą jednego, góra dwóch kliknięć możemy nabyć cały sezon serialu, filmową trylogię czy dyskografię niemal każdego wykonawcy. Coraz szybsze łącza pozwalają na błyskawiczne pobieranie filmów nawet w najwyższej jakości, gdzie rozmiary plików sięgają nawet 10GB i więcej. Taki plik można zazwyczaj pobrać ponownie w przypadku usunięcia lub awarii, choć jeszcze nie wszyscy na to pozwalają.

Z nieznanych chyba nikomu poza Apple przyczyn (a jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo przecież o co chodzi), firma nie podjęła decyzji o wprowadzeniu iTunes in the Cloud dla kategorii filmowej w naszym kraju, dlatego raz pobrany plik najlepiej od razu skopiować w kilka miejsc, by mieć pewność że go nie utracimy. Oczywiście jest miejsce na pewne odstępstwa i po kontakcie z supportem Apple możliwe jest wyproszenie umożliwienia ponownego pobrania – mówię o tym z własnego doświadczenia, gdy iTunes postanowiło dwukrotnie pobrać film w wersji SD, zamiast dwóch różnych plików: SD i HD. Wymiana e-maili z niejaką Christine zaskutkowała naprawieniem problemu, a film w obydwu wersjach oraz dodatkami iTunes Extras wylądował na moim dysku twardym.

3990749493_2e1e641a1a_b

Filmy na DVD i Blu-Ray zachęcają nie tylko samą opowieścią, ale także dyskami dodatkowymi. Dla fanów przeróżnych serii była to doskonała szansa na rozszerzenie wiedzy na temat kulisów powstawania produkcji i nie tylko. Wydania trzy-, a czasem i nawet czteropłytowe nikogo nie dziwiły. Wraz ze wzrostem popularności treści cyfrowych dostępnych w Internecie okazało się, że prawdopodobnie zabraknie miejsca na tego typu dodatki. Jak sporo osób, mam kilka ulubionych serii filmowych i pojedynczych tytułów, które po prostu chcę mieć na własność. Sugeruję się przy tym pewną kategoryzacją i te najlepsze staram się sukcesywnie nabywać na Blu-Ray’u, a te półkę niżej w iTunes w wersji HD. Sentyment do dodatków jednak pozostał i korzystając z wielu wyprzedaży i przeróżnych okazji zdarza mi się uzupełniać kolekcję filmów na DVD, gdzie pierwszorzędną rolę odgrywa jednak płyta z dodatkami. To może się wkrótce zmienić, gdyż Apple oferując nam jedynie cyfrowe dobra, nie zamierza rezygnować z innych “uprzyjemniaczy”, czyli dodatków. Kilka dni temu firma wykonała kolejny krok ku temu, by dać klientom do zrozumienia, że iTunes Extra nie są jedynie wymysłem, fanaberią która niedługo zniknie z oferty, lecz należy je potraktować jako integralną część filmowego asortymentu iTunes Store. Dlatego dodatki oprócz dostępności na komputerach Mac i PC będą obsługiwane także na Apple TV oraz urządzeniach z iOS8 po jesiennej premierze systemu.

Zrzut ekranu (258)

Zrzut ekranu (259)

Zrzut ekranu (260)

Dla takich klientów jak ja, jest to fantastyczna informacja, dlatego po wypatrzeniu dobrej oferty zdecydowałem się sprawdzić jak iTunes Extra sprawdzają się w praktyce. Wybór padł na oryginalną, pierwszą część serii Planeta Małp z 1968 roku, która oferowana jest w HD oraz ponad trzema godzinami dodatków. Jak na dodatkowy materiał przystało, nie jest on ukryty w poszczególnych folderach na dysku, lecz do czynienia mamy z doskonale znanym nam z DVD czy Blu-Ray menu wyboru. Po włączeniu filmu i wybraniu trybu pełnoekranowego pomylenie filmu z iTunes z wydaniem na DVD może być bardzo łatwe. Animowane elementy graficzne, muzyka w tle i zwyczajnie klikalne pozycje umożliwiające wystartowanie filmu lub wybranie dodatków to coś co znamy doskonale od pewnego czasu. Wykonanie kopii zapasowej jest bezproblemowe, wystarczy skopiować dane foldery na inny dysk, a później w razie potrzeby z powrotem dodać je do biblioteki programu iTunes.

Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że jest to godny zastępca dla dysków dodatkowych w wydaniach Blu-Ray czy DVD. Jednakże lista podpunktów rozpoczynających się od słowa “jeśli” jest zbyt długa, by oferta Apple mogła okazać się szeroko pojętym standardem. Odtwarzanie filmów na komputerze możliwe jest tylko w programie iTunes, na telewizorze tylko przy użyciu Apple TV i na urządzeniach mobilnych tylko z logo nadgryzionego jabłka na obudowie. To jedynie wierzchołek góry lodowej wymagań, które należy spełnić, by móc w pełni cieszyć się oferty Apple. To jednak wystarczy, by spora część klienteli zrezygnowała z iTunes Store przy pierwszym podejściu.

Zdjęcie: Flickr.

The post Gwóźdź do trumny DVD i Blu-Ray? appeared first on AntyWeb.

Wiedźmin doczekał się własnej konferencji

$
0
0

Wiedźmin będzie się doktoryzował. A raczej, przepraszam, będą się inni doktoryzować nad nim! W październiku odbędzie się bowiem we Wrocławiu konferencja pod hasłem „Wiedźmin – bohater masowej wyobraźni”. Organizatorem wydarzenia jest stowarzyszenie badaczy popkultury i edukacji popkulturowej Trickster.

Niezmiernie mnie cieszą wszelkie inicjatywy, które próbują łączyć gry z nauką, udowadniając przy tym, że komputerowa rozrywka jest częścią światowej kultury, a nie młodzieżową patologią.

Geralt z Rivii jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci współczesnej polskiej popkultury – piszą organizatorzy. – Nic zatem dziwnego, że pierwowzór powieściowy doczekał się wielu adaptacji – tak powstały komiksy, film, serial, gry fabularne oraz gry komputerowe. Zwłaszcza te ostatnie uczyniły z Białego Wilka bohatera powszechnie znanego na całym świecie, w tym również w krajach, do których cykl powieści o wiedźminie jeszcze nie dotarł.

Wszystkie te wcielenia słynnego zabójcy potworów powodują, że można tę postać rozpatrywać w kategorii fenomenu kultury popularnej. Fenomenu, który szybko zdobył uznanie w Europie i poza nią, a obecnie staje się formą inspiracji dla twórców różnych dziedzin sztuki z wielu krajów.

Geralt z Rivii stanowi również doskonały przykład efektywnej i efektownej zarazem promocji produktu polskiej kultury popularnej – promocji, która w wielu aspektach okazała się pionierska w światowym marketingu.

Dlatego też fenomenowi wiedźmina i wszystkiemu, co wiąże się z jego uniwersum, należy przyjrzeć się w sposób interdyscyplinarny.

Interesuje nas zarówno analiza poszczególnych tekstów, jak i związków między nimi, stosowanej w ich promocji strategii marketingowej oraz ich recepcji (zwłaszcza zaś – recepcji zagranicznej). Chcielibyśmy podjąć próbę całościowego opisania marki, wskazania na mechanizmy nią rządzące i decydujące o tym, że w warunkach, w których globalna popkultura zdominowana jest przez produkty amerykańskie, produkt polski osiąga tak duży sukces.

Do udziału w konferencji organizatorzy zapraszają studentów, doktorantów i pracowników naukowych reprezentujących takie dyscypliny jak literaturoznawstwo, kulturoznawstwo, antropologia, socjologia, filmoznawstwo, marketing, ekonomia czy ludologia.

Proponowane zagadnienia:

  • literackie strategie kreowania uniwersum wiedźmina;
  • Geralt z Rivii jako bohater fantasy;
  • wiedźmin na polskim i światowym rynku książki;
  • wiedźmińska kultura konwergencji;
  • adaptacje prozy Sapkowskiego na języki różnych mediów (gry komputerowe, film, komiksy, gry fabularne);
  • źródła sukcesów i porażek wiedźmińskiej franczyzy;
  • recepcja polska i zagraniczna;
  • wiedźmińska kultura fanowska;
  • strategie promocyjne cyklu powieści i jego adaptacji;
  • wiedźmin a specyfika polskiej popkultury
  • wpływ wiedźmina na krajobraz polskiej literatury fantastycznej;
  • przekłady powieści o wiedźminie w perspektywie translatologicznej i komparatystycznej;
  • przodkowie Geralta z Rivii – inspiracje twórców różnych wizerunków wiedźmina;
  • parodie, pastisze, nawiązania do uniwersum wiedźmina;
  • płeć, erotyka i seks w powieści i jej adaptacjach;
  • perspektywy dalszego rozwoju franczyzy;
  • pozawiedźmińska twórczość Andrzeja Sapkowskiego.

Ogłoszenia parafialne

  • Termin: 17-18 października 2014 r. Miejsce: CaféTHEA (Instytut im. Jerzego Grotowskiego), Przejście Żelaźnicze 4, Wrocław.
  • Rada naukowa konferencji: dr hab. Anna Gemra, prof. UWr, dr hab. Bogdan Trocha, prof. UZ, dr Tomasz Z. Majkowski (UJ).
  • Organizacja: Adam Flamma (przewodniczący komitetu organizacyjnego), Stowarzyszenie Badaczy Popkultury i Edukacji Popkulturowej “Trickster”, CaféTHEA.
  • Opłata konferencyjna: 100 zł (koszt materiałów konferencyjnych, przerw kawowych i publikacji pokonferencyjnej).
  • Zgłoszenia: do 21 września 2014 r. za pomocą formularza. Kontakt: stowarzyszenie@tricksterzy.pl. Przewidywany czas wystąpienia: 20 minut.
  • Języki konferencji: polski, angielski, rosyjski.
  • Organizatorzy uprzejmie proszą o wygłoszenie, a nie odczytanie wystąpienia (mile widziana prezentacja multimedialna), punktualne przybycie i o udział w pozostałych panelach konferencji.

Trickster

Stowarzyszenie Badaczy Popkultury i Edukacji Popkulturowej „Trickster” powstało we Wrocławiu w 2013 roku, a jego członkami są studenci i doktoranci różnych kierunków (m.in. filologii polskiej, kulturoznawstwa, etnologii, dziennikarstwa, historii itp.), zainteresowani interdyscyplinarnymi badaniami na kulturą popularną zarówno w jej współczesnym, jak i historycznym aspekcie. Dzięki temu jego członkowie mogą zintensyfikować swoją dotychczasową aktywność badawczą i edukacyjną, prowadzoną m.in. w ramach Koła Naukowego Badaczy Popkultury „Trickster”.

1961657_779760488720466_1886696497_n

Do głównych celów stowarzyszenia należy prowadzenie wielostronnych, interdyscyplinarnych badań nad kulturą popularną oraz popularyzacja ich wyników. Zadania te „Trickster” realizuje, organizując konferencje, otwarte wykłady i sympozja, oraz przygotowując publikacje naukowe i popularnonaukowe. Obok aktywności badawczej „Trickster” prowadzi również działalność związaną z edukacją popkulturową.

Dane kontaktowe

Stowarzyszenie Badaczy Popkultury i Edukacji Popkulturowej „Trickster”
ul. Czerniawska 4a/11
50-576 Wrocław
stowarzyszenie@tricksterzy.pl

Zarząd

Michał Wolski– prezes, absolwent filologii polskiej oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu badań struktur wyobrażeniowych i ich zastosowaniu w refleksji teoretycznoliterackiej. Jego zainteresowania badawcze obejmują historię literatury współczesnej, krytykę fantazmatyczną, tematologię, imaginologię oraz refleksję nad kulturą popularną. Zajmuje się również zagadnieniami z zakresu typografii, edytorstwa i marketingu wydawniczego. W wolnych chwilach odsypia.

Szymon Makuch– wiceprezes, doktorant Wydziału Filologicznego UWr, licencjat administracji na UWr; wykładowca prawa autorskiego; główne zainteresowania: badanie problematyki nadnaturalnego przedłużania życia jako motywu literackiego i tematu pozaliterackiego, połączone ze zbieraniem receptur na eliksiry nieśmiertelności oraz legend o pochodzeniu śmierci. W wolnych chwilach z powodu inspiracji pracą naukową swego promotora, czyta epitafia nagrobne na małopolskich cmentarzach.

Kamila Kowalczyk– skarbnik, magistrantka filologii polskiej ze specjalizacją „Folklor, literatura popularna i młodzieżowa”. Zainteresowania naukowe: literatura fantasy i horror, zombie jako fenomen kulturowy, erotyka w kulturze, uniwersum DC Comics (Batman najlepszy!). Przygotowuje pracę magisterską o popkulturowych wizjach baśni braci Grimm.

Robert Dudziński– członek zarządu, student V roku filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim (specjalność edytorska), jego zainteresowania naukowe oscylują wokół różnych aspektów kultury popularnej: literackiej i filmowej fantastyki, sensacji i kryminału oraz ludologii. Obecnie przygotowuje pracę magisterską pt. Zbrodnie szklanego ekranu. Polski kryminał telewizyjny z lat 1965–1989 a powieść milicyjna. W wolnych chwilach pisuje na blogu oraz nie czyta Lacana.

Adam Flamma– członek zarządu, absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Zajmuje się szeroko rozumianą problematyką kultury popularnej oraz nowych mediów ze szczególnym uwzględnieniem gier wideo. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat wizerunku kobiety w popularnych grach wideo i jego odpowiedników w literaturze romantyzmu i modernizmu. Naukowo interesuje się relacją między mediami, społecznym odbiorem gier wideo oraz literaturą XIX w. i fantasy. Nienaukowo interesuje się dziennikarstwem, które czasami uprawia, psychologią sportu, futbolem i wszystkim, co wiąże się z kulturą Finlandii. W czasie wolnym cierpi na bezsenność z powodu natłoku pomysłów, które trzeba zrealizować. Bloguje na stronie: www.grymojegozycia.blogspot.com.

Źródło: tricksterzy.pl

The post Wiedźmin doczekał się własnej konferencji appeared first on AntyWeb.

Graliśmy w Sid Meier’s Civilization: Beyond Earth

$
0
0
Civilization Beyond Earth

W końcu ludzkość tak nabałaganiła na Ziemi, że jedynym wyjściem było wyruszenie w kosmos I znalezienie nowej planety, na której swoje bałaganienie zacznie od nowa.

W każdej „Ciwce” jednym ze scenariuszy zwycięstwa była podróż w kosmos i osiedlenie tam gatunku homo sapiens. W 1999 roku mogliśmy już raz rozwijać ten scenariusz poprzez grę Sid Meier’s Alpha Centauri. Teraz otrzymujemy powtórkę z rozrywki, jednak pod marką Civilization.

Nowe karty historii

Znana nam historia się skończyła. W przestrzeń kosmiczną poleciały statki z kolonistami, które otworzą zupełnie nowy rozdział w historii ludzkości. Trafiamy na nieznaną planetę, którą zamieszkują obce gatunki rośli i zwierząt. Szybko natrafiamy też na pozostałości po jakiejś inteligentnej rasie, która zamieszkiwała tę planetę. Wraz z naszym statkiem, na tę samą planetę trafiają pozostałe ekspedycje kolonistów, i jak to ludzkość ma w zwyczaju, zaczyna się zabawa w terytorialność, nieufność i podejrzliwość, która nie raz przemieni się w otwarty konflikt.

Civilization Beyond Earth_01

Na pokazie otrzymaliśmy jedynie 50 tur, które mogliśmy wykorzystać. Dodatkowo, był to sam początek gry, a każdy miłośnik Civilization wie, że w tym okresie tury lecą ja szalone. Miejsce, w które trafiliśmy jest faktycznie inne niż stara Ziemia. I to wewnętrznie fascynuje. Nie wiemy na co natrafimy, jakie nowe miejsca odnajdziemy, co spotkamy na naszej drodze. O ile poprzednie Cywilizacje zawsze opowiadały o historii ludzkości od czasów zakładania pierwszych osad, to ich rdzeniem była właśnie historia ludzi. Tutaj trzeba było popuścić wodze fantazji i to w zakresie nowoczesnych technologii oraz tego, jak mogą potoczyć się losy kolonistów.

Dlatego też w Beyond Earth po raz pierwszy mamy do czynienia z systemem zadań. Ich wykonywanie daje nam wymierne korzyści. Zadania nie są bardzo skomplikowane, przynajmniej na początku. To może być wynalezienie konkretnej technologii, zajęcie jakiegoś obszaru, czy odnalezienie ładunków z zasobami, które trafiły tu z Ziemi.

Innym ważnym aspektem jest określenie ścieżki, jaką będzie podążać nasza cywilizacja. Możemy zdecydować się na drogę czystości, która głosi, że nowe miejsce powinno jak najszybciej zacząć przypominać starą Ziemię. Jeśli uważamy, że to miejsce to dopiero każdy przystanek, a człowiek powinien zmieniać się tak, żeby móc mieszkać w dowolnym zakątku wszechświata, to idealną ścieżką jest supremacja. Możemy też uznać, że jedynym sposobem na przetrwanie, jest wejście w symbiozę z otaczającym nas ekosystemem.

W zależności od obranej drogi postępowania, w trakcie rozgrywki będziemy otrzymywać inne zadania oraz będą interesować nas inne technologie. A w tej kwestii jest z czego wybierać.

Techniczna sieć

Patrząc na „drzewko” technologiczne w Beyond Earth można poczuć się zagubionym. W poprzednich odsłonach serii, technologie rozwijało się w sposób liniowy. W najnowszym projekcie Firaxis, otrzymujemy sieć. Zaczynamy w jej centrum i zaczynamy rozszerzać naszą wiedzę na boki. Każda odnoga wzbogacona jest o kilka „podtechnologii” związanej z głównym kierunkiem badań. I trzeba przyznać, że mamy w czym wybierać. Oprócz znanych kierunków tj. fizyka, czy biotechnologia, z czasem zaczynamy badać kierunki coraz bardziej idące w kierunku science-fiction.

Civilization Beyond Earth_02

Sama rozgrywka w Civilization: Beyond Earth, przynajmniej na początkowym etapie, przypomina piątą odsłonę serii. W moim odczuciu to bardzo dobre posunięcie. Interfejs jest przejrzysty, wszystko jest bardzo klarownie wytłumaczone, a związek przyczynowo skutkowy wyraźnie wskazany. Każdy, kto miał styczność z „piątką” powinien błyskawicznie odnaleźć się w nowej grze od Sida Meiera.

Pięćdziesiąt tur przeleciało jak z bicza strzelił. Pozwoliło to jedynie liznąć nowości, które zawitają w Beyond Earth. Teraz pozostaje czekać z niecierpliwością do 24 października, kiedy to rozpocznie się nowy rozdział w wirtualnej historii ludzkości.

The post Graliśmy w Sid Meier’s Civilization: Beyond Earth appeared first on AntyWeb.

Sony rozda 15 milionów dolarów dla użytkowników m.in. PlayStation, jako zadośćuczynienie za włamanie do PSN w 2011 roku

$
0
0
playstationnetwork

Pamiętacie jeszcze wielką aferę z włamaniem do sieci PlayStation Network w 2011 roku? Ależ to był dramat: usługi sieciowe niedziałające przez prawie miesiąc, wykradzione dane z dziesiątek milionów kont niczemu niewinnych użytkowników. Niedługo zobaczymy już chyba ostatni akt tego przedstawienia – Sony zgodziło się na ugodę sądową dotyczącą odszkodowań za całą sytuację.

Ciężko właściwie mówić o odszkodowaniach. Wedle umowy, na którą przystali prawnicy japońskiej korporacji, firma „wypłaci” piętnaście milionów dolarów w darmowych grach, skórkach do PlayStation Network i abonamencie PlayStation Plus.

Sześć milionów dolarów przeznaczonych zostanie dla osób, które nie skorzystały z programu „Welcome Back”, którym Sony próbowało przeprosić swoich użytkowników. Cztery miliony dolarów dostaną użytkownicy PSN, którzy skorzystali z tego programu. Cztery miliony pójdzie dla tych, którzy korzystali z sieci Sony Online Entertainment, a milion dolarów na odszkodowania dla osób, które ucierpiały z powodu kradzieży tożsamości, w zwiazku z włamem. Pojawią się dwie opcje do wyboru: gry z wybranego przez strony zestawu, albo pieniądze wypłacane w formie kredytu na kontach, odpowiednio 9 dolarów dla PSN i 4,5 dolara dla SOE. Ci, dla których wirtualnych pieniędzy nie starczy, otrzymają darmowy miesiąc w PlayStation Plus.

Zanim jednak rozgrzejecie swoje łase na darmowówki duszyczki, muszę Was rozczarować. Ugodę musi jeszcze zatwierdzić sąd – najbliższe posiedzenie w tej sprawie zaplanowane jest na… 1 maja 2015 roku. Następnie trzeba będzie złożyć aplikację, a Sony zweryfikuje czy faktycznie dane konto było poszkodowane przez owe niechlubne wydarzenia w 2011 roku (w praktyce – czy byliśmy wtedy użytkownikami PSN).

Będziemy musieli więc jeszcze trochę poczekać. No i ostatnia sprawa – ta ugoda może nie rozciągać się na użytkowników spoza USA. Szkoda, że i u nas sądy nie są takie cięte na duże firmy, a zwyczaj wnoszenia pozwów zbiorowych praktycznie nie istnieje.

Źródło: Dualshockers

The post Sony rozda 15 milionów dolarów dla użytkowników m.in. PlayStation, jako zadośćuczynienie za włamanie do PSN w 2011 roku appeared first on AntyWeb.


Nvidia Shield Tablet – czy to się sprzeda?

$
0
0
DSC_7939

Zaprezentowany oficjalnie wczoraj Nvidia Shield Tablet ma być swoistą rewolucją w domach graczy. Oto mały, 8-calowy tablet zastąpi stacjonarną konsolę, pozwoli grać w gry z pecetów, a także cieszyć się szeregiem innych, typowych dla Xboksa czy PlayStation funkcji. Czy aby na pewno to tak pięknie wygląda w praktyce?

Na pierwszy rzut oka tak. Mamy mały tablet, który po użyciu podstawki prezentuje się bardzo atrakcyjnie – szczególnie postawiony tuż obok telewizora. Na pewno robi to zdecydowanie większe wrażenie niż przypominająca odtwarzacz DVD konsola. Szczególnie, że sam tablet jest naprawdę ładny. Jego konstrukcja przypomina mi trochę smartfona HTC One. Oprócz wyświetlacza Nvidia umieściła na froncie dwa, naprawdę zaskakująco dobrze grające głośniki. Miejsce, w którym się znajdują oraz same krawędzie wykonano z metalu. Tył to natomiast dobrze znane z Nexusów gumowane tworzywo – nawet napis Shield trąci trochę najnowszymi gadżetami Google’a. Tutaj można też zobaczyć oczko tylnej kamerki oraz gniazdo, do którego chowany jest rysik. Co ciekawe, mimo pasywnego chłodzenia, Shield Tablet został wyposażony w niewielki otwór na jednej z krawędzi, który ma służyć do wentylowania wnętrza tabletu.

DSC_7986

Spore wrażenie robi sam kontroler, którego kształt chyba najbliżej ma do padów z Xboksa. Choćbym chciał, nie mogę napisać o nim nic złego. Podczas testów w Portalu oraz Trine 2 sprawdzał się naprawdę solidnie. Twórcom udało się intuicyjnie rozlokować wszystkie elementy. Boki to klasyka sama w sobie – dwa analogi, krzyżak oraz cztery przyciski funkcyjne X, Y, A, B. W centrum znajdziemy już gadżeciarskie dodatki, a więc przyciski sterowania głośnością, gładzik, guziczki home i back (do zarządzania funkcjami w Androidzie), a także dedykowany przycisk z logo Nvidii uruchamiający specjalne menu w grze. Na górnej krawędzi również sama klasyka – cztery triggery, a także złącza minijack i MicroUSB.

DSC_7970

DSC_7994

Jak w to się gra? Zaskakująco przyjemnie. Podczas prezentacji mieliśmy do dyspozycji kilka znanych tytułów. Ja się skupiłem na Trine 2, która olśniewała grafiką oraz Portalu 2, za którym nigdy nie przepadałem. Nie są to gry szczególnie wymagające, więc rozgrywka przebiegała bardzo płynnie bez jakichkolwiek spadków fps czy zacięć. Trochę gorzej to już wyglądało w przypadku War Thundera, którego prezentowana wersja znajdowała się jeszcze w stadium rozwoju.

DSC_7981

Szczególnie ciekawie wygląda natywna funkcja streamingu rozgrywki bezpośrednio na Twitcha. Możemy nie tylko na żywo dzielić się naszymi postępami, ale również dołączyć do nich np. obraz z przedniej kamery tabletu i na bieżąco komentować wydarzenia na ekranie. Ot ciekawostka i efekciarski gadżet, ale wyróżnia on zdecydowanie produkt Nvidii na tle innych rozwiązań tego typu.

DSC_7988DSC_7961

Streaming gier PC z serwerów Nvidii jest tutaj największym atutem i swoistym killerem. W momencie prezentacji funkcja ta raczkowała, ale pracownicy Nvidii przekonywali, że do jej działania naprawdę nie potrzeba wcale bardzo szybkiego łącza internetowego. Gry działały bez zająknięcia. Nie ukrywam, że widząc płynnie działającego GRID-a na tablecie z Androidem, byłem pod ogromny wrażeniem. Jeszcze większe wrażenie wywarła na mnie informacja, że gry te w dniu premiery będą bezpłatne. Nie wiadomo jednak na jak długo. Nvidia nie ukrywa bowiem, że będzie ten model zabawy monetyzować. Z tego też powodu tablet Shield jest tak tani (1199 zł), bo stanowi pewien wstęp do kolejnych przychodów generowanych przez zakup wirtualnych gier. Niestety nie znamy szczegółów ani tym bardziej cen, więc pozostaje czekać.

DSC_8003

Czy to się sprzeda? Obawiam się, że dla naprawdę hardkorowych graczy, którzy są targetem Nvidii, Shield Tablet może być zbyt dużym udziwnieniem. Na pewno dużym atutem jest fakt, że tak naprawdę otrzymujemy dwa urządzenia w jednym – pełnowartościowy tablet o bardzo atrakcyjnych parametrach z rysikiem w zestawie (ukrywanym w dodatku wewnątrz obudowy). Dokupując do niego gamepad mamy mobilną/stacjonarną konsolę, która zdecydowanie daje radę po podłączeniu do telewizora. Nie jestem jednak przekonany czy jest w stanie być alternatywną dla poczciwego Xboksa czy PlayStation. Pytanie, czy w ogóle ma nią być. Może Nvidia celuje raczej w osoby, które chcą po prostu mieć dodatkowy sprzęt do grania. Tylko czy jest ich dostatecznie wielu?

The post Nvidia Shield Tablet – czy to się sprzeda? appeared first on AntyWeb.

LG przestaje być chłopcem do bicia

$
0
0
LG G3 (2)

Raporty kwartalne pojawiają się niczym grzyby po deszczu, można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat sytuacji na rynku mobilnym, a szerzej w całej branży IT. Większość osób patrzy pewnie na wyniki największych gwiazd tego biznesu, ale zapewniam, że warto rzucić też okiem na osiągnięcia firm aspirujących do grona potentatów. Przykładem LG, które w końcu zaczyna udowadniać, iż nie rzuca słów na wiatr.

Korporacji LG kibicuję od kilku lat, poświęciłem jej wiele tekstów na AW (i nie tylko) i chociaż doceniałem konkretne ruchy czy produkty, to potem zawsze pojawiały się słowa krytyki, bo korporacja znowu robiła coś źle. Producent po prostu polubił hasło „miłe złego początki”. Mniej więcej od Nexusa z numerem cztery, czyli pierwszego stworzonego przez Google i LG, wpadki przytrafiały się rzadziej. Firma nie mogła jednak liczyć na to, że nagle podbije rynek – najpierw musiała zapłacić za błędy z przeszłości.

Koreańczycy nie odpuszczali i wprowadzali do oferty kolejne ciekawe smartfony (firma działa na wielu innych rynkach, ale skupię się na mobilnym – oni również przykładają do tego biznesu wielką wagę). Były to zarówno modele ze średniej i niższej półki z linii L, eksperyment w postaci G Flex, jak i wysoko oceniany przez testerów flagowiec G2. Wysokie oceny i zainteresowanie mediów nie przełożyły się jednak na dobre wyniki sprzedaży – okazało się, że G2 sprzedawał się kiepsko i w żadnym stopniu nie sprostał wymaganiom analityków, a zwłaszcza decydentów firmy. Pokuta trwała.

W końcu nadeszła premiera modelu G3 i nie brakowało opinii przekonujących, że teraz LG musi osiągnąć przyzwoite wyniki sprzedaży. Zaprezentowano świetny sprzęt, wprowadzono go na rynek, gdy spadło już zainteresowanie głównymi konkurentami, w odpowiedni sposób podbijano zainteresowanie produktem. Efekty? Pisałem już, że wedle doniesień z koreańskiego rynku, smartfon sprzedaje się naprawdę dobrze, możliwe nawet, że napędził stracha lokalnemu przeciwnikowi – gdyby Galaxy S5 przegrał z kretesem w domu z produktem LG, to wieść długo krążyłaby po branżowych mediach.

Wyniki sprzedaży z Korei to jedno, wyniki kwartalne to już inna kwestia. To one miały pokazać, czy LG zaczyna się rozkręcać. I pokazały – jest nieźle. Koreańska korporacja zanotowała wzrost sprzedaży smartfonów: LG Mobile Communications dostarczyło na rynek w drugim kwartale 14,5 mln smartfonów (1/3 ze wsparciem dla sieci LTE) i w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku oznacza to 20-procentowy wzrost. Przychody tego oddziału wyniosły ponad 3,5 mld dolarów, zanotowano także ponad 80 mln dolarów zysku operacyjnego. Mało? Po kilku kwartałach pod kreską może cieszyć nawet taka informacja.

Czy LG może odtrąbić sukces? Nie, LG powinno jeszcze bardziej przyłożyć się do pracy, by w kolejnym kwartale utrzymać dobre wyniki. A są na to spore szanse. Model G3 właśnie w bieżącym kwartale ma szanse na uzyskanie dobrego wyniku sprzedaży i jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to urządzenie powinno z nawiązką pobić wyniki swojego poprzednika. Ani HTC ani Samsung nie odesłały do kąta flagowca LG, to właśnie producent G3 może się teraz pochwalić najświeższym, a w opinii wielu komentatorów, także najbardziej kuszącym (pod różnymi względami) topowym modelem.

Smartfon G3 powinien też spełnić inne zadanie, jakie stawia się przed flagowcem: pociągnie sprzedaż pozostałych słuchawek z oferty LG. Będą to zarówno urządzenia wykorzystujące nazwę flagowca, jak i wspomniana linia L, która może skorzystać na rosnącej popularności marki LG. Tak swoją potęgę zbudował Samsung, jego śladami podąża teraz LG i trudno się temu dziwić – warto korzystać ze sprawdzonych rozwiązań.

Na koniec wspomnę jeszcze, że czysty zysk całego LG wyniósł w poprzednim kwartale blisko 400 mln dolarów. Całkiem przyzwoity wynik, znacznie lepszy od tego, jaki korporacja zanotowała w analogicznym okresie poprzedniego roku. Przychody również wzrosły w ujęciu rocznym i w ostatnim kwartale wyniosły prawie 15 mld dolarów. Do wyników potentatów z tego biznesu (zwłaszcza w zakresie zysków) LG nadal daleko, ale firma otrzymała w końcu potwierdzenie, że jej starania mają sens i przynoszą efekty. Oby tylko po raz kolejny nie okazało się, że to miłe złego początki.

Źródło grafiki: youtube.com

The post LG przestaje być chłopcem do bicia appeared first on AntyWeb.

Nowa era Apple i Microsoftu nastała, czy jest się czego bać?

$
0
0
Microsoftaa

Apple, Microsoft – dwie korporacje, które zmieniły świat technologii i przeniosły komputer do domów zwykłych ludzi, takich jak ja, czy wy. Firmy, których produktów lub wynalazków używamy na co dzień, zawdzięczają swoją dzisiejszą potęgę ich twórcom – Stevowi Jobsowi i Billowi Gatesowi, a później Stevowi Ballmerowi. Kult i marka, którą zbudowali wokół własnych produktów, pozwolił produktom Apple i Microsoftowi przetrwać próbę czasu, nadal będąc oprogramowaniem i sprzętem, którego chcą używać miliony – no, może pomijając kontrowersyjny system Windows Phone/RT.

Jest to wspaniałym wynikiem wielu lat poświęconych w tworzenie czegoś niezwykłego, co pozwoliło się wzbogacić właścicielom omawianych dziś korporacji, jednak przykład Steve Jobsa, którego nie ma już z nami od 2011 roku, pokazuje, że w życiu nie chodzi o to, aby zarabiać miliony i kumulować je na koncie jak chomik orzeszki – Jobs stworzył markę, która w tej chwili żyje własnym życiem, mając nieśmiertelną renomę i wiernych klientów, kupujących dobry sprzęt, który po prostu działa. Steve Jobs, tak jak Bill Gates posiadają także drugą, bardziej zwariowaną, dobroduszną stronę, która to pomogła milionom ludzi po prostu przetrwać. Organizacje charytatywne, pomoc finansowa dla ludzi poszkodowanych w różnych katastrofach i dbanie o własną rodzinę – Apple i Microsoft był dla nich dzieckiem, które dorosło i jak to jest w naturze, przeżyło swoich rodziców (w przypadku Apple).

Stare rządy się skończyły, trzeba skupić się na dzisiejszych standardach

W Apple rządzi Tim Cook, w Microsofcie Satya Nadella. Do tej pory prowadzili swoje korporacje tak, jak nakazywały tego plany na przyszłe lata sporządzone przez Jobsa i Ballmera, jednak przyszedł lub przyjdzie taki dzień, gdy zarówno Cook, jak i Nadella wezmą sprawy w swoje dłonie i zaczną budować Apple i Microsoft po swojemu. apple_macbook_2010_550 Zakup i rozwijanie Nokii, stworzenie iPhone 5C, liczne przecieki o większych smartfonach Apple, OS X Yosemite, przywrócenie menu Start do Windowsa 8.2 oraz możliwość całkowitego wyłączenia pulpitu, aplikacje dla Windows Modern i Windows Phone, jako jeden produkt, ciągłość pracy w ekosystemie Apple – to wszystko jest upragnioną ewolucją poprzedzoną cichą rewolucją – zmianą CEO. Zmiana szefa korporacji wymusiło zmiany w zarządzie, reklamie i produktach – Apple i Microsoft muszą stać się atrakcyjniejsze, niż jest to w tej chwili, gdy na boku rośnie gigantyczny przeciwnik – Google, który może skrupulatnie popsuć coś więcej, niż tylko znaczek na telefonie.

Post-PC is now

O tym, że żyjemy w erze Post-PC wspominałem wam już parę razy i jesteście świadomi tego, że o ile osoby wykorzystujące komputer do swojej pracy nie wyobrażają sobie zmiany swojego ukochanego Maka, komputera z Windowsem, czy Linuksem na tablet, czy smartfona, to z drugiej strony sprawa prezentuje się kompletnie inaczej, gdy jesteśmy Janem Kowalskim, albo raczej Jasiem, który nie lubi siedzieć przy komputerze. Nasz bohater, któremu co jakiś czas komputer ze starymi podzespołami nie pozwala grać w najnowsze tytuły, dostał od rodziców konsolę – on się cieszy, rodzice średnio (no ale taniej wyjdzie kupić jedną konsolę na 5,6 lat, jak co roku kupować podzespoły do komputera). Jako że nie musi korzystać już z komputera do grania, zaczyna coraz częściej korzystać ze swojego smartfona tylko dlatego, że dzięki niemu może być w kontakcie ze znajomymi gdziekolwiek się znajdzie, a strach przed rozładowaniem się urządzenia poskramia powerbankiem kupionym za około 50 złotych – życie staje się prostsze. microsoft-onedrive-livesino Internet mobilny nie jest drogi, w domu posiada sieć Wi-Fi, jego smartfon posiada przeglądarkę internetową, Facebooka, Twittera, YouTube, dziesiątki fajnych gier i aparat, dzięki któremu Jaś nie musi targać w plecaczku lustrzanki, PSP Vity, iPoda i paru innych urządzeń – jedyne czego pragnie i z czego korzysta to jego iPhone lub iPad (lub ich Androidowe i Windows Phone-owe odpowiedniki), tak więc smartfon staje się naszym przedłużeniem ręki. Rola Apple i Microsoftu w tej chwili jest zgoła inna, niż dziesięć lat temu, gdy ludzie szukali przenośnych komputerów – notebooków i netbooków. Dzisiaj korporacja z Redmond i Cuppertino musi dwoić się i troić dostarczając swoim użytkownikom dziesiątki przydanych usług, których będą mogli używać niezależnie od tego, czy będą przy biurku, w szkolnej ławce, w autobusie, czy nad morzem, podczas wakacyjnego wyjazdu.

Urządzenia mobilne znów są PRIORYTETEM

Nowa era Apple i Microsoftu nastała, ponieważ zarówno Apple, jak i Microsoft zaczęły tworzyć coś kompletnie innego, choć znanego – do tej pory mocno opcjonalnego. Firma Jobsa i Gatesa przespała rewolucję mobilną – tę naprawdę mobilną, dzięki której ludzie coraz śmielej porzucają klasyczne komputery PC i laptopy na rzecz smartfonów, tabletów, hybryd i chmur internetowych, gdzie trzymają swoje zdjęcia, dokumenty, ale i kontakty, czy wiadomości SMS – jak zrobiło to Google. Dawne czasy obaw o kradzież, czy uszkodzenie swojego laptopa/telefonu po prostu zniknęły, a wszystko to zawdzięczamy Apple, Google i Microsoftowi. Google jakoś sobie radzi, co jakiś cykliczny czas zataczając koło, które nie ma na celu odgrzać przestarzałych kotletów, a ukazać stare funkcje w nowym, nieznanym do tej pory świetle. Apple nadal jest korporacją, której popularności nikt i nic nie jest w stanie zaszkodzić, a to dlatego, że od wielu lat stawiają na produkty i usługi jedynie dla klientów, którzy świadomie wydają kupę kasy za sprzęt, który jest tego wart, choć żelazne zasady Jobsa są coraz rzadziej stosowane. Microsoft otwiera się na rynek mobilny, coraz mocniej promując Windows Phone i Windows Modern, co jak wiecie, pozwala mu znajdować coraz więcej użytkowników, bo tanie telefony i tablety z platformą korporacji z Redmond działają bardzo wydajnie. only-starter-iphone-jobs-pic-131004

 Czas się obudzić

Moim zdaniem, większość ludzi nie zauważyła tego, jak szybko internet przestał być narzędziem do pracy i nauki, ewoluując do roli dobra „naturalnego”, dzięki któremu znajdujemy informacje, zarabiamy, komunikujemy się, ale również planujemy zbrodnie, czy okradamy ludzi. Żyjemy w erze Post-PC, dlatego też musimy kłaść o wiele większy nacisk na bezpieczeństwo naszych danych, jak i naszych smartfonów – Apple, Google i Microsoft próbują walczyć o nasze względy, co pokazuje, że role się odmieniły – teraz to klient ma prawo głosu, a firmy muszą zrobić dla niego wszystko, bo w końcu naturalne granice pomiędzy tym, jakiego systemu i urządzenia używamy powoli się zacierają – korzystamy ze stron internetowych, usług i aplikacji, które znajdziemy w każdym systemie, czy to komputerowym, czy mobilnym. Nie możemy bać się zmian w Apple i Microsofcie, ponieważ są one następstwem wielkich zmian Google, które uważam za słuszne – chmury, jak i internet kiedyś nam zaszkodzą, jednak nie można traktować go jak zła koniecznego, bo w końcu skończymy, jak ta Nokia przed ofertą Microsoftu – zacofani i wyrwani z kontekstu, żyjąc we własnym pryzmacie, próbując ze wszystkich sił udowodnić światu, że jest nam w tym stanie dobrze. Grafiki: Microsoft; Apple; AppleInsider;

The post Nowa era Apple i Microsoftu nastała, czy jest się czego bać? appeared first on AntyWeb.

WiMP HiFi trafia do nowych, młodych słuchaczy – jakość muzyki ma jednak znaczenie?

$
0
0
TOP_Arctic Monkeys-tile

Dla wielu osób nie liczy się jedynie to czego słuchają, ale także jak słuchają. Smartfon i słuchawki z zestawu to dla wielu codzienność, dla innych ostateczność. Podobnie sytuacja rysuje się z formą dystrybucji muzyki – nośniki fizyczne są w odwrocie, a usługi streamingowe kuszą coraz niższymi cenami i coraz większym wyborem oraz wygodą.

WiMP postanowił połączyć obydwa światy – wygody i jakości. WiMP w wersji HiFi umożliwia odsłuchiwanie niemalże całego zasobu usługi (ponad 20 milionów utworów) w bezstratnym formacie FLAC lub ALAC (na urządzeniach iOS). To musiało odbić się na cenie subskrypcji, która w porównaniu do konkurencji wzrosła dwukrotnie i wynosi 39,99 zł.

Nie jest to oczywiście oferta dla wszystkich. By usłyszeć różnicę potrzebny jest nieco lepszy sprzęt oraz tzw. „ucho”, które doceni lepszą jakość dźwięku. Jak się okazuje wcale nie tylko szeroko pojęci starsi użytkownicy i audiofile sięgają po usługę w tej wersji. Takie wnioski można wyciągnąć przeglądając najnowsze 25 najpopularniejszych albumów w okresie od marca do początku lipca, gdzie znalazły się prawie same nowości.

  1. Artur Rojek – Składam się z ciągłych powtórzeń
  2. Michael Jackson – XSCAPE
  3. Indila – Mini World
  4. George Michael – Symphonica (Deluxe Version)
  5. Pharrell Williams – G I R L
  6. The Dumplings – No Bad Days
  7. Daft Punk – Random Access Memories
  8. Damon Albarn – Everyday Robots
  9. Jack White – Lazaretto
  10. Tori Amos – Unrepentant Geraldines
  11. London Grammar – If You Wait
  12. Howard Shore – The Hobbit – The Desolation Of Smaug
  13. Lykke Li – I Never Learn
  14. KRÓL – Nielot
  15. Dawid Podsiadlo – Comfort and Happiness
  16. Xxanaxx – TRIANGLES
  17. Arctic Monkeys – AM
  18. Lana Del Rey – Ultraviolence
  19. Todd Terje – It’s Album Time
  20. Avicii – True
  21. Bednarek – Jestem…
  22. Imagine Dragons – Night Visions
  23. Katy Perry – PRISM
  24. Adam Strug & Stanisław Soyka – Strug. Leśmian. Soyka
  25. Paolo Nutini – Caustic Love

Zakładając, że starsi użytkownicy poszukujący swoich ulubionych nagrań w lepszej jakości wybraliby WiMP HiFi to zestawienie wyglądałoby zapewne nieco inaczej. Zestawienie otwiera najnowszy album Rojka, zaś na drugim miejscu znalazł się album XSCAPE Michaela Jacksona. Na dalszych pozycjach zauważymy albumy Daft Punk, Pharella Williamsa, Jacka White’a i Arctic Monkeys oraz Lany Del Ray. W TOP 25 HiFi są także inne polskie akcenty jak Dawid Podsiadło czy Kamil Bednarek. Czy można więc sądzić, że WiMPowi udało się trafić w niszę na rynku i odpowiedzieć na istniejace zapotrzebowanie? Tak mi się właśnie wydaje. Obecność niektórych krążków w TOP 25 nie jest dziełem przypadku, a grupy odbiorców wielu albumów z listy są dosyć jasno określone. To pozwala domniemywać, że młodzi, lecz wymagający słuchacze świadomie zdecydowali się wybrać tę ofertę.

share_1200x627

Ze swojej strony mogę dodać, że właśnie w momencie zaprezentowania przez WiMP opcji HiFi naprawdę zacząłem zastanawiać się nad zakończeniem subskrypcji w Spotify. Nie da się zaprzeczyć temu, że Spotify oferuje naprawdę wiele – ze swoimi rekomendacjami i ogromną kolekcją playlist na czele. W kilku przypadkach, istotnych dla mnie, zasoby Spotify przeważają na korzyść szwedzkiej usługi (Led Zeppelin The Black Keys chociażby), dlatego podjęcie decyzji o całkowitym przejściu na WiMP jest niezwykle trudne. Wybierając pomiędzy większą ofertą, a lepszą jakością niemożliwe jest podjęcie jedynej słusznej decyzji.

Jak na razie HiFi cieszy moje uszy dzięki darmowemu okresowi, który zdobyłem dzięki testowi HiFi - jest on nadal dostępny dla każdego z Was. Co zdecyduję, gdy pod koniec sierpnia przyjdzie mi zapłacić za jedną lub drugą usługę? Sporą rolę odegrają wtedy możliwości aplikacji mobilnych usług, a w tej kwestii to Spotify ma pewną przewagę. Sporo mówi się jednak o nadchodzących aktualizacjach WiMP – gdy tak się stanie z pewnością Was poinformujemy i znów skonforntujemy je z konkurencją.

The post WiMP HiFi trafia do nowych, młodych słuchaczy – jakość muzyki ma jednak znaczenie? appeared first on AntyWeb.

Krótko: HD Voice dostępne już w Orange!

$
0
0
orange

Dziś rano odebrałem pierwsze połączenie w tej jakości od mojej Mamy. Początkowo nie zorientowałem się, że może to być to, gdyż Mama korzysta ze zwykłego telefonu z klawiaturą. Okazało się jednak, że również wspiera tę technologię.

Pojawiające się już tu i ówdzie w sieci głosy, że HD Voice zawitało w końcu do Orange, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to ma jednak miejsce. Potwierdził to też rzecznik Orange w jednym z komentarzy na swoim blogu.

eeewe

Jakoś połączenia jest nieporównywalna z normalną rozmową bez tej usługi. Miałem wrażenie że stoje obok Mamy, która była równie mocno zdziwiona, co ja z jakości głosu płynącego ze słuchawki.

Abyśmy mogli korzystać z tej technologii, rozmówca musi być w naszej sieci, no i korzystać z telefonu wspierającego HD Voice. Całą listę urządzeń znajdziecie na tej stronie – List of Smartphones using HD Voice.

The post Krótko: HD Voice dostępne już w Orange! appeared first on AntyWeb.

Viewing all 64544 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>