Późnym wieczorem oczy świata znów będą zwrócone w stronę Brazylii: czeka nas pierwszy mecz o finał Mundialu. Antyfani futbolu pewnie się oburzą i stwierdzą, że nic ich to nie obchodzi, ale pocieszający może być dla nich fakt, iż impreza zmierza ku końcowi. Chociaż przywołałem Brazylię, to tym razem nie będzie o piłce, lecz o kradzieży. Sceny niczym z filmu sensacyjnego, spore zainteresowanie mediów i łup pokaźnej wartości. Elektroniczny łup…
Zazwyczaj, gdy media wspominają o kradzieżach, napadach czy włamaniach, miejscem akcji jest bank, jubiler albo antykwariat. Zdarzają się napady na konwoje z gotówką, a nawet na szykujące się do startu samoloty z diamentami na pokładzie. Do tego pakietu można dorzucić kilka kradzieży sprzętu elektronicznego. Na przestrzeni ostatnich lat elektronika padała łupem bandytów i to w okolicznościach, które mogłyby posłużyć za motywy filmu sensacyjnego. To nie były wyczyny kieszonkowców czy wyniesienie ze sklepu jednej komórki, lecz akcje przywodzące na myśl filmy Gorączka, Szybcy i wściekli albo Szklana pułapka (do dzisiaj bawi mnie ten tytuł).
Na początek historia z przywołanej już Brazylii. Parę dni temu Samsung miał tam stracić sprzęt o wartości 36 mln dolarów. Przedstawiciele firmy stwierdzili później, że policja zawyżyła (poważnie) wartość skradzionego sprzętu – podobno był on wart „zaledwie” 6,3 mln dolarów. Różnica spora, ale i tak mamy do czynienia z niezłym wynikiem. Szczególne wrażenie robi informacja dotycząca wywożenia sprzętu – kilkadziesiąt tysięcy sztuk smartfonów, tabletów i komputerów wpakowano na siedem ciężarówek i to nimi przetransportowano zrabowany towar.
Akcja pokaźnych rozmiarów, zaangażowanych było w nią około 20 napastników, z identyfikacją których może być problem – twarze zasłaniały maski. Jak przebiegał napad? Najpierw zatrzymano autobus wiozący na nocną zmianę pracowników fabryki. Kazano im wysiąść, a potem innym środkiem transportu przewieziono ich za miasto (rzecz dzieje się w Campinas położonym nieopodal Sao Paulo). Złodzieje w „fabrycznym” autobusie dostają się na teren zakładu, obezwładniają strażników, pracownikom uniemożliwiają komunikację i pakują łupy do swoich pojazdów.
Po informacjach takich jak ta z Brazylii, zastanawiam się, w jakim stopniu złodzieje inspirują się filmami? Przecież scenarzyści niejednokrotnie tworzyli naprawdę ciekawe plany napadów i pewnie nie brakuje ludzi chcących sprawdzić, czy taki skok jest możliwy w prawdziwym świecie. W ramach przykładu można wspomnieć o „wyczyszczeniu” ciężarówki wiozącej sprzęt Apple. Nie zatrzymywano jej, nie terroryzowano kierowcy – ten dopiero podczas postoju zorientował się, że został okradziony.
Rzecz wydarzyła się na początku roku na terenie Niemiec, sprzęt Apple był przewożony z Holandii do Czech. Wedle informacji dostępnych w Sieci, złodzieje podjechali bardzo blisko do ciężarówki, wycięli dziurę w naczepie i tą drogą zabrali kilkaset produktów z logo giganta z Cupertino. Przyznam, że trudno mi wyobrazić sobie taki napad, a zwłaszcza fakt, że kierowca niczego nie zauważył, ale najwyraźniej dostaję kolejne potwierdzenie tezy, iż nie ma rzeczy niemożliwych. Kino zostało przeniesione do reala, a złodzieje wzbogacili się o kilkadziesiąt tysięcy euro.
Zdecydowanie łstwiej wizualizuję inne kradzieże elektroniki. W jednym z przypadkówłupem bandytów padła ciężarówka wypełniona iPhone’ami i MacBookami. Pojazd został napakowany sprzętem na lotnisku, a niedługo po jego opuszczeniu zatrzymany. Dokonały tego dwa samochody marki BMW – wysiedli z nich uzbrojeni napastnicy, którzy przepakowali smartfony do swoich pojazdów (komputerami nie byli zainteresowani), a następnie podpalili zrabowaną ciężarówkę. Straty? Setki tysięcy euro.
Można ukraść towar z ciężarówki, można też podprowadzić pojazd wraz z towarem. Taka kradzież miała miejsce w USA – kierowca postanowił zrobić postój i wstąpił do baru. Gdy wyszedł, okazało się, że jego ciężarówki nie ma. Wraz z nią zniknął ładunek: ponad 22 tys. smartfonów LG G2. Co ciekawe, były to modele przeznaczone dla operatora Sprint – taki towar chyba trudniej sprzedać. Zwłaszcza, gdy mowa o całej ciężarówce. Można się zatem zastanawiać, czy złodziej wiedział, co kradnie…
Z pewnością wiedzieli co kradną złodzieje, którzy samochodem zaatakowali pod koniec ubiegłego roku berliński Apple Store. Bandyci staranowali drzwi sklepu samochodem, a potem do innych aut wpakowali smartfony, komputery i tablety amerykańskiej legendy. Atakowali we wczesnych godzinach, więc nikomu nic się nie stało (sklep był jeszcze zamknięty). Co ciekawe, napadów tego typu dokonywano w Berlinie w ubiegłym roku kilkukrotnie (ucierpiały nie tylko sklepy Apple) i można chyba mówić o jakiejś szajce (przypomina się motyw z polskiego filmu Yuma).
Przywołałem kilka przykładów, które wygrzebałem w swojej pamięci i zasobach Sieci, podejrzewam, że znalazłoby się ich jeszcze sporo. Elektronika wydaje się całkiem ciekawym łupem – cena topowych produktów jest wysoka, popyt na te towary nie należy do niskich, podaż też jest duża, więc łatwo się ukryć w tym tłumie. Do tego łatwiej zatrzymać ciężarówkę z telefonami, niż konwój przewożący pieniądze albo diamenty. Zyski może i nie są tak imponujące, ale i ryzyko mniejsze. Wszystko to oczywiście opieram na przypuszczeniach – póki co nie interesowałem się tą „branżą”…;)
Wrócę jeszcze do napadu na brazylijską fabrykę Samsunga, ponieważ trafiłem gdzieś w odmętach Internetu na teorię spiskową, zgodnie z którą w kradzież mogła być zaangażowana sama firma. Koreańczycy zmagają się teraz z falą krytyki i niewygodnych pytań, ponieważ ich wyniki finansowe są gorsze od tych notowanych w przeszłości, a to musiało oczywiście rozsierdzić akcjonariuszy. Aby zatem skierować dyskusję na inne tory i zyskać chwilę wytchnienia, posunięto się do sfingowanej kradzieży. Muszę przyznać, że fantazji niektórym internautom mogą pozazdrościć najtęższe umysły Hollywood.
Ludzka fantazja nie znajduje ujścia jedynie w Sieci – można też podawać przykłady z życia codziennego, z tzw. reala, a skoro o kradzieżach mowa, to przywołam jeszcze przypadek pewnej Norweżki, która postanowiła wynieść ze sklepu telewizor pod spódnicą. Nie zdziwiłbym się, gdyby kobieta próbowała w ten sposób ukraść tablet albo smartfon, ale 42-calowy telewizor w takich okolicznościach robi naprawdę duże wrażenie. Intryguje fakt, iż Norweżce udało się opuścić sklep – wpadła dopiero po wyjściu z budynku, gdy inny klient uznał jej chód za podejrzany. Zastanawiam się teraz, czy metoda będzie/jest dopracowywana i czy zauważę kiedyś w sklepie z elektroniką człowieka wpychające pod sweter kilka laptopów albo zestaw audio. Swoją drogą, złodzieje mają szczęście, że dzisiaj sprzęt jest płaski…
Tyle w temacie kradzieży elektroniki, podejrzewam, że za jakiś czas media obiegnie wiadomość o kolejnym zuchwałym napadzie albo cichej kradzieży z pokładu lecącego samolotu. W międzyczasie pojawią się doniesienia dotyczące sprzętu najbardziej pożądanego przez kieszonkowców (dominuje chyba Apple) oraz sposobów na ukrócenie tej patologii. Tu kłania się np. guzik śmierci, o którym ostatnio sporo mówiło się w amerykańskich mediach. Ciekawe, czy rozwiązania tego typu faktycznie ograniczą poczynania bandytów, czy też szybko znajdą się sprawdzone metody na obejście zabezpieczeń?
Źródło grafiki: YouTube
The post Sceny niczym z filmów, czyli o kilku kradzieżach elektroniki appeared first on AntyWeb.