Quantcast
Channel: AntyWeb
Viewing all 64544 articles
Browse latest View live

Wielka czystka w Chrome Web Store. Packaged Apps z końcem roku mają zniknąć ze sklepu

$
0
0
hp-chromebook-11-thumb

Zaginione ogniwo między rozszerzeniami a aplikacjami webowymi – w taki sposób Google promował Chrome Packaged Apps. Programy tego typu miały bez konieczności połączenia z internetem oferować podstawowe funkcje, jak notatki, zapisywanie artykułów offline itp. Były niczym widżety w „starej” Operze. Teraz muszą ustąpić miejsca nowszemu rozwiązaniu.

Wprowadzenie Paclaged Apps do Chrome można traktować dwojako. Z jednej strony to szansa na uczynienie z przeglądarki platformy, a przede wszystkim wielki ukłon w kierunku Chrome OS, który dotąd bez połączenia z siecią był raczej bezużyteczny. Z drugiej jednak to sprzeniewierzenie się ideałom, które przyświecały Chromebooków i całej otoczce im towarzyszącej. Oto bowiem okazuje się, że system, który miał być w 100 proc. internetowy, nie może taki być (przynajmniej obecnie).

2014-07-01_134639

Aplikacje te zadebiutowały w 2010 roku. Google od tego czasu wszedł na nowy poziom i opracował nowe Packaged Apps, które po wyjściu ze stadium testów nazwano po prostu Chrome Apps. Miały one działać zupełnie tak, jak klasyczne desktopowe (i okienkowe) programy, czyniąc z przeglądarki oraz Chrome OS pełnowartościową platformę. Teraz to one będą wiodły prym w Chrome Web Store, a aplikacje starego typu muszą zostać przeportowane do aktualnych standardów. W przeciwnym wypadku z końcem roku wylecą ze sklepu.

Nowe Packaged Apps zapowiadały się fantastycznie. Szybko w Chrome Web Store wylądowała aplikacja Pocket, która pozwalała na desktopie oraz Chromebooku czytać zapisane artykuły w trybie offline. Nie zabrakło też klienta usługi Google Keep, który w okienku sprawdzał się o niebo lepiej niż kolejna karta przeglądarki. Z czasem dołączyły do nich gry oraz inne usługi, które dotąd nie miały na desktopach swoich offline’owych klientów. Ale gdzieś ten plan zawiódł, bo dziś, rok po uruchomieniu projektu lista nowych Packaged Apps jest ciągle bardzo krótka. Być może ta decyzja Google zmieni taki stan rzeczy.

Czy jednak istnienie aplikacji offline dla Chrome ma sens? Na konferencji Google I/O zapowiedziano możliwość uruchamiania aplikacji z Androida na Chromebookach. To właśnie tutaj prawdopodobnie lokowane będą największe środki, bo mechanizm ten ma ogromny potencjał. Na rynku debiutuje coraz więcej komputerów z Chrome OS i dotykowymi ekranami, a baza Google Play jest tak rozległa, że w zupełności zaspokoi potrzeby ich użytkowników. Wydaje mi się zatem, że Chrome Apps wydają się swoistym piątym kołem u wozy - podobnie jak QuickOffice, o którego końcu pisałem wczoraj.

Cieszy fakt, że Google robi porządki w Chrome Web Store, bo nie ukrywajmy – aktualnie panuje tutaj kompletny bałagan. Obok zwykłych aplikacji będących często skrótami do stron internetowych funkcjonują programy „starego typu” (legacy-packaged-apps) oraz pozycje nowe, stylizowane na klasyczne, desktopowe aplikacje. Ciągle nie widać tutaj żadnego pomysłu na ujednolicenie świata usług Google i stworzenie połączenia między Chrome OS i Androidem. Aplikacje ze sklepu Play uruchamiane na Chromebookach to świetna sprawa, ale czy wystarczą?

The post Wielka czystka w Chrome Web Store. Packaged Apps z końcem roku mają zniknąć ze sklepu appeared first on AntyWeb.


Soofa – ciekawy projekt z przestrzeni miejskiej

$
0
0
Soofa 2

Idea inteligentnych miast coraz częściej pojawia się w mediach i poświęca się jej sporo uwagi. Wdrażanie kolejnych projektów ma sprawić, że funkcjonowanie miast stanie się tańsze, lepiej zorganizowane i bardziej przyjazne z punktu widzenia mieszkańców. Pomysłów nie brakuje, jedne stosunkowo skomplikowane i drogie, inne proste i tanie, a nierzadko też bardzo ciekawe. Przykład tej drugiej kategorii stanowi Soofa.

Na pytanie czym jest Soofa można szybko odpowiedzieć, że ławką. To jeden z często spotykanych elementów przestrzeni miejskiej, usytuowany przede wszystkim w parkach, centrach i skwerach. Miejsce do odpoczynku, spotkania, rozmowy. Jednocześnie dobry punkt wyjścia do rozwijania różnych projektów z gatunku inteligentnego miasta. W tym konkretnym przypadku ławka ma zbierać dane na temat przestrzeni, w której ją usadowiono. Chodzi m.in. o stopień zanieczyszczenia powietrza, poziom głośności czy pogodę. Dane są zbierane cały czas i powszechnie dostępne.

Soofa nie jest jednak tylko ławką i stacją pomiarową – to także urządzenie do ładowania sprzętu mobilnego. Posiada panel solarny i przetwarza zebraną energię słoneczną na elektryczną. Siedząca na niej osoba może skorzystać z gniazda USB i naładować smartfon, tablet czy aparat fotograficzny. Darmowo – nie są potrzebne żadne monety, żetony, płatności mobilne. Ten projekt nie ma wymiaru komercyjnego, to raczej pokazanie możliwości, jakie jeszcze skrywa otaczająca nas przestrzeń.

Ławki zostały ustawione w Bostonie, na razie nie jest ich zbyt wiele, ale z czasem pojawią się pewnie kolejne. Zakładam też, że zainteresują się nimi inne miasta. Koszt instalacji nie jest chyba zaporowy (te w Bostonie ufundowała firma Cisco Systems), a zebrane dane z pewnością można wykorzystać na różne sposoby i zamienić je w pieniądze (przy założeniu, że ławek pojawi się naprawdę dużo i dostarczą one sporych ilości danych). Gdyby ktoś się uparł, to pewnie mógłby pobierać opłaty za ładowanie sprzętu i też by na tym zarobił – zapotrzebowanie na energię elektryczną rośnie i dostęp do niej jest mile widziany m.in. w parkach.

Soofa

Do zrobienia jest jeszcze całkiem sporo, w projekcie warto dokonać zmian, ponieważ wielka skrzynia na środku ławki trochę psuje cały urok: zabiera miejsce, może przeszkadzać, a to zniechęci część odbiorców. Jeśli jednak dopracuje się ten element i zwiększy funkcjonalność, to projekt może szybko zyskiwać na popularności. Podejrzewam, że spora część z Was podczas spaceru zderzyła się z problemem padającej baterii w telefonie czy aparacie fotograficznym i w jakimś stopniu namieszało to w planach na np. niedzielne popołudnie. Dzięki ławce z akumulatorem oraz USB wystarczy usiąść i choć trochę poprawić poziom naładowania baterii.

Nie ukrywam, że chętnie zobaczyłbym podobne rozwiązania w naszym kraju. Nie wynika to z jakiegoś uzależnienia od elektroniki – nie muszę być cały czas podłączony do Internetu. Czasem pojawia się jednak potrzeba doładowania baterii w jakimś gadżecie i zwyczajnie nie ma gdzie tego zrobić. Ławka w parku, przy jakimś zabytku, w muzeum, sklepie czy w centrum miasta wydaje się dobrym miejscem do krótkiego odpoczynku i podniesienia kreski w telefonie. Projekt zdecydowanie godny uwagi.

Więcej informacji znajdziecie pod adresem soofa.co

The post Soofa – ciekawy projekt z przestrzeni miejskiej appeared first on AntyWeb.

Google Glass to ciekawy sprzęt, ale nie potrafiłbym z niego korzystać

$
0
0
Zrzut ekranu 2014-07-01 o 18.35.24

Podobnie jak Konrad, w sobotę miałem możliwość skorzystania z Google Glass i postanowiłem podzielić się z wami wrażeniami z użytkowania tego sprzętu.

Wszystko zaczęło się od tego, że kawał czasu temu poznałem Konrada, który posiada inteligentne okulary Google. Wiedziałem o tym przez przeszło rok, jednak nigdy nie mieliśmy chwili czasu, aby się spotkać i abym mógł pobawić się tym sprzętem. Na tegorocznym Tweetup Polska – z którego relację zdam wam jutro – spotkałem Konrada, który posiadał przy sobie Google Glass – zaczęły się testy.

Ok Glass…

Po uruchomieniu okularów, mamy możliwość kontroli urządzenia za pomocą głosu, np. „Ok Glass, take picture” pozwoli nam w bardzo szybkim czasie wykonać zdjęcie okularami, które następnie przeniosą nasze fotografie na pamięć smartfona, do którego są podłączone. Nawigacja po interfejsie za pomocą głosu jest bardzo przyjemna i dobrze rozbudowana, jednak pozostawia po sobie niesmak, bo w końcu skąd mamy znać wszystkie komendy?

Z pomocą przychodzi nam tu prawa rączka okularów, posiadająca wbudowany touchpad, pozwalający nam na nawigowanie po interfejsie okularów za pomocą różnorakich gestów. Mam w miarę zdrowy wzrok, dlatego też korzystanie ze sprzętu bez szkiełek było dla mnie bardzo przyjemne – okulary nie są ciężkie, choć na jednym cyklu ładowania wytrzymują tylko mizerne ~20 godzin.

obraz wyświetlany jest w miarę naturalnie

Czytając recenzje Google Glass, byłem przekonany, że ekranik znajdujący się po prawej stronie okularów jest umiejscowiony na tyle wysoko, że patrząc przed siebie, nie będziemy w stanie go zauważyć, przez co za każdym razem, gdy będziemy chcieli spojrzeć na interfejs sprzętu, będziemy musieli w bardzo nienaturalny sposób patrzeć przed siebie, jak i na ekran tego ciekawego gadżetu.

Thad Google Glass - GVU AR

Jak się okazało, obraz wyświetlany na okularach jest praktycznie przed źrenicą prawego oka (w moim przypadku, Konrad mówi, że gdy korzysta z okularów, obraz widzi w prawym, górnym rogu), dzięki czemu, lewym okiem patrzymy przed siebie, a prawym na interfejs zegarka z przeźroczystymi tłami, co ma ułatwić nam chodzenie, czy np. nie psuć nam wzroku. Tym samym, mogę powiedzieć, że większość mitów o tym, że Google Glass mogą psuć wzrok bardziej od smartfonów, czy monitorów można chyba obalić – wszystko zależy od tego, na ile zdrowe mamy oczy.

Fajny dodatek dla smartfona, ale raczej nie stworzony dla mnie

Bardzo spodobało mi się wykonanie Google Glass. Solidny sprzęt, kosztujący krocie, posiadający bardzo ciekawy interfejs użytkownika i ściśle połączony z naszym smartfonem, który pozwala nam jeszcze bardziej połączyć się z sieciami społecznościowymi, co średnio mi się podoba. Jestem typem człowieka, który bardzo mocno szanuje swoją wolność, dlatego też z reguły lubię odciąć się do sieci i ludzi.

Może to dziwnie zabrzmieć, głównie dlatego, że piszę na Antywebie, jednak bardzo często miewam dni, gdy praktycznie cały dzień jestem Offline, powracając do świata „żywych” tylko na chwilę, aby opublikować wpis/wpisy i wrócić do poprzednich zajęć. Posiadanie zegarka, czy okularów przypominających mi o powiadomieniach na Twitterze i Facebooku nie pomoże mi odciąć się od sieci – wręcz przeciwnie, będzie dla mnie narkotykiem, którego nie będę w stanie odstawić, dlatego też jestem przeciwny ubieranej elektronice.

rewolucja jest już blisko

Korzystając z Glass i inteligentnych zegarków zauważyłem, że tak jak rok/dwa lata temu smartfony i tablety odebrały sens konsumpcji treści na komputerach PC i laptopach, tak ubierana elektronika zaczyna stawać się coraz lepszą alternatywą dla niektórych zadań wykonywanych do tej pory za pomocą telefonu.

Wydaje mi się, że za rok, czy dwa powstaną pierwsze urządzenia opierające się w stu procentach na chmurze Google, działające tylko i wyłącznie przy dostępie do sieci, który w końcu stanie się jeszcze tańszy i wydajniejszy. Google Glass jest bardzo dobrym sprzętem i mam nadzieję, że nie będą to ostatnie inteligentne okulary twórcy Chrome, a wy?

The post Google Glass to ciekawy sprzęt, ale nie potrafiłbym z niego korzystać appeared first on AntyWeb.

Edukacyjny Chromebook dla każdego – to naprawdę ciekawa oferta

$
0
0
Bez tytułu

Oferta Chromebooków została znacznie poszerzona na przestrzeni ostatnich miesięcy. Wystarczy odwiedzić nasze archwium, by zobaczyć jak wiele nowych modeli było prezentowanych w dość regularnych odstępach. Na samym początku wakacji poznaliśmy jeszcze jeden, dość oryginalny model Chromebooka od CTL-a.

Na początku zaznaczę, że podobnie jak w przypadku modeli od Della i Lenovo, by móc nabyć nowego Chromebook nie musimy być uczniami. A jest się czym zainteresować – już sama cena jest atrakcyjna, gdyż wynosi jedynie 279 dolarów. Co dostajemy w zamian? Antyrefleksyjny ekran o przekątnej 11,6 cala i rozdzielczości 1366 na 768 pikseli. Do naszej dyspozycji będą 4GB pamięci RAM i procesor Intela taktowany na 1,83GHz. Jest to jednak model z serii Bay Trail, która cechuje się niski zużyciem energii, co pozwala nowemu Chromebookowi na pracę przez blisko 10 godzin bez ładowania. Standardowo znalazły się tam również kamera HD (odwracalna) oraz pamięć 16GB SSD.

flip

ctl-chromebook-side

Najnowszy produkt nazwany został po prostu „Edukacyjnym Chromebookiem„. Wyróżnia się on przede wszystkim brakiem standardowych wentylarów oraz obudową, która po zamknięciu komputera przypomina teczkę. Ponadto nowy Chromebook wyposażono w złącza HDMI oraz USB 2.0 i USB 3.0, a także moduły Wi-Fi i Bluetooth. Według zapewnień producenta klawiatura w tym modelu ma być wodoodporna – to zapowiada się dosyć ciekawie.

ctl-side

handle

Intel zaznaczył też, że na podstawie tego modelu inni producenci przygotowują już swoje produkty i wkrótce będzie nam dane je poznać. Bardzo mi się podoba to, jak kolejne firmy dołączają do grona producentów tego typu sprzętu. Przodownictwo Chromebooków w statystykach sprzedażowych chociażby na Amazonie pokazuje, że mimo wszystko na takie urządzenia istnieje zapotrzebowanie. Nie możemy w tym wypadku mówić jednak o polskim rynku, gdzie Chromebooki sporadycznie sprzedawane są w atrakcyjnych cenach (w stosunku do ich możliwości), więc nie dziwi mnie ogólna niechęć wobec nich. Raczej niewielka grupka osób byłaby dziś zainteresowana „laptopem z przeglądarką” w cenie komputera umożliwiającego uruchomienie standardowego systmu operacyjnego, wielu programów i gier.

The post Edukacyjny Chromebook dla każdego – to naprawdę ciekawa oferta appeared first on AntyWeb.

Tworzysz gry? Sprawdź się!

$
0
0

Techland Game Jam – 48-godzinny hackaton dla twórców gier z całego kraju odbędzie się wkrótce we Wrocławiu. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny, a dla zwycięzców przewidziano nagrody!

Jak informuje Politechnika Wrocławska, Techland Game Jam skierowany jest do osób, które tworzą gry, a przy tym chcą wymieniać się wiedzą i doświadczeniami, poznać ciekawych ludzi i jednocześnie świetnie się bawić. Nie trzeba być programistą, żeby wziąć udział w wydarzeniu. Mile widziani są również graficy, koderzy i projektanci, którzy chcieliby wykorzystać swoje zdolności do tworzenia elektronicznej rozrywki. Na najbardziej kreatywnych uczestników Techland Game Jam czekają gry, gadżety, płatne staże, a nawet możliwość wydania gry z Techlandem oraz specjalne nagrody od firmy Unity! Wszyscy otrzymają na zakończenie certyfikat uczestnictwa w wydarzeniu i… pizzę. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny, ale wymagana jest wcześniejsza rejestracja online.

Impreza odbędzie się w dniach 11 – 13 lipca 2014 r. w Strefie Kultury Studenckiej (budynek C-18 przy ul. Hoene-Wrońskiego we Wrocławiu).

Organizatorzy zapewnili też noclegi dla chętnych w akademikach Politechniki Wrocławskiej (ul. Wittiga). Za dobę w pokoju trzyosobowym zapłacimy 50 zł od osoby, w pokoju dwuosobowym – 60 zł od osoby. Rezerwacja noclegu mailowo pod adresem gamejam@techland.pl do 3 lipca. Po tym terminie będzie możliwość wykupu noclegu bezpośrednio w akademikach, ale już bez gwarancji miejsc wolnych. Płatność przy rejestracji na miejscu.

Partnerem organizacyjnym jest TK Games – Koło Naukowe Politechniki Wrocławskiej zrzeszające studentów i doktorantów tej uczelni. Organizacja stawia sobie następujące cele:

Koło Naukowe TK Games stawia sobie następujące cele:

  • nauczać tworzenia gier komputerowych z wykorzystaniem metod stosowanych przez największe firmy w branży,
  • tworzyć środowisko i udostępniać narzędzia umożliwiające tworzenie gier komputerowych w najnowszej technologii,
  • organizować regularne szkolenia i spotkania z przedstawicielami firm produkujących gry komputerowe oraz ułatwiać kontakt z nimi,
  • zapewniać warunki umożliwiające nabywanie doświadczenia w grupowym projekcie informatycznym stosując popularną metodologię Scrum,
  • wspierać i rozwijać kreatywność studentów Politechniki Wrocławskiej,

a przede wszystkim: dobrze się bawić!

Strona TK Games
Strona Techland Game Jam

The post Tworzysz gry? Sprawdź się! appeared first on AntyWeb.

Tak, mam problem kiedy się wykorzystuje wizerunek Antyweb (lub mój) szczególnie kiedy nie wiem po co i dlaczego

$
0
0
(1) Przemysław Pająk

Dziwne, że Press w sprawie „Afery HBO” w swoim „obiektywnym” artykule nie dochodzi do żadnej konkluzji. W sumie pewnie nie musi bo pokazanie po raz kolejny blogerów kręcących aferę wystarczy.

Wyjaśnię, że HBO użyło wizerunku różnych blogerów, wymyśliło różne cytaty i powysyłało takie śmieszne historyki mailami (bez zgody przedstawionych na nich postaci czy serwisów). Jak się należało spodziewać niektórzy odtwórcy głównych ról zdziwieni, że biorą udział w akcji HBO zaczęły wystawiać te „maile” na FB. Dzięki temu dowiedziałem się, że Antyweb również w tej akcji się wypowiadał. Choć nic takiego co było w tych mailach nigdy z naszej strony nie zostało powiedziane.

metro-11_06_2014.pdf Ponieważ ostatnio jestem dość czuły jeśli chodzi o wykorzystywanie mojego wizerunku (po akcji z Agorą) czy też AW to przez chwilę się we mnie zagotowało. Tym bardziej, że nie wiedziałem czy to jest akcja masowa czy też maili wysłany do kilku osób (bo niby skąd miałem to wiedzieć). Do tego ja maila z HBO nie dostałem ale za to „moje” wypowiedzi gdzieś krążyły.

Tak wyglądała sytuacja w pierwszych godzina po publikacji maili na FB. Dopiero potem okazało się, ze to była mocno spersonalizowana akcja (swoją drogą ciekawe czy ktoś z organizatorów powiedziałby mi o podrobionych dla jaj wypowiedziach?). Później agencja lubię.to wysłała (jak przypuszczam wszystkim) przeprosiny za tę akcję. Dla mnie sprawa na tym by się skończyła gdyby mleko się tak bardzo nie rozlało.

Niestety Press nie widzi tego co w tej sytuacji jest ważne bo po prostu nie rozumie internetu. Tworzą więc super obiektywny artykuł. Jak to wygląda w praktyce?

Na przykład o akcję i opinię na temat zachowania blogerów pytają się (poza wypowiedziami zainteresowanych) redaktora naczelnego NaTemat, który puentuje cały artykuł stwierdzając, że blogerzy histeryzują. Redaktora portalu, który w tej samej kampanii wystawił HBO fakturę (nie pierwszą i nie ostatnią). Co miał powiedzieć? Skrytykować na głos i mocno kampanie klienta czy powiedzieć, że on by się nie obruszył?

Może Tomek nie ma problemu z tym jak mu twarz do prof. Chazana przypiszą czy jak pod jego nazwiskiem ktoś wymyśla głupawe cytaty i wysyła innym bez wiedzy cytowanego. Może też bym nie miał gdybym wiedział o tym wcześniej i wystawił fakturę?

Może Tomek nie wiedział, że nikt nie znał skali akcji ani jej założeń w momencie kiedy wszystko wyszło na jaw. A może po prostu wystarczyło przeczytać parę wątków i dyskusji aby zobaczyć z czym tak naprawdę ludzie mieli problem.

Podsumowując więc. Zdenerwowanie wynikało przede wszystkim z faktu użycia wizerunku bez zgody w akcji o której nic się nie wiedziało (nawet wcześniejsze briefy które dostali niektórzy nie opisywały takiego scenariusza – zresztą żaden bloger ostatecznie nie uczestniczył w tej akcji z tego co wiem) i nie miało pojęcia o jej skali ani o fakcie zaangażowania w nią innych osób.

Najzabawniejsze jest to, że żaden bloger nie opisał chyba jeszcze tej sytuacji na swoim blogu. Press ich więc wyprzedził.

Czy takie zachowanie blogerów to jest histeria? Nie. Czy warto tworzyć artykuły w których blogerzy „znowu” kręcą aferę? Nie. Czy warto czytać w Press o internecie? Nie.

Czy o aferze napisało również NaTemat? Nie wiem…jest natomiast relacja z premiery „promowanego” serialu HBO (czytałem bo czekałem na tę premierę).

The post Tak, mam problem kiedy się wykorzystuje wizerunek Antyweb (lub mój) szczególnie kiedy nie wiem po co i dlaczego appeared first on AntyWeb.

Netflix Polska? – nie jestem zainteresowany

$
0
0
Schowek01

Zapewne tytuł, w dobie rosnącego zainteresowania i zapotrzebowania usługami VOD brzmi bluźnierczo. Szczególnie w Polsce, gdzie (teoretycznie) usługi tego formatu bardzo brakuje. Wiadomości dotyczące rozszerzenia dostępności Netflix’a na kolejne kraje, które co jakiś czas publikowane są w różnych serwisach technologicznych zwykle rozpalają dość gorącą „dyskusję” – kiedy, dlaczego jeszcze nie, czy odniesie sukces, zmieni rynek, itd.

Autorem wpisu jest Tomasz Gałecki.

Nie ma co ukrywać, oferta rodzimych serwisów VOD jest zła. Jest albo drogo i nie bardzo jest co oglądać. Albo darmowo, ale głównie jesteśmy skazani na produkcje jednej stacji TV. Albo treści są świetne, ale dostępność do serwisu mocno ograniczona (uzależniona od korzystania z innych, płatnych usług). Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna sprawa – sposób prezentacji czy dostarczenia treści użytkownikowi. Ta ostatnia opcja wydaje się być często pomijana w dyskusjach, a niestety ma dość istotny wpływ na to jak korzysta się z danej usługi. Nie chodzi tu tylko o jakość wizualną samych materiałów. Chodzi także o to czy sam serwis, strona, aplikacja są funkcjonalne. Z tym na tle serwisów takich jak Hulu czy Netflix też jest u nas kiepsko.

Zatem nie bardzo jest, co oglądać a korzystanie, z przynajmniej części serwisów to często spore utrudnienie. Dlaczego zatem ktoś może być niezainteresowany wejściem Netflix’a do Polski?

Odpowiedzi na to pytanie, wzajemnie się uzupełniających jest kilka. Po pierwsze dla takiego użytkownika jak ja, wejście serwisu do Polski kompletnie nic nie zmieni. Dlaczego? Dlatego, że z serwisu korzystam już dziś. By być kompletnie szczerym to jedyne, co w tym zakresie przychodzi mi do głowy, to pojawienie się aplikacji Netflix dla smart TV zakupionych w Polsce. Teoretycznie mógłbym przestać korzystać z rozwiązań VPN czy DNS by mieć dostęp do serwisu. Praktycznie jednak nadal nie miałbym takiej możliwości. Rynek praw dystrybucyjnych do poszczególnych tytułów filmowych i telewizyjnych jest tak straszliwie rozdrobniony (inicjatywa Komisji Europejskiej w tym zakresie wyrażona najpierw dyrektywą 89/552/EEC „O telewizji bez granic”, którą zastąpiła 2007/65/EC „O audiowizualnych usługach medialnych” [wypadły z niej usługi VOD] jasno pokazuje, że „opór” branży w tej materii jest spory). Do dziś dyrektywy te dla nas, odbiorców pozostały praktycznie martwe i nie spodziewałbym się większych zmian w tej materii w najbliższym czasie.

W efekcie tego, jeśli nawet Netflix wejdzie do Polski to oferta, którą zaprezentuje będzie kiepska. Biorąc pod uwagę fakt, że nasi rodzimi dostawcy VOD nie są wstanie dogadać się ze sobą by prezentować swoje treści wymiennie nie należy się spodziewać, że łatwo (o ile w ogóle) pozwolą prezentować własne treści Netflix’owi.

W efekcie nawet mając konto w Polskim Netflx’ie i tak będziemy korzystać z rożnych metod by uzyskać dostęp do zasobów przeznaczonych na rynek UK i USA. Realnie nie zmieni się nic. Ci, którzy już dziś są w miarę biegli językowo (i zainteresowani) mogą i korzystają z Netflix’a. Ci, którzy nie są raczej z mocno obciętej i do tego płatnej oferty też nie będą korzystać a przynajmniej nie na masową skalę. Nie na taką, która byłaby wyraźną konkurencja dla pozostałych serwisów.

Nikt nie jest zainteresowany konkurencją

Wydaje się, że to jest jeden z podstawowych problemów serwisów VOD (i to nie tylko w Polsce). Konkurencja jest, bowiem tylko pozorna. Teoretycznie możemy korzystać z różnych serwisów streamingowych, ale każdy z nich oferuje inne treści. To trochę tak jakbyśmy dostępność podstawowych towarów znanych producentów mieli podzieloną między sklepy czy sieci. W efekcie konsument wcale nie kupowałby tam gdzie taniej, czy tam gdzie lepiej zostanie obsłużony, ale tam gdzie będzie mieć szansę zakupić konkretny towar. Niestety dokładnie taka sytuacja jest na rynku produkcji telewizyjno – filmowych. Trudno wymagać od firmy Netflix czy HBO by równo i od razu dzieliła (sprzedawała) się ze wszystkimi swoimi produkcjami. Na tym polega „posiadanie czegoś ekstra w ofercie”.

Jednak wydaje mi się, że w momencie, gdy serial czy film już nie jest już nowym hitem i zaczyna się dystrybucja poza własny serwis i kanał powinien trafić do wszystkich. Nie koniecznie w tej samej cenie, ale wyjściowe warunki powinny być dla wszystkich jednakowe. Obecna sytuacja z produkcjami z poza samych serwisów jest niestety „chora”. Wszyscy podpisują umowy na wyłączność. A to skutecznie ogranicza konkurencję. Nikt nie wykupi dostępu do 5 różnych usług VOD. Skoro kanał TV może być w ofercie kilku różnych operatorów, podobnie powinno być z serialem czy filmem. My zaś moglibyśmy wybrać serwis, który nam najbardziej odpowiada funkcjonalnie, cenowo, jakościowo. Tak jak robimy to dziś, kupując dziesiątki różnych towarów i usług. Na to jednak w najbliższej przyszłości nie ma żadnych szans a i kwestie dalekiej przyszłości nie rysują się różowo.

Podsumowując. Czy Ci, którzy dziś nie oglądają Netflix’a mają, na co czekać? Nie specjalnie, chyba, że z ciekawości skorzystają z pierwszego darmowego miesiąca dostępu do usługi. Czy mają, na co czekać Ci, którzy już dziś korzystają z Netflix’a? Wydaje się, że raczej też nie.

Nie ma, zatem co oczekiwać jakiejś rewolucji na naszym rynku VOD związanej z wejściem Netflix’a do Polski. Pojawienie się nowego, dużego gracza na pewno zmieni rynek. Najprawdopodobniej zmiana ta (z naszego punktu widzenia) będzie pozytywna. Ale na efekt raczej trzeba będzie trochę poczekać. Tym bardziej, że sam Netflix nic jeszcze oficjalnie nie ogłosił.

The post Netflix Polska? – nie jestem zainteresowany appeared first on AntyWeb.

Nauka to wolność!

$
0
0

Pod takim tytułem Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeprowadziło plebiscyt na najważniejszy wynalazek ostatniego 25-lecia. Zgłaszający mieli uzasadnić, jaki miał on wpływ na rozwój nauki w Polsce. Oto wyniki!

I miejsce – 1992-2013 – WSZCZEPIANIE IMPLANTÓW LECZĄCYCH GŁUCHOTĘ – PROFESOR HENRYK SKARŻYŃSKI

Prof. Henryk Skarżyński, światowej sławy otochirurg i specjalista z otorynolaryngologii, audiologii i foniatrii, pierwszy w Polsce zoperował osobę głuchą w 1992 r., w 1998 r. w Polsce jako czwartym kraju świata wszczepił implant do pnia mózgu. W roku 2003 zaś pierwszy Polsce wszczepił implant do ucha środkowego. W 2002 zoperował pierwszego w świecie dorosłego pacjenta z częściową głuchotą, a w roku 2004 zoperował pierwsze w świecie dziecko z takim niedosłuchem. Metoda ta uważana za polską specjalność jako „metoda Skarżyńskiego”, do której opracował nową elektrodę i procedurę kliniczną wdrożoną następnie w wielu krajach świata.

Twórca i dyrektor – powstałego w 1993 roku – drugiego tego typu w Europie Ośrodka Diagnostyczno – Leczniczo – Rehabilitacyjnego „Cochlear Center”, na bazie którego w 1996 r. utworzył resortowy Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu. Był pomysłodawcą, twórcą i dyrektorem pierwszego w Europie, powstałego w 2003 r., Międzynarodowego Centrum Słuchu i Mowy, co w wyniku rozbudowy i rozwoju naukowego pozwoliło mu utworzyć pierwsze i jedyne na świecie Światowe Centrum Słuchu, otwarte w 2012 r. Od 2003 roku w Kajetanach wykonywanych jest najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch. W dowód uznania dla prof. H. Skarżyńskiego i jego zespołu, a w konsekwencji niespotykanej w historii światowej medycyny dla jednego ośrodka, międzynarodowe środowisko naukowe wyznaczyło prof. Skarżyńskiego na prezydenta i organizatora 4 niezwykle ważnych spotkań naukowych o zasięgu światowym. Jest pierwszym Polakiem przyjętym – do drugiego najstarszego w historii towarzystwa lekarskiego – Amerykańskiego Towarzystwa Otologicznego.Autor 14 patentów, ponad 3000 prac i doniesień naukowych krajowych i zagranicznych, laureat ponad 300 nagród i wyróżnień. Odznaczony przez Prezydenta RP, Gruzji, Ukrainy, Króla Belgii, Papieża Franciszka i Orderem Uśmiechu przez dzieci.

II miejsce – MARZEC 2013 – OGŁOSZENIE WYNIKÓW POMIARU ODLEGŁOŚCI DO POBLISKIEJ GALAKTYKI – WIELKIEGO OBŁOKU MAGELLANA NA ŁAMACH PRESTIŻOWEGO TYGODNIKA „NATURE”

Pomiar został dokonany z niezwykłą dokładnością przez międzynarodowy zespół naukowców pod przewodnictwem Profesora Grzegorza Pietrzyńskiego z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego (wcześniej w 2010 roku zespół profesora Pietrzyńskiego wyznaczył bardzo precyzyjnie masę cefeidy w układzie podwójnym z dokładnością do 1%; cefeidy to niezwykle ważne gwiazdy służące do wyznaczania odległości w kosmosie).

III miejsce – PROFESOR BOGDAN MARCINIEC – poszukiwania nowych reakcji i nowych katalizatorów w chemii związków krzemu oraz utworzenie w 1995 roku pierwszego w Polsce Poznańskiego Parku Naukowo-Technologicznego

Chemik z UAM w Poznaniu, członek rzeczywisty PAN. Jest uznanym światowym autorytetem w dziedzinie chemii krzemoorganicznej i katalizy metaloorganicznej (współtwórca nowej dyscypliny wiedzy – katalizy metalonieorganicznej) oraz zastosowaniu badań katalitycznych w syntezie organicznej i syntezie nanomateriałów. Odkrył nowe reakcje i nowe katalizatory w chemii krzemu (także boru i germanu) prowadzące do wytworzenia materiałów krzemoorganicznych (i metaloorganicznych) (Polski Nobel, 2009). Łącząc cechy wybitnego uczonego i technologa (współautor 160 patentów) zmierza równocześnie do podniesienia innowacyjności polskiej gospodarki i do wdrożenia w Poznaniu koncepcji europejskiego modelu relacji nauka–innowacje–bussines (Perła Honorowa Polskiej Gospodarki „Polish Market” (2009). Utworzył pierwszy w Polsce Poznański Park Naukowo-Technologiczny (1995), oraz pierwszy uniwersytecki spin-off – PIW „UNISIL” (1989) w Tarnowie; jest pomysłodawcą i koordynatorem zbudowanego w Poznaniu Wielkopolskiego Centrum Zaawansowanych Technologii finansowanego z funduszy UE, z zamiarem przekształcenia w europejskie Centrum Doskonałości.

Pełną listę zgłoszonych osiągnięć zobaczyć można tutaj.

Materiały MNISW

The post Nauka to wolność! appeared first on AntyWeb.


gRAPORT – siedem newsów o grach, które musisz przeczytać (02.07.2014)

$
0
0
Metal Gear Solid V

Wiedźmin w wersji MOBA zawita na urządzeniach mobilnych, Metal Gear Solid V pokazuje swoje walory w 60 klatkach na sekundę, gracze przechodzą na czas Fallouta 3, a Ultima Underworld doczeka się (pewnie) swojego duchowego następcy.

Delikatnie odczuwalny jest już sezon ogórkowy – okres, w którym branża gier przycicha szykując się do jesiennej ofensywy. Dużym zaskoczeniem było jednak ujawnienie The Witcher Battle Arena, gry z gatunku MOBA osadzonej w uniwersum Wiedźmina.

Pół godziny z Metal Gear Solid V: The Phantom Pain

Na YouTube pojawił się film będący 30-minutowym zapisem jednej z pierwszych misji w grze (przynajmniej tak to wygląda). Twórcy przedstawili w materiale najważniejsze elementy rozgrywki tj. infiltrowanie bazy przeciwnika, system ukrywania się w kartonowym pudle, wysyłanie zasobów materialnych, ludzkich i zwierzęcych do naszej bazy oraz różne rodzaje wsparcia, jakie możemy uzyskać podczas wykonywania zadania. Duże wrażenie (po raz kolejny) robi też oprawa graficzna – animacje postaci, zmienne warunki pogodowe, etc. Całość ogląda się tym przyjemniej, że opublikowany film wyświetlany jest w 60 klatkach na sekundę.

Wielkim miłośnikiem uniwersum MGS’a nie jestem – zawsze za bardzo irytowały mnie elementy „nadprzyrodzone” i dziwne rozwiązania fabularne. Nie ukrywam jednak, że pół godziny prezentacji oglądałem z wielkim zainteresowaniem.

The Witcher Battle Arena – MOBA wkracza do świata Wiedźmina

Popularność gatunku MOBA jest tak wielka, że nie dziwi fakt, że każdy z większych producentów gier inwestuje w tego typu produkcję. Nie inaczej jest z CD Projekt RED, które ogłosiło The Witcher Battle Arena. Choć na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się beznadziejna – konkurowanie z League of Legends, albo DOTA 2 jest bez sensu – tak gra opracowywana na potrzeby CDP RED będzie produkcją mobilną. To daje spore szanse na odniesienie znaczącego sukcesu, gdyż w tym segmencie rynek jest prawie niezagospodarowany.

W grze znajdziemy znane z sagi Andrzeja Sapkowskiego postaci. Wśród grywalnych bohaterów można wymienić Iorwetha, Zoltana, czy Saskę Smokobójczynię. Sam Geralt też ma zawitać do produkcji. Mecze, jak na mobilną produkcję przystało, mają być krótkie i trwać ledwie kilkanaście minut. Co również ważne, The Witcher Battle Arena będzie tytułem darmowym, z mikropłatnościami, ale bez modelu pay-to-win. Gra ma zadebiutować już pod koniec roku.

Twórcy zachwycają się swoją robotą, czyli dziennik deweloperów Call of Duty: Advanced Warfare

W sumie co innego mogą powiedzieć osoby, które pracują przy danej grze? „Ej, robimy sobie taką średnią produkcję, która wcale nie będzie gracza wyrzucała z kapci…” – nie tego spodziewają się pracownicy działu marketingu. Mamy więc film o tym, że najnowsze Call of Duty będzie ach, och i największym „ikspiriens ewer”. W materiale wideo można zobaczyć kilka ujęć z sesji motion capture z udziałem Franka Underwooda, znanego też jako Kevin Spacey.

Escape Dead Island – psychodela z zombi w tle

Zapowiedź Dead Island 2 była tylko zaczątkiem eksploatowania marki. W sieci pojawiła się zajawka nowej produkcji osadzonej w tym nieumarłym uniwersum. Wcielimy się w niej w Cliffa Carlo, młodego człowieka, który chyba nadużywa środków psychoaktywnych. Z trailera produkcja jawi się jako miks skradanki ze slasherem, a wszystko obserwować będziemy z perspektywy trzeciej osoby. Escape Dead Island ma wybitnie surrealistyczny charakter, który podkreśla komiksowa oprawa graficzna (raczej przeciętnej jakości). Gra ma wyjaśnić też pochodzenie tajemniczego wirusa zamieniającego ludzi w zombie. Na tę chwilę twór od Deep Silver wygląda na wysysacz kasy z istniejącej już marki.

Nowy DualShock działa ze starą konsolą Sony

Dualshock 4

Najnowszy kontroler od PS4 może bezprzewodowo działać z Playstation 3. Oczywiście nie spodziewajcie się, że nagle zaczną działać nowe funkcje, tj. przycisk share, czy panel dotykowy. Mimo wszystko ta informacja powinna ucieszyć wszystkich, którzy niespecjalnie chwalili sobie poprzednią generację padów do PS3. Nowszy model na pierwszy rzut oka nie różni się nadmiernie w kształcie, jednak większe rozstawienie „grzybków” sterujących powoduje, że zabawa z DualShockiem 4 jest o wiele przyjemniejsza.

Fallout 3 dla niecierpliwych

Nie chce Wam się spędzać przy tej produkcji blisko 30 godzin, a chcielibyście dotrzeć do końca przygody? Można to zrobić w 23 minuty i 13 sekund! Udowodnił to jeden z graczy, który specjalizuje się w tzw. speed runach, czyli przechodzeniem gry na czas. Warto nadmienić, że są dwa rodzaje tej nietypowej konkurencji. Pierwszy zakłada wykorzystywanie błędów i innych sztuczek pozwalających na pomijanie całych sekwencji, drugi zakłada rozgrywkę zgodną z mechaniką zabawy. W tym przypadku mamy do czynienia z pierwszą odmianą. Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda speed run Fallouta 3, to oglądajcie powyższy film. Co ciekawe, najnowszy rekord pobił poprzedni, który został ustanowiony zaledwie dzień wcześniej i wyniósł 23 minuty i 55 sekund.

Ultima Underworld doczeka się następcy

underworld_ascension

Ultima to legendarny już cykl gier RPG, którego pierwsza część zadebiutowała w 1980 roku, a kolejne odsłony pojawiały się przez blisko dwadzieścia lat. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku do sprzedaży trafiły też dwa spin-offy będące dungeon crawlerami. Teraz mamy szansę na reaktywację, ponieważ Paul Neurath – człowiek odpowiedzialny za Ultimy Underworld postanowił założyć własne studio i powołać do życia duchowego spadkobiercę tamtych gier.

Paul Nurath jest weteranem branży gier. Był on współzałożycielem Looking Glass Technology, firmy, która dała nam takie tytuły jak Thief, System Shock, czy trochę zapomniany symulator Flight Unlimited. Do swojego studia zaprosił on ludzi, którzy kiedyś pomagali mu tworzyć wspomniane wyżej produkcje.

Na razie niewiele więcej wiadomo o Underworld Ascension. Więcej wieści mamy poznać w ciągu najbliższych miesięcy. Tytuł powstaje na komputery PC.

Gatunek dungeon crawlerów powolutku zostaje wyciągany z mroków przeszłości. Świetnym przykładem wspomnianej odmiany RPG jest choćby Legend of Grimrock.

Promocje i wyprzedaże

Piąta rocznica działalności Devolver Games z promocją na Steamie – gry od tego wydawcy (m.in. Shadow Warrior, Luftrausers, Hotline Miami) można kupić taniej nawet o 85 procent.

Age of Mythology z 40-procentową zniżką– do czwartego lipca Steam oferuje tę strategię w promocji.

The post gRAPORT – siedem newsów o grach, które musisz przeczytać (02.07.2014) appeared first on AntyWeb.

Nowa gra o Wiedźminie zapowiada się naprawdę ciekawie – CD Projekt RED uderza w niszowy segment

$
0
0
wiedzminbattlearena

Zaczerpnę myśl od Tadeusza Zielińskiego (znalezioną w wywiadzie dla Eurogamera), menadżera projektu The Witcher: Battle Arena i zapytam: ile znacie gier typu MOBA na urządzeniach mobilnych? Mi się coś o uszy obiło, staram się też być na bieżąco z najnowszymi hitami, ale nie mogę nic z pamięci wygrzebać. CD Projekt RED zamierza coś z tym zrobić, przy okazji pompując swoją najbardziej znaną markę.

Witcher: Battle Arena to gra typu MOBA, a więc gatunkowo bliska takich hitom jak League of Legends czy Dota 2. Widok zaczerpnięty z RTSów, symetryczna mapa, bohaterowie – wszystko to już znamy. Jednakże, Polacy nie zamierzają iść na „czołówkę” z gigantami, którzy zawłaszczyli już cały rynek, albo są na ścieżce wojennej na niezbyt już chłonnym, pecetowym rynku. CD Projekt RED nową grę o Wiedźminie zamierza wydać tylko na urządzenia mobilne: iOSa, Androida i Windows Phone. Prace nad grą trwają około półtora roku.

Zdając sobie sprawę ze specyfiki grania na tabletach i komórkach zrezygnowano z wielu elementów, np. zdobywania punktów doświadczenia w ramach jednego meczu czy linii „creepów”, a więc małych stworków, które zabija się dla złota. Zabawa skupić się ma na walce przeciwko innym graczom. Będziemy używać umiejętności, starać się unikać ataków, myśleć taktycznie i kupować przedmioty. Sedno zabawy zostanie więc zachowane. Mecze mają być jednak bardzo krótkie – około dziesięciominutowe, aby pozwolić na zabawę w czasie krótkiej podróży czy wolnej chwili.

Traktujemy ten projekt jako nasze pierwsze kroki na rynku gier mobilnych. To nie jest element kampanii reklamowej Dzikiego Gonu, choć oczywiście będziemy zachwyceniu jeśli gra pomoże w szerszym rozpropagowaniu wiedzy o świecie Wiedźmina. Projekt jest standalonem, ma własny zespół w strukturach RED (najmujemy do niego osobno). Oczywiście robimy go też po to, żeby na siebie zarabiał. – Tadeusz Zieliński, CD Projekt RED

Jeszcze kilka informacji:

  • Ośmiu bohaterów
  • Po trzy umiejętności (dwie zwykłe, jedna specjalna)
  • Dwa tryby gry
  • Premiera w czwartym kwartale 2014 na iOS, Androida i Windows Phone
  • Gra powstaje we współpracy z Fuero Games

Co istotne, CD Projekt RED swoją grę robi w oparciu o założenie, że ma być ona prawdziwie darmowa. Nie oznacza to, że nie znajdziemy w niej mikropłatności, ale zabraknie „elitaryzmu” i pay-to-win. Pieniądze mają nam pozwolić oszczędzić czas, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby „farmić” tak długo, aż za wirtualną walutę odblokujemy kolejnych bohaterów, skórki, wygląd broni, nakrycia głowy i tym podobne.

Twórcy Wiedźmina prawdopodobnie zaskarbili sobie tyle zaufania graczy, że są oni w stanie wybaczyć im nawet tworzenie darmowego MOBA. Oczywiście, jeżeli okaże się, że to skok na kasę, mogą oni szybko stracić ten atut. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, a The Witcher: Battle Arena stanie się reklamą, a nie antyreklamą dla trzeciej części pełnoprawnego Wiedźmina, który ma się ukazać na początku 2015 roku. Jedną z osób odpowiedzialnych za tę produkcję jest Tadeusz Zieliński, który przez jakiś czas pracował w Riocie, jako menadżer zajmujący się społecznością – League of Legends to jego bajka. Dodajmy do tego fakt, że twórcy Wiedźmina nie słyną z chciwości i wierzą w wartość zaufania graczy, a prawdopodobnie otrzymujemy przepis… no, jeżeli nie na sukces, to przynajmniej nie na klęskę. Jestem dobrej myśli, ale nie chcę zapeszać. Trzymam kciuki, o!

The post Nowa gra o Wiedźminie zapowiada się naprawdę ciekawie – CD Projekt RED uderza w niszowy segment appeared first on AntyWeb.

Microsoft szuka testerów nowego Office’a. Zapisać może się każdy

$
0
0
office-ipad

Linia produktów Office intensywnie ewoluuje w ostatnim czasie. Po darmowym OneNote z otwartym API Microsoft szturmem wziął AppStore z mobilną wersją pakietu dla iPada. Na tym oczywiście nie koniec, bo na horyzoncie znajduje się już analogiczne wydanie dla Andrioida oraz interfejsu Modernn UI (czyli m.in Windowsa RT). Okazuje się, że każdy może przetestować te produkty jeszcze przed premierą.

No, prawie każdy… Microsoft uruchomił formularz rejestracyjny, za pomocą którego można zgłosić chęć uczestnictwa w testach przedpremierowych wersji Office’a. Przy czym nie sprecyzowano, o jakie programy chodzi. Możemy zatem tylko domniemywać, że są to mobilne wersje pakietu na nowe platformy lub też kolejne wydania na desktopy.

Microsoft stawia jednak twarde warunki. Formularz rejestracyjny jest rozbudowany i wymaga udzielnie odpowiedzi na liczne pytania. Najwyraźniej w ten sposób firma chce skuteczniej znaleźć tych użytkowników, którzy faktycznie będą testować nowe produkty, a także zgłaszać błędy i swoje uwagi. Nie jest to przecież takie oczywiste – większość betatestów jest oblegana przez pasjonatów żądnych nowości, którzy raczej nie kwapią się w aktywnym rozwijaniu danych produktów (wiem to autopsji).

 

Do wyboru są tak naprawdę dwa programy testowe: domowy i biznesowy. W tym drugim, poza standardowymi aplikacjami możemy liczyć też na dostęp do zaawansowanych usług, jak Exchange, SharePoint, Lync i Project. Nie są to rozwiązania darmowe, co stanowi kolejny powód, dla którego Microsoft będzie pieczołowicie selekcjonował zgłoszenia i wybierał tylko najbardziej obiecujących kandydatów. Mimo to strona projektu cieszy się ogromną popularnością – na tyle, że formularze nie wyrabiają i przez dłuższą część dnia były zwyczajnie niedostępne. Najwyraźniej każdy chce otrzymać bezpłatnego Office’a – nawet jeżeli miałby być niestabilny i najeżony błędami.

Twórcy Office’a nie mają łatwego zadania. Google zunifikował właśnie swój mobilny pakiet biurowy, łącząc funkcje QuickOffice’a z Google Docs i implementują natywne wsparcie dla dokumentów tworzonych za pomocą programów wchodzących w skład MS Office. Powodów, aby wyczekiwać premiery biurowych narzędzi Microsoftu dla Androida jest zatem coraz mniej – szczególnie, że te google’owskie są mocno zintegrowane z całym pakietem dojrzałych usług w chmurze, który w przypadku Microsoftu dopiero ewoluuje (choć z wymiernym skutkiem).

Dajcie znać, jeżeli uda się Wam zarejestrować w programie. U mnie formularz jest stale niedostępny. Znajdziecie go pod adresem prereleaseprograms-public.sharepoint.com.

The post Microsoft szuka testerów nowego Office’a. Zapisać może się każdy appeared first on AntyWeb.

Audyoo polski serwis streamujący korzystny dla użytkowników i twórców

$
0
0
da

Większość muzyki, której dzisiaj słuchamy, pochodzi z cyfrowych zbiorów. Nieliczni pasjonaci kupują muzykę na klasycznych nośnikach takich jak płyty cd czy płyty winylowe. Branża muzyczna na skutek rozpropagowania Internetu przeszła gruntowny remanent.

Dzisiaj większość z nas muzyki słucha za pośrednictwem serwisów streamingowych takich jak Deezer, Spotify czy WiMP. Trzeba przyznać, że streaming muzyki to jedno z najwygodniejszych rozwiązań, jakie mogliśmy sobie w tej kwestii wyobrazić. Nie jest jednak pozbawione wad. Każdy kto regularnie używa, któregoś z wymienionych programów, wie jak obciążają one nasze urządzenia. Chyba najlepszym rozwiązaniem nadal jest ściąganie muzyki, gdy nasze urządzenie ma dostęp do Wi-Fi, a następnie odsłuchiwanie jej w w trybie offline. Słuchanie muzyki na komórce prosto z Internetu jest wyczerpujące dla naszego pakietu danych i baterii naszego urządzenia. Gdy mówimy o minusach streamingu muzyki musimy pamiętać jeszcze o twórcach. Ci również od czasu do czasu zabierają głos w tej sprawie i podkreślają, że pieniądze które otrzymują od wielkich serwisów streamingowych to śmieszne kwoty. Idealnie zatem nie jest i widać ewidentnie, że wciąż można zaproponować coś ciekawego w tej materii.

Tę niszę zamierza wypełnić Piotr Kaczorowski wraz ze swoim najnowszym projektem. Startupowiec znany w technologicznym świecie między innymi z pracy przy rozwijaniu Gadu-Gadu. Od dwóch lat skupia się jednak na rozwoju aplikacji Audyoo, która pozbawiona ma być wcześniej wspomnianych wad. Dzięki innowacyjnej kompresji utworów, streaming muzyki ma być możliwy nawet gdy Internet w naszym telefonie wskazuje na tryb EDGE. Muzyka jednocześnie ma być lepszej jakości niż u konkurencji. Wartością dodaną ma być bogata baza polskich artystów, którzy jak podkreśla twórca, mają być znacznie lepiej opłacani. Osiemdziesiąt procent wszystkich sprzedanych płyt w zeszłym roku to nasi rodzimy twórcy i to właśnie na tym polu Kaczorowski ma zamiar zbudować przewagę konkurencyjną.

Mamy zatem zapewnienie twórcy aplikacji, że muzyka będzie w lepszej jakość, jednocześnie przy mniejszej ilości potrzebnych danych do jej odtwarzania. Do tego baza polskich artystów ma być znacznie bogatsza, a oni sami w mają lepiej zarabiać. Trzeba przyznać, że są to deklaracje dość odważne, które na pewno zostaną przypomniane w momencie debiutu aplikacji. Jeżeli jednak uda się dotrzymać słowa, jednocześnie zachowując abonament poniżej 20 zł, to być może będziemy mieli polskiego reprezentanta w tym niezwykle ciasnym segmencie usług, jakim jest internetowy streaming muzyki.

Źródło: Forbes

The post Audyoo polski serwis streamujący korzystny dla użytkowników i twórców appeared first on AntyWeb.

Małpka Express rozhuśta sprzedaż Merlin.pl?

$
0
0
Merlin

Niedawno pisałem o firmie InPost, która zamierza stworzyć Paczkomaty umożliwiające odbiór produktów spożywczych zakupionych w sklepach internetowych. Zaznaczyłem w tekście, że do pomysłu podchodzę dość sceptycznie, ale czekam na rozwój wypadków – może ta usługa okaże się hitem? Z równie dużym zainteresowaniem będę obserwował poczynania dinozaura polskiego e-commerce, czyli sklepu Merlin.pl. Także i oni planują wejść w „spożywkę”.

Ponad rok temu informowałem, że Merlin.pl trafił pod skrzydła grupy kapitałowej Czerwona Torebka. Pisałem wówczas, że ten ruch może się opłacić obu stronom i zainwestowane kilkadziesiąt milionów złotych daje szansę ekspansji. Rozwój nie nastąpi jednak sam z siebie – potrzebne są zdecydowane i sensowne działania, które mogą dać obu projektom tzw. kopa. Dzisiaj przeczytałem o takich działaniach. Nie skupiają się one wyłącznie na łączeniu możliwości sklepu internetowego i pasaży handlowych – duet należy poszerzyć o jeszcze jeden element: sklepy Małpka Express.

To stosunkowo młoda, ale szybko rosnąca sieć, która od pewnego czasu należy do Czerwonej Torebki. Dzisiaj sklepów z ich szyldem naliczymy ponad 250, ale plany rozwoju są dość ambitne – do końca roku ma być ich grubo ponad 400. Sieć rośnie zatem w siłę, a to ma zostać wykorzystane przez Merlina:

– Planujemy wejście w sprzedaż internetową artykułów spożywczych za pośrednictwem sklepu Merlin.pl. Klient będzie mógł w Merlinie zamówić chleb, bułki i tę paczkę odebrać po drodze z pracy do domu w najbliższej Małpce – wyjaśnia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Przemysław Schmidt, członek rady nadzorczej Czerwonej Torebki.[źródło]

Ciekawe jest to, że oferta Merlina ma być poszerzana (nie tylko o produkty spożywcze), a odbiór tych towarów również będzie możliwy w sklepach Małpka Express. Tym samym pojawi się naprawdę sporo punktów odbioru produktów zakupionych w sklepie internetowym. Jednocześnie to szansa dla samej Małpki – chociaż są to sklepy o małej powierzchni, to będzie w nich można sprzedawać naprawdę szeroki wachlarz produktów znajdujący się w ofercie Merlina. Wstępując po butelkę wody w drodze do pracy, klient zamówi książkę czy śpiwór i odbierze go następnego dnia wracając z pracy. Podejrzewam, że wielu osobom taki model może się spodobać.

Grupa nie zamierza skupiać się wyłącznie na uruchamianiu kolejnych sklepów Małpka Express (tu warto wspomnieć, że docelowo ma być otwierany jeden sklep dziennie – niezły wynik). W planach jest też dynamiczny rozwój sieci dyskontów Czerwona Torebka. To kolejne potencjalne punkty odbioru i nowe szanse. Swego czasu Karol pisał o czytniku marki Merlin, teraz warto chyba zadać pytanie, czy cała grupa nie podąży drogą Amazonu/Tesco i nie stworzy własnego tabletu (może też smartfonu) oraz pakietu usług, który wciągnąłby klienta w ich ekosystem? Pole do popisu mają całkiem spore i jeśli dobrze to rozegrają, to mogą naprawdę poważnie namieszać na rynku.

Źródło grafiki: malpkaexpress.pl

The post Małpka Express rozhuśta sprzedaż Merlin.pl? appeared first on AntyWeb.

Google z kolejną nowością w Polsce – czas na ułatwienie płatności

$
0
0
img_8110

Czy skłamię lub naciągnę fakty mówiąc, że platformą na której najczęściej dochodzi do złamania praw autorskich jest Android? Prawdopodobnie nie. Sam wielokrotnie słyszałem opinię, według której lepiej wybrać smartfon z tym systemem ze względu na łatwość i swobodę dostępu do pirackich wersji aplikacji i gier.

Jednym z dość często poruszanych powodów braku zainteresowania dokonaniem płatności jest kwestia nie posiadania karty kredytowej. Niechęć do dodania tego środka płatniczego do konta Google także jest dość często spotykaną sytuacją. Obydwie te kwestie i kilka innych rozwiązać może decyzja podjęta niedawno przez Google – już niedługo tak zwane „gift cardy” sklepu Google Play o przeróżnych nominałach trafią do sprzedaży w Polsce.

Po wprowadzeniu usługi Muzyka Google oraz oferty filmowej jest to już kolejny, zdecydowany ruch firmy na polskim rynku. Cieszy mnie, że nareszcie, choć nadal w dość ospałym tempie, nasz kraj zaczyna być po prostu brany pod uwagę, jako rynek o sporym potencjale.

Clipboard01

Gift cardy Google Play dostępnę będą w wysokościach 50, 75 i 150 złotych. Za takie kwoty możemy dokonywać zakupów nie tylko w sklepie z aplikacjami, ale również w sklepie z muzyką i filmami. To najprostszy sposób na „doładowanie” naszego konta środkami, by móc chwilę później dokonywać płatności za kolejne treści. Rzeczywiście nie są to kwoty małe, ale najniższy nominał na poziomie 50 złotych pozwoli nam zapomnieć kwestiach związanych z płatnościami przez dłuższy okres, jeśli faktycznie sporadycznie decydujemy się na zakup. Nie da się jednak ukryć, że kwota 20 złotych byłaby najbardziej popularna i poręczna. Nie wiemy kiedy dokładnie gift cardy pojawią się w Polsce, gdyż w szczegółach podano jedynie krótkie „coming soon”.

Informacja ta jest już pewna i oficjalna – potwierdzenie znajdziecie na stronie internetowej ze wsparcie dla usług Google Play.

Zdjęcie.

The post Google z kolejną nowością w Polsce – czas na ułatwienie płatności appeared first on AntyWeb.

Tweetup Polska – taką promocję sieci społecznościowej to ja rozumiem

$
0
0
Zrzut ekranu 2014-07-02 o 13.08.41

Twitter jest bardzo specyficzną siecią społecznościową, której bliżej do portalu mini-blogowego, jak do Facebooka, czy Google+. Ludzie, którzy posiadają tam konto, zwykle tworzą nieformalne grupy skupione wokół artystów, programistów, blogerów i temu podobnych sław każdego kalibru – zachowują tu prywatność, przy możliwości wyrażania swojej opinii, co działa na niektórych jak cukier na mrówki.

Sam Twitter to jednak nie tylko centrum dowodzenia młodzieży zakochanej w Justinie Bieberze w wieku 13-16 lat. Jest to miejsce, gdzie ludzie, którzy chcieliby się poznać, ale nie mają takiej możliwości, mają ze sobą jakikolwiek kontakt, mogąc obserwować swoich znajomych podczas ich codziennego ćwierkania. Tweetup – impreza, a raczej spotkanie integrujące użytkowników Twittera to bardzo fajne przedsięwzięcie, choć do tej pory (do poprzedniego roku) były organizowane jedynie Tweetupy w większych miastach, np. Tweetup Łódź. Krzysztof Kotkowicz– jedna z najszczerszych osób w nadwiślańskim Twitterze, wraz z Małgorzatą Pawłowską postanowili zebrać mieszkańców całego kraju i stworzyć spotkanie użytkowników tej wspaniałej sieci społecznościowej – Tweetup Polska. Rok minął, nastał ten magiczny dzień – 28 czerwca, który oznaczał podróż do stolicy i odnalezienie swoich znajomych na gigantycznej sali konferencyjnej lub w klubie miejsce Chwila.

Prelekcje lub zwiedzanie Warszawskiej pragi

Idąc na imprezę mieliśmy wybór – idziesz na prelekcje dotyczące Twittera, czy wolisz pozwiedzać Warszawską Pragę? Naturalnie, udałem się na prelekcje, co było rozsądnym wyborem – koło godziny 17 zaczęła się gigantyczna burza w stolicy, co między innymi zaowocowało oberwaniem chmury – takiej pompy z nieba nie widziałem od dawna. Ostateczna agenda prelekcji wyglądała następująco:
• 11:30 – Powitanie
• 11:45 – Paweł Tkaczyk (MIDEA)
• 12:30 – Mateusz Puszczyński (Allegro.pl) – Twitter w służbie korporacji
• 13:15 – Przerwa kawowa
• 13:30 – Michał Sadowski (Brand24) – Big Data na Twitterze
• 14:00 – Przemysław Przybylski – Słuchamy i odpowiadamy, czyli jak Lotnisko Chopina buduje relacje w mediach społecznościowych
• 14:30 – Mateusz Miernikowski (Konceptika/@PlayStationPL) – Dlaczego Twitter jest bardziej niż Jobs, a nie jak Mojżesz
• 15:00 – Przerwa kawowa
• 15:30 – Konrad Traczyk (Hash.fm/Social Hackers) – Jesteś gwiazdą w internecie. Masz wpływ na ludzi. Dlaczego ONI tego nie kumają?
• 16:00 – Olaf Krynicki (Samsung Polska) – Czy Twitter zmienił moje życie? • 16:30 – Weronika Niżnik (IRCenter) – Poznaj swoją grupę docelową
• 16:45 – Panel dyskusyjny – Obalamy stereotypy na temat Twittera (Prowadzi Monika Czaplicka, dyskutują Tomasz Żaczko z T-Mobile Polska, Mateusz Kania z ZTM Warszawa, Weronika Niżnik z IRCenter, oraz Konrad Traczyk z Hash.fm)

Prelekcje nauczyły wszystkich słuchaczy korzystać z Twittera w sposób inny, niż robiliśmy to do tej pory. Twitter jako narzędzie do promocji swojego produktu jest bardzo dobrym pomysłem wymagającym od nas odpowiedniego podejścia do poszczególnych użytkowników, choć z drugiej strony, przy nieumiejętnym prowadzeniu profilu, można zrobić swojej osobie i firmie gigantyczną krzywdę.

Natłok ludzi, których zawsze chciałem spotkać

Na imprezie poznałem wielu blogerów, dziennikarzy, redaktorów, youtuberów, czy PR-owców, co było dla mnie cudowną okazją do nawiązania nowych znajomości. Tweetupy, odmiennie do ogólnego przekonania, nie są spotkaniami przy piwie i smartfonie/tablecie w dłoni – dużo ludzi, dobra muzyka, śmiech, alkohol i ludzie, na których poznanie czekaliśmy cały rok.  Bardzo podoba mi się profesjonalizm tego przedsięwzięcia – prelekcje były naprawdę porywające, a przed otwartą dyskusją nie zdarzały się dobrowolne wyjścia z sali konferencyjnej – cóż za przykuwanie uwagi ponad setki słuchaczy! 10463910_298947016945784_3341945483062625074_n

Mokra praga

Podczas prelekcji, druga grupa uczestników Tweetupa zwiedzała Warszawską Pragę – było to naprawdę fajne zajęcie – z założenia. Jak się okazało, koło godziny 16/17 zaczęła się ulewa tak mocna, że większość zwiedzających schowało się pod pierwszy lepszy daszek i oczekiwała zakończenia się ulewy, która trwała w najlepsze prawie do 20-tej. Część grupy zwiedzającej stolicę naprawdę zachwalała samą wycieczkę – niestety, nikt nie mógł przewidzieć tego, jaka pogoda będzie w dzień zlotu parę miesięcy wstecz.

Aby tak dalej!

Tegoroczny zlot użytkowników Twittera z całej Polski był strzałem w dziesiątkę i mam cichą nadzieję, że za rok Krzysztof dostanie wsparcie od jeszcze większej liczby sponsorów, co bezpośrednio przeniesie się na jeszcze lepsze zorganizowanie imprezy – w końcu, z każdym nowym rokiem powinno być lepiej, czyż nie? Podsumowując, jeżeli posiadacie konto na Twitterze, sprawdźcie, czy w waszych miastach odbywają się cykliczne spotkanie ćwierkaczy i przejdźcie się tam, nie siedząc wciąż przed ekranem swojego komputera. Z ręką na sercu polecam wam ogólnopolski Tweetup. Chciałbym serdecznie podziękować w imieniu większości osób będących na imprezie, z którymi mam kontakt za zorganizowanie tak wspaniałej imprezy. Zobaczymy się tam za rok? Pełna liczba osób pomagających przy przygotowaniu tego niesamowitego spotkania odnajdziecie w poście Krzysztofa. Polecam oficjalny profil TweetUp Polska oraz Warszawa.

The post Tweetup Polska – taką promocję sieci społecznościowej to ja rozumiem appeared first on AntyWeb.


[Krótko] 500 domów rozdają na Facebooku

$
0
0
Piotr Stanislawski-1

Myślałem, że nic mnie nie zdziwi jeśli chodzi o Facebooka. Jednak głupota ludzka nie zna granic.

Kolejna akcja na Facebooku (i to z 2013 roku) pokazuje, że granice zdrowego rozsądku nie istnieją. Ludzie uwierzą we wszystko. Mamy przykład, że ktoś uwierzył iż można dostać dom tylko za sam fakt udostępnienia statusu na Facebooku.

Mamy też finezyjny przekaz podprogowy:

UWAGA KONKURS!
Otrzymaliśmy 500 domów pod Warszawą, które z powodu obdrapanego tynku w jednym z pokoi( murarz-tynkarz-akrobata był pijany ) nie mogą być wystawione na sprzedaż.
Z tego powodu wylosujemy 500 osób, które udostępnią ten status

Wiele osób często sugeruje, że ludzie powinni być odpowiedzialni za swoje decyzje. Widać jednak, że w każdym społeczeństwie jest grupa ludzi którą przed własnymi decyzjami trzeba chronić. Dziś udostępnią status na Facebooku, jutro kupią garnki super pościel za 5000 PLN a po jutrze super ubezpieczenie w jakiejś piramidzie finansowej.

Swoją drogą ktoś ma niezły ubaw, zrobił akcje po bandzie (przy nich rozdawanie butów czy darmowe telefony to przecież pikuś) a i tak działa. Wyobraźmy sobie jak mogą namieszać oszuści używający bardziej finezyjnych metod i jak bardzo może powiększyć się w takim przypadku skala naciągniętych.

Ps. Ktoś w komentarzach zwrócił uwagę, że ten status jest z 2013 roku. Faktycznie – ale udostępnienia lecą teraz i to w dużych ilościach. Co jest jeszcze bardziej przerażające w sumie.

The post [Krótko] 500 domów rozdają na Facebooku appeared first on AntyWeb.

Zagraj w grę i przetestuj swoją wiedzę z Google Maps

$
0
0
Bez tytułu

Zbliżamy się do końca tygodnia, zatem możemy pozwolić sobie na małe rozluźnienie. Google znane jest z tego, że raz na jakiś czas pozwala zmarnować trochę czasu przeglądając Internet. Czasem możliwe jest to dzięki interaktywnemu Doodlowi (jak chociażby gra w w Pacmana), czasem jest to „easter egg” w postaci Zerg Rusha.

Teraz jednak firma z Mountain View ma zupełnie inną propozycję. Propozycję tę można uznać za wyższy poziom jeżeli idzie gry dostępne z poziomu przeglądarki od Google. Smarty Pins to gra, do której wykorzystywane jest Google Maps, aby przetestować naszą wiedzę. Gracz startuje z pulą 1,609 km, a jego zadaniem jest poprawne odpowiadanie na pytania, które pojawiają się w lewym górnym rogu ekranu.

Pytania dotyczą wielu rożnych dziedzin, a naszym zadaniem jest przeciągnięcie pinezki do miejscowości, o które jest pytanie. Przykładowo „Z jakim angielskim miastem powiązana jest postać Robing Hooda”. Poprawna odpowiedź to Nothingam zatem naszym zadaniem jest przypięcie pinezki na mapie właśnie w tym miejscu.

score

Wbrew pozorom gra wcale nie jest prosta, bowiem pytania, które się pojawiają są często skomplikowane. Co prawda gracz może skorzystać z podpowiedzi, jednak te często nie wyjaśniają zbyt wiele. Jak na razie mój rekord to cztery poprawne odpowiedzi, w dużej mierze dlatego, że pytania dotyczą szczegółowych wydarzeń i miejsc w historii anglosaskiej.

Za każdym razem, gdy udzielimy złej odpowiedzi odejmowane są nam punkty, na podstawie tego o ile kilometrów się pomyliliśmy. Czyli jeżeli poprawną odpowiedzią jest Warszawa, a my zaznaczyliśmy, że chodzi o Gdańsk, gra odejmie nam 400 punktów z naszej puli kilometrów. Gramy tak długo dopóki mamy punkty. Do zgarnięcia jest bonus punktowi, jeżeli uda nam się odpowiedź w ciągu dziesięciu sekund od zadania pytania, bez używania podpowiedzi.

pol

Kto by pomyślał, że taka prosta gra może sprawić tyle frajdy. Chyba wszyscy lubimy zadania, w których trzeba wysilić szare komórka, a ta ewidentnie do takich należy. Co więcej jest to gra, która nie tylko sprawdza naszą wiedzę, ale również poszerza horyzonty. Idealny przerywnik w pracy na koniec tygodnia. Życzę powodzenia i dużo cierpliwości.

The post Zagraj w grę i przetestuj swoją wiedzę z Google Maps appeared first on AntyWeb.

Nuseti – nowatorski projekt roweru prosto z Polski na Kickstarterze

$
0
0
Zrzut-ekranu-(37)

Rower istnieje od około 200 lat, od około 130 lat ma formę podobną do obecnej. Jest to jeden z najdoskonalszych pojazdów poruszanych siłą mięśni, jeden z najpopularniejszych środków transportu na świecie. Rekordy powiązane z rowerem obejmują prędkość 222 km/h przy zjeździe z góry i przejechanie przeszło 1000 km w ciągu 24 godzin. Rower jest już dopracowanym projektem, ale nie znaczy to, że nic nie da się już wymyślić czy usprawnić. Chce to udowodnić Grzegorz Zieliński, wielokrotny mistrz Polski w downhillu, swoim nowatorskim projektem napędu wbudowanego w rowerową ramę.

Napęd w rowerze to element szczególnie wrażliwy – z jednej strony wystawiony na brud i wodę, z drugiej strony pracujący cały czas w trudnych warunkach, co przyspiesza jego zużycie i pogarsza precyzje działania. Rowery sportowe mają wszystko na wierzchu, bo takie rozwiązanie jest najlżejsze i oferuje najwięcej przełożeń, ale wymaga nieustannej troski, pracochłonnego czyszczenia, a w szczególnie trudnych warunkach, np. w zimie czy w mokrym piachu, radzi sobie nie najlepiej.

Zrzut-ekranu-(10)

Zrzut-ekranu-(30)

Zrzut-ekranu-(29)

Rowery miejskie, które z założenia mają wymagać od użytkownika jak najmniej uwagi, mają często przekładnie planetarne umieszczone w piaście i łańcuch osłonięty osłoną. Takie rozwiązanie praktycznie nie wymaga czyszczenia, świetnie daje sobie radę w trudnych zimowych warunkach i nie brudzi spodni rowerzysty. Czemu zatem wszystkie rowery nie mają takich piast? Bo niosą one szereg wad, takich jak większą wagę, zwykle mniejszą liczbę przełożeń, konieczność przeplecenia koła lub kupno roweru od razu z taką piastą, a także wykluczają stosowanie szybkozamykacza oraz napięcie łańcucha wymaga wyregulowania, co praktycznie wyklucza szybką wyminę dętki. Rowerze górskim czy szosowym wymiana dętki to mniej niż 5 minut, w rowerze miejskim to może być godzina pracy z zestawem narzędzi. Kto próbował, ten wie, że do przyjemnych taka wymiana nie należy.

Projekt Grzegorza Zielińskiego chce połączyć zalety obu rozwiązań– zaoferować zamknięty układ napędowy, odporny na najtrudniejsze warunki atmosferyczne, który jednocześnie spełni wymogi w przypadku roweru sportowego i wyczynowego. Projekt Nuseti składa się z przekładni planetarnej, ale umieszczonej dość nietypowo, bo tuż przy suporcie i korbie, czyli tam gdzie znajdują się pedały. Łańcuch prowadzony jest wewnątrz ramy, w podwójnym tylnym trójkącie. W efekcie cały napęd jest szczelnie zamknięty, szczelniej niż w przypadku pełnej osłony na łańcuch, a wszystkie przekładnie oraz sam łańcuch są zawsze czyste i odpowiednio nasmarowane, niepoddawane działaniu wody, soli i piachu. Siłą rzeczy łańcuch nie brudzi ubrania ani auta, podczas przewożenia roweru w środku i znacznie wolniej się zużywa.

Zrzut-ekranu-(22)

Zrzut-ekranu-(24)

Zrzut-ekranu-(31)

Co ciekawe, łańcuch jest napięty na stałe, a demontaż z tylnego koła jest błyskawiczny, szybszy nawet niż w przypadku szybkozamykacza i tradycyjnych przerzutek, bowiem łańcucha w ogóle nie trzeba zdejmować ani dotykać. Kluczowe są również parametry samych przełożeń. Skrzynia biegów, bo tak można ją nazwać, znajdująca się w okolicy suportu zapewnia 16 przełożeń, które można zmieniać zarówno pod pełnym obciążeniem, jak i stojąc, a więc nie pedałując, czego nie potrafią tradycyjne przerzutki. Imponujący jest również zakres obejmujący 570%. Dotąd najbardziej uznana przekładnia planetarna, znajdująca się w piaście Rohloff SpeedHub miała 14 przełożeń o zakresie 526%, a tradycyjne przerzutki w rowerze górskim 3×9 oferują 519%. Oznacza to, że Nuseti ze swoimi 16 biegami oferuje większą elastyczność zarówno od niemieckiej piasty za przeszło 3 tysiące złotych, jak i od tradycyjnego rozwiązania spotykanego w rowerach. Na rowerze Nuseti da się zarówno podjeżdżać pod strome zbocza, jak i zjeżdżać szybko w dół.

Zrzut-ekranu-(26)

Zrzut-ekranu-(27)

Jest to pierwszy tego rodzaju projekt na świecie. Inne rozwiązania z zamkniętym napędem, np. z wałem napędowym, nie oferują ani tylu biegów, ani nie dają możliwości szybkiej wymiany koła. Najbliższe Nuseti są chyba kosmiczne ramy niemieckiego producenta rowerów Nicolai, które również mają biegi blisko suportu i napięty na stałe łańcuch, ale w przypadku rowerów Nicolai łańcuch nie jest zabudowany i napęd korzysta z piasty Rohloff SpeedHub, tylko umieszczonej nie w kole, a obok korby. Wygląda więc na to, że Nuseti to pierwszy i jedyny taki projekt na świecie, w dodatku pochodzi z Polski, od polskiego zawodnika.

01_2

38744nicolai3-large

Oczywiście wciąż pojawiają się pytania: jak często trzeba będzie wymieniać łańcuch, czy będzie to bardzo trudne, co z wymianą oleju w przekładni, oraz oczywiście jakość wykonania zarówno napędu jak i całej ramy. Nie widzę jednak powodów, aby poddawać pod wątpliwość ten projekt. Cieszy również profesjonalna realizacja filmu promującego Nustei na Kickstarterze– ujęcia z helikoptera i profesjonalny lektor. Widać, że nie jest to chałupnicza robota.

W zasadzie jedyną przeszkodą w nabyciu Nuseti jest cena. Mówimy o karbonowej ramie z zabudowaną bardzo skomplikowaną przekładnią planetarną – cena nie mogła być niska i nie jest. Rama będzie kosztowała 2515 Euro czyli około dziesięć i pół tysiąca złotych. Gotowy rower zaproponowany przez Nuseti na dobrych komponentach kosztuje około 20 tysięcy złotych. To sporo, więcej niż większość jest w stanie zapłacić. Należy jednak pamiętać, że na rynku nie brakuje rowerów przeszło dwukrotnie droższych. Mimo, że sam ramy Nuseti nie kupię, to mam nadzieję, że odniesie ona duży sukces na międzynarodowej arenie rowerowej. Rozwój dokonuje się właśnie przez takie odważne, niestandardowe projekty. Ciesze się, że pochodzące również z Polski.

Zdjęcia rowerów Nicolai pochodzą ze strony producenta oraz strony MTBnews.de.

The post Nuseti – nowatorski projekt roweru prosto z Polski na Kickstarterze appeared first on AntyWeb.

Pamiętacie Pushbullet? Dziś to najlepszy sposób na szybkie przesyłanie… czegokolwiek

$
0
0
2014-07-03_124537

Pushbullet nie jest projektem nowym. Twórcy rozwijają swoją usługę od dobrych kilku lat. W skrócie, służy ona do przesyłania plików, zdjęć, notatek, linków, list i wielu wielu innych treści na urządzenia mobilne (i w drugą stronę) za pomocą kilku kliknię. Teraz ta platforma stała się jeszcze lepsza za sprawą programu dla Windowsa.

Kiedy kilkanaście miesięcy temu pisałem o Pushbullet, nie spodziewałem się, że usługa ta będzie tak intensywnie rosnąć i zyskiwać nowe funkcje. Dziś twórcy wyposażyli ją w garść nowych funkcji i obsługę nowych rodzajów treści, a także zadbali o obecność klientów i aplikacji na różne platformy. Jest wśród nich również klient dla Windows, który w nowej odsłonie zyskał bardzo sympatyczną funkcję.

Nie mam tutaj na myśli interfejsu Modern UI. Nie piszę też o dodatkach dla windowsowych przeglądarek, bo te istnieją od dawna. Twórcy sięgnęli do podstaw, czyli… kontekstowego menu eksploratora. Ważący 8,1 MB instalator po uruchomieniu dodaje do naszego systemu, do menu pod prawym przyciskiem myszy polecenie wysyłania do Pushbullet. Za jego pomocą możemy przesłać do naszego smartfona, tabletu lub… znajomego dowolny plik o rozmiarze nie większym niż 25 MB. Prosto i szybko – zupełnie tak, jak funkcja „Wyślij do” z której w Windows chyba nikt już nie korzysta.

Twórcom Pushbullet zdecydowanie nie można odmówić pomysłowości. Początkowo tworzyli usługę, która miała być alternatywą dla… wysyłania plików do siebie e-mailem. Zapewne większość z Was zna tego typu praktyki – gdy nie chcemy zapomnieć o jakimś pliku lub treści, skrzynka e-mail jest najlepszym sposobem na to, żeby mieć je cały czas pod ręką. Była, bo teraz pałeczkę przejmuje Pushbullet.

pushbullet

Ale na tym nie poprzestano, bo w ostatnich miesiącach usługa została rozbudowana o możliwość szybkiego przesyłania plików, notatek, linków, list i wielu innych treści do naszych znajomych. Przy czym wcale nie muszą oni korzystać z Pushbullet, żeby było to możliwe. Dzięki otwartemu API wszechstronność usługi regularnie rosła. Dziś odpowiednie receptury z jej udziałem możemy znaleźć m.in. w IFTTT. Co jednak najważniejsze, całość działa stabilnie i niezawodnie, a więc nie ma obawy, że przesłane informacje zaginą gdzieś po drodze.

The post Pamiętacie Pushbullet? Dziś to najlepszy sposób na szybkie przesyłanie… czegokolwiek appeared first on AntyWeb.

Bazarowe spolszczenia gier

$
0
0
max

Wielu rodzimych graczy z przełomu XX i XXI wieku miało styczność z przyjemnym głosem pewnego lektora, posługującego się kaleczoną polszczyzną z rosyjskim akcentem. Przyjrzyjmy się zjawisku „bazarowych spolszczeń”, a więc polonizacji wątpliwej jakości zarówno pod względem tłumaczenia jak i technicznego wykonania, które były dodawane do pirackich wersji gier, a które można było kupić od Rosjan na targowiskach.

Autorem wpisu jest Adam Prasał.

Geneza

Pod koniec ubiegłego wieku standardem było, iż cena oryginalnej wersji gry komputerowej przekraczała 100, a niekiedy nawet 200 złotych. W stosunku do ówczesnej średniej krajowej (1240 PLN), to tak jakby dzisiaj gry kosztowały 300-600 złotych. Jakby tego było mało, dopiero w roku 1997 zaczęły powstawać oficjalne polonizacje dla elektronicznej rozrywki. Do tej pory tłumaczone były tylko instrukcje i treści na pudełkach (i to nie zawsze), a o pobraniu spolszczenia z Internetu nie było mowy ze względu na wąski wówczas dostęp do sieci.

Okazję do zarobienia wywęszyła pewna grupa domorosłych tłumaczy z Rosji, którzy zaczęli tworzyć nieoficjalne lokalizacje dołączane do pirackich wersji gier, tym samym tworząc produkty atrakcyjniejsze dla konsumenta niż konkurencja (w głównej mierze również ze wschodu). Takie gry były sprzedawane na giełdach i bazarach (przede wszystkim słynna korona stadionu X-lecia), początkowo po 40, a u kresu działalności po kilkanaście złotych. Oczywiście nielegalnie, chociaż wtedy Polacy nie mieli takiej świadomości praw autorskich jak dzisiaj, a na proceder handlu oprogramowaniem na bazarach przymykała oko nawet policja.

Sprzedawcy bardzo często cechowali się dobrą znajomością branży i zagadnień związanych z informatyką, nierzadko mieli też koneksje z półświatkiem przestępczym. Pożądane gry można było wybierać spośród setek spoczywających w kartonowych pudłach. Pudełka z grą po bliższych oględzinach ujawniały wiele niedoskonałości. Okładką było ksero niskiej jakości, a zastosowana na niej polszczyzna, jakby wzięta z translatora, stanowiła przedsmak tego, co czeka nas po uruchomieniu produktu. Na opakowaniu widniała też wyraźna informacja, że mamy do czynienia z profesjonalną polską wersją językową, oraz adres plgames@mail.com.

Masz za mało resursów

Polsko-rosyjskie tłumaczenia obfitowały w błędy fleksyjne, składniowe, wyrazowe i wiele innych, i absolutnie nie spełniały obecnych standardów. Ale 15 lat temu dla nikogo nie było to problemem, zważywszy że innych polonizacji po prostu nie było i każdy się cieszył, że ma grę w ojczystym języku.

Do legendy przeszły takie wyrażenia jak „zdjąłem palec ze spusta i wtedy było po wszystkim” z Max Payne’a, albo „beczka z wybuchówka” w Commandos (zamiast „explosives”). W instrukcji do tej drugiej gry możemy również przeczytać „Kliknij na cel dla ruchu. Podwójny klik – ruchać się biegiem. Prawy klik dla anulacji”. Broń o nazwie „Railgun” z Quake’a została oddana jako „Działo kolejowe”. Gra Red Alert: Yuri’s Revenge została przetłumaczona jako Red Alert: Zemsta Jerzego. Natomiast kojący głos lektora w Age of Empires 2 informuje nas, że „jeżeli masz za dużo resursów jednego typu, to możesz sprzedać ich za złota, a potem kupić na to złoto co będzie ci potrzebne”.

Nie ulega wątpliwości, że w pewnych momentach piraccy wydawcy dla żartu popełniali celowe błędy. Przykładem może być przetłumaczenie pseudonimu bohaterki gry Spider-Man, Black Cat, jako Czarna Kasia (tok myślenia wyglądał najpewniej tak: Cat – Kate – Kasia). Jest to celowy zabieg sąsiadów ze wschodu, ponieważ momentami tę kobietę nazywają Czarną Kocicą, co implikuje że mieli oni świadomość co oznacza słowo „cat” w języku polskim.

Privjet Russia

Kim była ta grupa napaleńców? Prawdopodobnie byli to Rosjanie, którzy w jakiś sposób poznali trudną polską mowę, na przykład studiując w kraju nad Wisłą. Rolę ich studia nagraniowego pełniło najpewniej mieszkanie albo nawet garaż wyposażony w słownik angielsko-polski. Nie przejmowali się zbytnio poprawnością polonizacji – liczyło się dla nich aby zachować sens, po czym brnęli dalej. Byli pracowici – w ciągu kilku lat dokonali spolszczenia wielu popularnych gier ze wszystkich gatunków, zarówno hitów jak i crapów, a także gier dla dzieci. Spolszczyli takie produkcje na PC jak na przykład seria Commandos, Quake III, Red Alert, Age of Empires II, GTA II, Max Payne, Medal of Honor: Allied Assault. Z kolei na konsolę PlayStation dokonali lokalizacji gry Driver 1 i 2.

W pirackich produkcjach dominują kwestie wypowiadane przez jednego człowieka, którego głos wielu osobom przywołuje wspomnienia z lat wczesnej młodości. Dokonując dubbingu osoba ta nierzadko starała się, aby poszczególni bohaterzy mówili z różną tonacją, co dawało komiczny efekt. Lektorowi temu nieobce były programy do modulowania dźwięku, z których często korzystał. W takich produkcjach jak Max Payne było standardem, że jego kwestie były mówione szybko i niewyraźnie, choć trzeba przyznać że Rosjanin wczuwał się w role tak dobrze jak tylko mógł. Prawdopodobnie głosu użyczało jeszcze kilka osób (ciężko określić dokładnie ilu), w tym jedna kobieta. Ciekawe jest, że niektóre polonizacje, jak na przykład w Age of Empires 2, powstały w dwóch polskich wersjach, choć wydanych przez tę samą grupę. Częstym zjawiskiem były poważne rozbieżności między tekstem, a słyszanymi przez nas kwestiami – zupełnie tak jakby były one tłumaczone niezależnie przez dwoje różnych ludzi.

Sasza, zwijamy interes!

Polscy dystrybutorzy wzięli się do pracy. Od roku 2000 CD Projekt wszystkie swoje gry zaczął wydawać w wersji polskiej, a rok później wystartowała seria eXtra Klasyka, w ramach której ukazywały się popularne produkcje w cenie prawie 20 złotych. Wtedy też pod strzechy zaczęły trafiać Internet oraz nagrywarki. Te drugie były skuteczne, ponieważ w tamtych czasach gry komputerowe nie miały tak zaawansowanych zabezpieczeń jak dzisiaj.

Taki obrót spraw był bardzo niekorzystny dla bazarowych tłumaczy, którzy byli zmuszeni ciąć koszty. U kresu swojej działalności piraci zamiast dubbingować zaczęli jedynie nakładać mówione kwestie na oryginalną, przyciszoną ścieżkę dźwiękową. Następnie zdecydowali się wypalać płyty bez przerywników filmowych, w wyniku czego sprzedawali na przykład jeden krążek zamiast dwóch. Ostatecznie biznes upadł na przełomie roku 2002 i 2003.

Wielu graczy z sentymentem wspomina rosyjskie polonizacje, które posiadały swój wypaczony urok i tworzyły niepowtarzalny klimat. Wielu fanów serii Commandos nie wyobraża sobie, że mogliby grać z inną lokalizacją niż ta ze wschodu. Obecnie nadal możemy znaleźć w Internecie kilkanaście bazarowych spolszczeń możliwych do pobrania, natomiast oryginalne-pirackie pudełka i płyty, walające się po piwnicach, mają wartość niemal kolekcjonerską. A dla nas wniosek jest taki, aby nie narzekać na jakość dzisiejszych tłumaczeń, ponieważ inni mieli kiedyś gorzej, a nie robili z tego problemu.

Źródła: 1,2,3,4,5,6,7,8,9.

The post Bazarowe spolszczenia gier appeared first on AntyWeb.

Viewing all 64544 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>