Quantcast
Channel: AntyWeb
Viewing all 64567 articles
Browse latest View live

Propaganda salonów Play, czyli o tym, dlaczego Nokia jest zła, a Windows Phone jest gorszy od Androida

$
0
0
2000x1000-Nokia-X-Horizontal-png

Bardzo denerwującym faktem jest nastawienie naszych rodaków do ogółu technologii. Nie zliczę sytuacji, gdy pod naszymi wpisami dotyczącego któregoś z ekosystemów zjawiała się cała armia agresywnie nastawionych komentatorów, wyzwiskami przekonujących do własnych mylnych racji.

Każdy ma prawo głosu. Szanuję inność oraz własne zdanie, jednak nie rozumiem po co wszyscy hejterzy próbują wywołać wojnę, którą zwykle wygrywa ilość komentujących potwierdzających nawet najbardziej oderwane od rzeczywistości teorie i hasła. Bardzo lubię sytuacje, gdy nasi czytelnicy użytkujący Androida, Windows Phone, iOS i Blackberry spokojnie dyskutują, porównując plusy swoich ulubionych technologii i nie walczą na wyliczanie wad konkurencji. Niestety, obraz kreowany jako „jedyny właściwy” jest często jedynie zbiórką informacji przekazywanych przez osoby niekompetentne, nie znające się na rzeczy, co potwierdzi moja dzisiejsza miła rozmowa z młodą ekspedientką salonu Play.

Postanowiłem udać się dziś do wyżej wymienionego salonu, ponieważ nadszedł czas oddania testowanego przeze mnie Internetu LTE, który uzyskałem wraz z modemem, a jako że kolejka była długa, przy czym nigdzie się specjalnie nie śpieszyłem, postanowiłem zerkać na rozmowy prowadzone pomiędzy ekspedientką, a klientami fioletowej sieci komórkowej.

Internet LTE? Nie zapomnij o Kasperskym!

Postanowiłem wziąć na testy modem LTE wraz z kartą Play 4G, wiedząc, że przez 7 dni będę korzystał tylko i wyłącznie z internetu mobilnego. Niestety, mimo szczerych chęci okazało się, że mieszkam dokładnie 50 metrów poza granicą zasięgu łączności 4G w mojej okolicy, tak więc pozostało mi pasmo 3G – bardzo słabej jakości, lubiące się nadzwyczaj często „zrywać”. Po odczekaniu prawie godziny w salonie i po pozostawieniu na papierze paru moich podpisów, miła Pani ekspedientka z salonu Play zaczęła szukać modemu idealnego dla mnie. Na celowniku miałem urządzenie mobilne z funkcją routera Wi-Fi i w bardzo szybkim tempie sprzedawczyni odnalazła router Huawei. Bardzo zadowolony z „szybkiego” przebiegu sprawy, myślałem, że wreszcie udam się do mieszkania, wezmę zimny prysznic (w ten jakże gorący dzień) i po prostu się zdrzemnę.

lte

Router mi się spodobał, byłem przekonany, że będzie mi się z niego korzystało bardzo wygodnie i przyjemnie, a dobry humor i optymistyczne podejście do świata skończyło się, gdy ekspedientka spytała się, czy na moim komputerze jest zainstalowany jakiś antywirus – odrzekłem, że nie, bo niby z jakiej okazji miałbym z niego korzystać?

Po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, młodej pani zaiskrzyło w oczach i rozpoczął się wykład o tym, dlaczego warto zdecydować się na program antywirusowy i dlaczego powinien być nim Kaspersky – dyskusja o programach tego typu nie jest zła, tylko dlaczego miałbym kupować ten jakże promowany przez Play program, skoro korzystam z Maka, a moi domownicy z Ubuntu?

Możecie powiedzieć – wredna blogerzyna mogła powiedzieć wcześniej, że nie jest zainteresowana programem antywirusowym, a tak kobietka jedynie się namęczyła, jednak problem polega na tym, że droga pani nie dała mi dojść do głosu przez następne pięć minut. „Proszę Pani, po co mi Kaspersky skoro korzystam z Macbooka?” – te słowa wywołały znienawidzenie w oczach ekspedientki, która zmarnowała na mnie parę minut swojego drogiego czasu, a pytanie brzmi – czy nie mogła spytać się, z jakiego systemu korzystam? Zapomniałem… w dzisiejszych czasach, pytanie o system polega na odróżnieniu Windowsa XP, 7 i kafelkowej „ósemki”.

„Jak już Pani widzi, korzystam z OS X, tak więc, czy router Huawei będzie współpracować z moim komputerem?” – mówił dalej Rafał, obserwując grę min na twarzy sprzedawcy płci żeńskiej. „Nie wiem, ale mogę to za chwilę sprawdzić” – oznaczające 10 minut czekania na odpowiedź, było dla mnie przytłaczające do tego stopnia, że postanowiłem pobawić się opakowaniem routera, gdzie odnalazłem poszukiwane przeze mnie informacje napisane czcionką porównywalną do mrówki na tle słonia – „Urządzenie współpracuje z systemami: Windows: Vista+, OS X: 10.6+, Linux”.

ubuntukylin.png?w=544

Wszystko dobrze, wszystko pięknie, ale urządzenie Huawei nie miało ochoty trafić do mojego mieszkania, wywołując błąd systemu przy każdej próbie sprzedania produktu – „spróbujmy z innym modelem, dobrze?” – „dobrze, niech Pani się nie śpieszy (ostatni autobus i tak mi już odjechał)”. Dryń, dryń, dryń i tak przez pięć minut - po błędzie sprzedaży urządzenia Huawei i dwóch modemów ZTE, przyszedł czas na ciężką artylerię - modem stacjonarny, który naturalnie „wskoczył” bez najmniejszego oporu. W ten sposób, stałem się potencjalnym klientem Internetu mobilnego 4G LTE, którego mogę używać głównie w mieszkaniu – no chyba, że posiadasz telefon z modułem LTE Rafciu? – niestety, nie.

Minęło parę kolejnych minut, klienci stojący za mną szczerze mnie znienawidzili, a gdy tylko udało mi się opuścić ciasny budynek przepełniony atrapami smartfonów, poczułem się, jak gdyby ktoś wyssał ze mnie całą energię życiową i pozostawił na jej miejscu czarną dziurę.

Mamy LG L5 II, Sony Xperię M, Nokię X, której nie polecamy i parę Lumii – które mają Windowsa

Dzisiaj, gdy nadszedł czas oddania modemu, stałem w kolejce przed dwójką kobiet – najpewniej była to matka i córka. Córka w wieku 18 lat, biegając po całym sklepie, pokazywała mamie, na który telefon chce kupić.

  • Chcemy przenieść numer z Plusa do Play i wziąć jakieś urządzenie w Miksie.
  • Rozumiem, jaki będzie to Mix?
  • Doładowania za 30 złotych na dwa lata.
  • Ile byłybyście Panie w stanie dopłacić do smartfona?
  • Jakieś 300 złotych.
  • 200! – powiedziała matka.
  • Rozumiem, w takim razie mamy LG L5 II, Alcatela Idol… a właściwie, podejdźmy do atrap. Który telefon się pani podoba?
  • LG G2 wydaje się być dobry.
  • Ale proszę pani, ten telefon nie jest dostępny przy pani przedziale cenowym, a może zdecyduje się pani na LG L5 II, który jest ładny, albo na Alcatela, który jest duży i kolorowy?
  • Jak to, nie jest w jej przedziale cenowym? Czy Pani oszalała!? To ile ja mam zapłacić za telefon – wykrzyczała matka.
  • Wygląda bardzo ciekawie, a co ma Pani z Nokii? (rzekła córka) Od lat używałam Nokii i chciałabym chyba kupić smartfona tej firmy.
  • Mamy Nokię X, która jako jedyny telefon tej firmy posiada Androida (a modele X+ i XL w ogóle nie istnieją) i to raczej wszystko.
  • Ale przecież widzę tu Lumie 630, 520 i 625, które są w mojej cenie!
  • Tak, ale Windows Phone posiada wiele niedopracowań, jest bardzo zamknięty i w ogóle mało kto go lubi, Android jest trendy a Xperia M to telefon, na który nasi klienci wcale nie narzekają!
  • W takim razie, wezmę tę Xperię M, co mi tam.

Jest to bardzo ciekawa wymiana zdań, a będąc jej światkiem nie wiedziałem, czy jestem w ukrytej kamerze, czy konsultantka (ta od Kasperskiego) ma znikomą wiedzę o Windows Phone. Tak czy siak, oddałem jej modem, rozwiązałem umowę i postanowiłem z nią porozmawiać o telefonie idealnym dla mnie.

xperia-i4-gallery-01-1240x840-9832cc7a9edf0178c467f6cd4c8d5d15

  • Pracuje w branży technologicznej i poszukuje dla siebie smartfona, ale nie wiem na co się zdecydować. Czy mogłaby mi Pani coś doradzić?
  • Jaki byłby to abonament?
  • Cóż, myślę, że zgodziłbym się na 100 złotych pod warunkiem darmowych SMS do wszystkich sieci, darmowych rozmów do Play, pakietu internetu i dobrego smartfona.
  • W takim wypadku, ile jest w stanie Pan dopłacić do smartfona?
  • Jakieś 600 złotych.
  • Dobrze, tak więc, mamy HTC One M8, M7 (Bardzo szanuję HTC i ekspedientka prawdopodobnie zauważyła u mnie chwilowe zapatrzenie w atrapy flagowych smartfonów mojego ulubionego producenta sprzętu mobilnego), Samsunga Galaxy S5, LG G2 i myślę, że któryś z nich się Panu na sto procent spodoba.
  • A ma Pani coś z Windows Phone?
  • Tak, posiadamy modele 1320, 920, 630, 625 i 520, ale nie warto się nimi interesować.
  • Dlaczego?
  • Ponieważ w tym systemie nie ma wielu aplikacji, Nokie są bardzo mocno krytykowane przez naszych klientów i nie mają Androida, który przecież jest tak najlepszym systemem operacyjnym, czyż nie?
  • Nie przepadam za Androidem, ale nie chce iPhone i chętnie spróbowałbym Windows Phone, jaki telefon mogłaby mi Pani polecić?

Po wypowiedzeniu tych słów, ekspedientkę wręcz zamurowało – jak to, nie lubi Androida, chce wydać kupę kasy i chce Windows Phone? Trzeba go przekonać!

  • Nie wiem, czy Pan wie, ale Samsung Galaxy S5 posiada bardzo ciekawe aplikacje pozwalające nam być w formie i fenomenalny ekran, wyświetlający przepiękne kolory!
  • Nie potrzebuje smartfona, aby biegać i nie muszę się tym chwalić w aplikacjach tego typu, a sam chciałbym solidniejszego smartfona.
  • HTC posiada bardzo solidną i ładną obudowę, a interfejs Sense został tak zaprojektowany, aby wyświetlać na pulpicie tylko najistotniejsze informacje, czerpiąc je np. z Facebooka!
  • Preferuję Twittera.
  • LG G2 posiada dobry przedni aparat, idealny do robienia selfie.
  • Nie robię sobie selfie, wolę fotografować naturę, a jak oboje wiemy, najlepsze aparaty w urządzeniach mobilnych znajdziemy w iPhone, droższych Lumiach i flagowych Xperiach.
  • Gdzie Pan właściwie pracuje, skoro ma Pan tak olbrzymią wiedzę? – powiedziała ironicznie.
  • Piszę na Antywebie i codziennie korzystam z dziesiątek urządzeń, jednak nie mogę się na nic zdecydować.

I nagle piekło zamarzło, jakże wygadana sprzedawczyni nie wiedziała co powiedzieć, a do mnie zadzwonił telefon – kochanie, trzeba zrobić zakupy, wpadnij do domu i przejdziemy się do sklepu – tak wiec, nie przerywając połączenia pożegnałem się z młodą brunetką i pospacerowałem do domu.

Jaki z tego morał?

Pracownicy salonów sieci komórkowych często nie znają się na urządzeniach z którymi pracują, chodząc na różnego rodzaju kursy i wciskając każdemu użytkownikowi telefony, których nikt normalny by nie kupił.

Tłumaczy to między innymi to, dlaczego w Play w moim mieście nie sprzedają się Lumie 630, Motorole Moto G, czy Nokie X – propaganda, bo Android jest najlepszy, głównie na tanich i kolorowych telefonach!

Nie dziwię się, czemu fanboje Androida zachowują się tak głośno – zostali skrzywdzeni przez własną niewiedzę i masową wyprzedaż najgorszych telefonów dostępnych w magazynach. Jeżeli więc kupiliście telefon pokroju Xperii M, Samsunga Galaxy S3 Mini i tak naprawdę nie wiecie, jak płynie pracuje Android na np. Nexusie, czy HTC One, proszę – nie komentujcie każdego artykułu dotyczącego Windows Phone, Blackberry i iOS tekstami typu „Ten telefon jest do dupy! Tylko Android!” – bo tym samym, nie dość, że robicie z siebie komików, to jeszcze ośmieszacie system Google, który chcąc nie chcąc nie jest zły – na dobrych urządzeniach.

The post Propaganda salonów Play, czyli o tym, dlaczego Nokia jest zła, a Windows Phone jest gorszy od Androida appeared first on AntyWeb.


Narzędzie do optymalizacji i zarządzania czasem pracy zespołu

$
0
0
booking12

Dawno już nie trafiła mi się do testów tak dobrze przemyślana i ładnie wykonana aplikacja webowa. Wydawałoby się, że mamy już tyle narzędzi do zarządzania czasem pracy, że już nic nowego tu nie da się wymyślić. TeamAllocator zachwycił mnie jednak prostotą, przejrzystością, dbałością o szczegóły i perfekcyjnym wykonaniem, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd.

Nic tak nie jest ważne przy pierwszym kontakcie z aplikacją mobilną jak jej wygląd. To jak jest wykonana pozwala z przyjemnością bądź nie zapoznawać się z jej wszystkimi funkcjami. Jeśli się nam spodoba, potrafimy później przymknąć oko na drobne niedociągnięcia czy nawet zgłosić do supportu, w przeciwnym przypadku zamkniemy później zakładkę ze stroną i już do niej nie wrócimy.

Nie inaczej jest z TeamAllocator. Od razu po uruchomieniu pokazuje nam się schludnie przygotowana strona z atrakcyjnie wyglądającym fontem, obiecującym podobne wrażenia po uruchomieniu samej aplikacji. Tak też jest w środku. Kilka, tylko niezbędnych w takich narzędziach pozycji w menu, czyli pracownicy, projekty, klienci, raporty czasu pracy oraz na głównej tablicy główna część, czyli kalendarz.

booking1

booking2

Zaczynamy oczywiście od dodania pracowników, gdzie możemy od razu zaznaczyć jego stanowisko w zespole, godziny pracy no i wysłać zaproszenie do naszego kalendarza. Po dodaniu wszystkich, na głównej tablicy wyświetli się nam lista wszystkich członków zespoły oraz przyporządkowany każdemu z osobna kalendarz.

booking3

booking4

booking5

Dalej pozostaje dodać klientów oraz projekty nad którymi pracuje cały zespół. Samo dodanie klienta stwarza automatycznie projekt o nazwie i skrócie nazwy danego kontrahenta, przydatne gdy ktoś zajmuje się całością, a dodatkowo można do niego przypinać już szczegółowe projekty/zadania.

booking6

booking7

Teraz pozostaje już tylko przyporządkować konkretne zadania do poszczególnych członków zespołu. Menadżerowie zespołu będą widzieć wszystkie kalendarze, zarządzać, dodawać, edytować czy usuwać klientów i projekty. Poszczególni pracownicy jedynie swój kalendarz, gdzie będą mogli określać swoją dostępność w danych dniach i godzinach.

booking10

booking11

Na koniec wspomnę jeszcze o raportach, bo to dla zarządzającego czasem pracy zespołu będzie też istotne. Całkiem ciekawie to rozwiązano, również niezwykle przejrzyście i praktycznie. Mamy tu podgląd, zarówno graficzny jak i tekstowy, na czas pracy wszystkich członków zespołu z rozbiciem na „obstawione” już godziny pracy i wolne, które można spożytkować na inne projekty. Możemy też podejrzeć czas pracy i projekty, nad którymi pracują poszczególni pracownicy w rozbiciu na poszczególne miesiące.

booking8

booking9

Całość prezentuje się nadzwyczaj atrakcyjnie. Po tych krótkich testach wydaje mi się, że nie zapomniano tutaj o niczym, co potrzebne w tego typu narzędziach. TeamAllocator będzie przydatną aplikacją, przede wszystkim dla osoby, która prowadzi wielu klientów i zatrudnia do wielu przeróżnych projektów z nimi związanymi, kilkudziesięciu pracowników o różnych specjalnościach. Często jest tak, że są to specjaliści pracujący zdalnie i mający kilka innych zleceń, tutaj mogą precyzyjnie określić swoją dostępność i ułatwić przydzielanie mu konkretnych zadań.

antyweb

Projekt dopiero wystartował, dostępny jest na tę chwilę tylko na zaproszenia. Można się zgłaszać do testów na stronie głównej TeamAllocator. Z uwagi na to, że mi takie narzędzie nie będzie potrzebne, do zarządzania czasem pracy w redakcji wystarczy mi Google Kalendarz:), oddam dostęp do TeamAllocator, temu z Was, kto przekonywająco uzasadni w komentarzu pod tym wpisem, że to właśnie jemu i właśnie teraz, takie narzędzie będzie niezbędne. Wybrany komentarz oznaczę dziś wieczorem jako wyróżniony, a autorowi wyślę zaproszenie do tego testowego projektu jako administratora. Administrator może wszystko sobie pousuwać i pozmieniać, łącznie z nazwą konta.

The post Narzędzie do optymalizacji i zarządzania czasem pracy zespołu appeared first on AntyWeb.

Huawei Honor 6 z ośmiordzeniowym układem Kirin 920. Chińczycy są na fali

$
0
0
huawei ascend p7 - 6

Najnowsze smartfony chińskiej firmy Huawei prezentują się coraz ciekawiej po bardzo smukłym i atrakcyjnym cenowo flagowcu Ascend P7 debiutuje kolejny model – Honor 6. Jest to pierwszy gadżet napędzany ośmiordzeniowym układem Kirin 920, który pod względem wydajności ma bić na głowę topowe rozwiązania konkurencji. A co jeśli dodamy do tego niesamowicie wąskie ramki wokół ekranu? Chińczycy są zdecydowanie na fali.

Ascend P7 sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Huawei poinformowało wczoraj, że 13 maja przekroczono granicę miliona egzemplarzy. Co więcej, do końca roku liczba ta ma wzrosnąć dziesięciokrotnie. Plan jest zatem szalenie ambitny. Ale to nie znaczy, że Chińczycy stawiają wszystko na jedną kartę. Na początku czerwca pisałem o bardzo ciekawie zapowiadających się procesorach Kirin 920 z ośmioma rdzeniami skonstruowanymi w architekturze big. LITTLE. Znalazły one właśnie zastosowanie w pierwszym urządzeniu – smartfonie Honor 6.

honor6

Okuty w aluminium Huawei Honor 6 to kolejny, wyróżniający się na tle konkurencji smartfon. Nie mam tutaj na myśli jedynie zastosowanego procesora, choć trzeba przyznać, że jest on mocny punktem programu. Chińczykom udało się tutaj połączyć rdzenie Cortex-A15 i Cortex-A7. Niby nic nadzwyczajnego, bo już wcześniej dokonał tego Samsung w układach Exynos. Sęk w tym, że tutaj dopakowano to jeszcze modułem LTE kategorii 6 (do 300 Mb/s) oraz wydajnym GPU Mali-T628 i zadbano o to, aby wszystkie rdzenie mogły pracować w tym samym momencie. W rezultacie ma to nam dawać moc obliczeniową porównywalną ze Snapdragonem 805 przy zdecydowanie niższej cenie. Do tego należy doliczyć 3 GB RAM-u i 16/32 GB pamięci wewnętrznej.

Czym zatem jeszcze zaskakuje nowy Honor 6? Szczególną uwagę należy zwrócić na ramki po bokach wyświetlacza, których grubość wynosi jedynie 2,86 mm. W rezultacie ekran stanowi 75,7 proc. powierzchni frontalnego panelu, a więc tyle samo co w LG G2 (do G3 zabrakło 0,7 punktu procentowego). Sam wyświetlacz nie ustępuje pod względem parametrów high-endowym modelom, charakteryzując się przekątną 5 cali, technologią IPS oraz rozdzielczością 1080p.

Miłośnicy fotografii też znajdą w modelu Honor 6 coś dla siebie. Producent zastosował tutaj bowiem aparat 13 Mpix z sensorem Sony IMX214 oraz przysłoną f/2.0. Z przodu ulokowana została natomiast kamerka 5 Mpix, co jest zapewne ukłonem w kierunku sympatyków zdjęć typu selfie. Nie jest to zatem najwyższa półka, ale i tak prezentuje się bardzo solidnie.

Wszystko to napędza Android 4.4.2 wsparty nakładką graficzną (której osobiście jestem wielkim fanem) Emotion UI 2.3. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że smartfon na razie nie wyjdzie poza Chiny. Trudno stwierdzić, jak długo ta sytuacja się utrzyma. W każdym razie nie znamy ani jego ceny, ani daty globalnej premiery.

ascendg6

Pozostaje nam zadowalać się takimi średniakami, jak debiutujący właśnie nad Wisłą model Ascend G6 z 4,5-calowym ekranem o rozdzielczości 540 x 960 px. Zastosowano w nim czterordzeniowy procesore o taktowaniu 1,2 GHz oraz 1 GB pamięci RAM. Na dane użytkownika przeznaczono zaś 8 GB pamięci wewnętrznej (plus slot MicroSD). Nie zabrakło też aparatu 8 Mpix (sensor Sony IMX134 i przysłona f/2.0) i przedniej kamerki 5 Mpix.

Co jednak najistotniejsze urządzenie wspiera łączność 4G i pracuje pod kontrolą Androida 4.3, co w zestawieniu z ceną poniżej tysiąca złotych (co jednak nie ma większego znaczenia, bo słuchawka pojawi się w abonamencie Plusa i T-Mobile za znacznie mniejsze pieniądze) daje naprawdę niezły efekt. Swoją drogą to kolejny po ZTE Blade Vec 4G taki niedrogi smartfon ze wsparcie dla LTE. Można na tej podstawie wysnuć tezę, że polscy operatorzy komórkowi będą intensywnie rozszerzali swoje oferty pod tym kątem.

The post Huawei Honor 6 z ośmiordzeniowym układem Kirin 920. Chińczycy są na fali appeared first on AntyWeb.

Google Gesture – konkurent polskiego Migam

$
0
0
google_gesture_screen

Opaska, aplikacja i życie niesłyszących staje się wygodniejsze. Pomysł jest dopiero w fazie zalążkowej, a już zdobywa nagrody. Na rynku tłumaczy języka migowego rządzą jednak Polacy z Migam.

W tym roku w podczas festiwalu kreatywności w Cannes, gdzie zmierzyły się najbardziej efektywne i efektowne kampanie reklamowe na świecie, przyznano też nagrody w kategorii Future Lions– dla najciekawszych pomysłów na przyszłościowe wykorzystanie nowych technologii.

Zwycięzcą w tej kategorii okazała Berghs School of Communication ze Sztokholmu, która również otrzymała tytuł Szkoły Roku za najwięcej zgłoszonych projektów. Jej studenci przygotowali filmik, który możecie oglądać poniżej.

Przedstawia on opaskę elektromiograficzną, która w połączeniu z aplikacją Google Translate umożliwia tłumaczenie języka migowego w czasie rzeczywistym. Oczywiście jest to jak na razie tylko koncepcja, za którą nie stoi żadna technologiczna podbudowa, ale i tak robi bardzo pozytywne wrażenie.

Zwłaszcza, że podobna  „magia” stała się już rzeczywistością za dzięki polskiemu startupowi Migam, który do tłumaczenia języka migowego używa sensora Kinect (już niedługo w poprawionej, drugiej wersji). Tylko w tym miesiącu firma, którą tworzą Przemek Kuśmierek, Kamil Drabek i Sławek Łuczywek rozpoczęła współpracę takimi gigantami jak T-Mobile czy ING Bank Śląski. Już od dawna Migam wykonuje też  tłumaczenia dla Sejmu i Senatu. Teraz Kamil wyjeżdża do Kanady, aby tam promować firmę.

Warto jeszcze dodać, że (mimo mylącej nazwy) Google nie ma z projektem nic wspólnego.

Niedawno pisałem o szwedzkich innowacjach w płatności – Ręce, które płacą i musze przyznać, że w tym kraju jest coś szczególnego, że rodzi w nim się bardzo dużo ciekawych pomysłów, a  społeczeństwo jest szczególnie otwarte na ich wprowadzanie w życie. Choć jak widać w powyższym przykładzie Polacy też nie mają się czego wstydzić. Jednocześnie widać, że brakuje nam wiary w pomysły – Migam musiało odnieść sukces za granicą, aby polski biznes się do nich przekonał.

Poniżej możecie jeszcze przejrzeć filmowe streszczenia każdego z dni festiwalu:

A także wywiady z osobami odgrywającymi główne role z Cannes:

The post Google Gesture – konkurent polskiego Migam appeared first on AntyWeb.

Polski superkomputer w światowym TOP500!

$
0
0

Zeus – superkomputer Akademickiego Centrum Komputerowego Cyfronet AGH wciąż najlepszy w Polsce! W światowym rankingu podobnych maszyn zajął natomiast w tym roku 176. miejsce. Nie najniższe, owszem, ale świat nas bezlitośnie goni. Rok temu Zeus był na 145. pozycji. Tym niemniej kciuk górę i gratulacje!

Najszybszym superkomputerem na świecie jest obecnie na dziś Tianhe-2, którego teoretyczna moc obliczeniowa przekracza 54,9 Pflops. Jak informuje Cyfronet, na liście TOP500 wyraźnie dominują superkomputery z USA (233 jednostki, 46,6%). Na kolejnych miejscach znajdują się Chiny (76 jednostek, 15,2%) i Wielka Brytania (30 jednostek, 6%). Polska natomiast (2 jednostki, 0,4%) znajduje się na 22. miejscu w rankingu krajów.

Krakowski superkomputer posiada aktualnie 25468 rdzeni obliczeniowych o łącznej teoretycznej mocy obliczeniowej 373Tflops (teraflopsów), 60 TB (terabajtów) pamięci operacyjnej RAM oraz pamięć dyskową o pojemności 2,3 PB (petabajta). Klaster Zeus zbudowany jest z ponad tysiąca trzystu pojedynczych serwerów typu „blade” firmy Hewlett-Packard, połączonych ze sobą za pomocą sieci Infiniband o prędkości 40 Gb/s. Część serwerów wyposażona jest w karty GPGPU firmy NVIDIA, umożliwiające przyspieszenie wybranych algorytmów używanych w aplikacjach naukowych. Klaster pracuje pod kontrolą systemu operacyjnego Scientific Linux.

Moc obliczeniowa, jaką dysponuje Zeus, pozwala mu wykonywać ponad 370 bilionów operacji matematycznych w ciągu sekundy. Odpowiada to wydajności ponad 20 tysięcy standardowych komputerów klasy PC. Superszybka sieć pomiędzy serwerami wchodzącymi w skład Zeusa umożliwia przesłanie zawartości całej płyty DVD w czasie nieco przekraczającym jedną sekundę, a przestrzeń dyskowa, przeznaczona dla użytkowników klastra, byłaby w stanie pomieścić zawartość niemal 500 tysięcy takich płyt.

Dzięki sukcesywnej rozbudowie Zeusa naukowcy z całej Polski mają możliwość wykorzystywania jego olbrzymiej mocy do rozwiązywania coraz bardziej złożonych problemów obliczeniowych. Dostęp do zasobów jest bezpłatny dla wszystkich osób prowadzących działalność naukową. Dzięki Zeusowi można zaprojektować nowy lek w dwa tygodnie, przeprowadzając stosowne obliczenia i symulacje, które w klasycznych warunkach trwałyby ponad 160 lat.

Superkomputer Zeus wykorzystywany jest np. do modelowania projektów energetycznych, obliczeń w pracach nad fizyką wysokich energii (m. in. w pracach CERN-u), a także skomplikowanych obliczeń z dziedziny chemii, biologii czy nanotechnologii. Na Zeusie prowadzi się badania własności materiałów niezbędnych do produkcji ogniw paliwowych, leków przeciwbólowych, oddziaływania promieniowania gamma wykorzystywanego w terapii nowotworów pod kątem minimalizacji intensywności promieniowania z jednoczesną maksymalizacją efektu leczenia i wiele innych. Zeus wykonuje rocznie ok. ośmiu milionów zadań obliczeniowych, a w samym roku 2013 łączny czas obliczeniowy wyniósł ponad 11 tysięcy lat.

Źródło: cyfronet.krakow.pl

The post Polski superkomputer w światowym TOP500! appeared first on AntyWeb.

Recenzja słuchawek SMS Audio Sync by 50, czyli być jak 50 Cent

$
0
0
SAMSUNG CSC

Nie jestem zwolennikiem produktów reklamowanych przez gwiazdy i celebrytów. Najczęściej jest to wybieg marketingowy, który ma na celu zwiększenie sprzedaży konkretnego towaru, a sama osobistość autorytetem w danym temacie nie jest. W tym przypadku mówimy jednak o słuchawkach firmowanych przez muzyka. Nić porozumienia się znalazła.

Przyznam się, że nadmiernym miłośnikiem rapu i hip hopu nie jestem. Ba, raczej nie odrózniam od siebie tych dwóch gatunków. Moje wyznanie nie jest tu bez znaczenia. Testowane przeze mnie słuchawki firmuje Curtis James Jackson III, znany lepiej jako 50 Cent, którego twórczość w większości jest mi obca. Można jednak założyć, że tak znany wykonawca nie będzie firmował swoim pseudonimem oraz wizerunkiem słabego sprzętu.

Kabel, czy bez kabla?

Najważniejszą cechą słuchawek jest ich bezprzewodowość. SMS Audio Sync by 50 wykorzystują technologię Kleer, która oferuje lepszą jakość przesyłanego dźwięku, niż ma to miejsce w przypadku Bluetootha. Transmisja odbywa się falami radiowymi o częstotliwości 2.4 GHz. Technologia Kleer jest ponoć także mniej wymagająca jeśli chodzi o zużycie energii.

Aby podłączyć słuchawki do odtwarzacza, wpierw trzeba sparować je z nadajnikiem, co jest prostą czynnością. Ciekawostką jest to, że do jednego nadajnika da się „wpiąć” do czterech par słuchawek. Po tym można już zacząć słuchać muzyki.

To, co jest najciekawsze, to kwestia dystansu, na jakim przenoszone są dźwięki. I tutaj wszystko zalezy od miejsca, w którym się znajdujemy. W socjalistycznym budownictwie zwanym wielką płytą, gdzie w ścianach znajduje się całe mnóstwo metalowych prętów, przerwy w transmisji zaczynały następować w odległości pięciu-sześciu metrów. Warto też nadmienić, że zakłócenia powodowały także cichy szum w słuchawkach. Takich atrakcji nie zauważyłem w nowszej, ceglanej zabudowie. Przekazywanie sygnału odbywało się także bez problemu po wyjściu na zewnątrz. Słuchawki testowałem w centrum Warszawy, a także na kujawsko-pomorskiej wsi. W tym drugim przypadku bez problemu mogłem słuchac muzyki z odległości nawet 20-30 metrów.

Dodatkowy nadajnik ma swoje wady i zalety. Po pierwsze musimy pamiętać o dodatkowym urządzeniu do ładowania. Jednorazowe zasilenie energią pozwalało na około osiem godzin działania. Po drugie, kiedy zechcemy posłuchać muzyki z przenośnego odtwarzacza, albo smartfona, wtedy z wyjścia jack „dynda” nam nadajnik. Z drugiej strony, słuchawki możemy w prosty sposób podłączyć do dowolnego sprzętu mającego wyjście słuchawkowe, na przykład do telewizora.

Kiedy nagle zabraknie nam energii w słuchawkach (co następuje po około 15 godzinach) albo nadajniku, wtedy możemy posiłkować się dołączonym do zestawu kablem, aby kontynuować słuchanie muzyki. Dodatkowo, w kablu zamontowano mikrofon z funkcją odbierania połaczeń telefonicznych, o ile oczywiście sprzęt podpięty jest do telefonu.

SAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSC

Stylówa

Słuchawki są dość duże i masywne, przez co rzucają się w oczy. Wykonane z połyskującego plastiku z metalowymi wykończeniami prezentują się okazale. Niestety zastosowanie takich materiałów powoduje, że szybko pojawiają się na nich ślady palców. W zestawie znajduje się ściereczka to ich przecierania, ale z użytkowego punktu widzenia znacznie lepiej sprawdzają się matowe materiały. Na lewym i prawym boku słuchawek rozmieszczono przyciski odpowiadające za włączanie sprzętu, podbicie niskich tonów, a także za podgłaśnianie, ściszanie i przeskakiwanie pomiędzy utworami. Dodatkowym elementem ozdobnym jest symbol „S”, który migocze na kolor niebieski w czasie działania. Ten element może trochę irytować, gdy korzystamy ze słuchawek w nocy – bladoniebieska poświata odbijająca się od ścian działa rozpraszająco.

Można powiedzieć, że w przypadku tych słuchawek nie mniej ważne od jakości dźwięku, jest to, jak prezentują się one na posiadaczu. W końcu odrobina lansu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

SMS Audio Sync by 50 bardzo wygodnie leżą na głowie. Wielogodzinne noszenie nie męczy – gąbki nie uciskają uszu, a zarazem całkiem dobrze odcinają nas od odgłosów z zewnątrz. Po zdjęciu sprzętu z głowy nie odczuwamy, żeby osłonięte przez ostatnie godziny części głowy były spocone.

Gruby bit

Słuchawki sygnowane 50 Centem skierowane są konkretnej grupu odbiorców, którzy preferują w muzyce wyraziste brzmienie podparte dużą ilością basów. I faktycznie pod tym kątem jest bardzo dobrze. W utworach hip hopowych (Cypress Hill, Eminem, 50 Cent), transowych (Astral Projection, 1200 Micrograms, Trinodia), czy metalowych (Iron Maiden, Slipknot, Sepultura), czuć było moc. Bas był gęsty, oleisty i z odpowiednią mocą atakował bębenki słuchowe. Gorzej niestety było podczas słuchania muzyki instrumentalnej, ścieżek dźwiękowych, czy muzyki klasycznej. Nastawienie na niskie tonacje powodowało, że część dźwięków była niejako przykrywana i gorzej słyszalna, co prowadziło do zniekształceń w odbiorze poszczególnych utworów.

Przy zastosowaniu słuchawek do gier, czy oglądania filmów, dobry, mocny bas potęgował to co obserwowałem na ekranie. Krótko mówiąc, dobrze spełniały swoje zadanie.

Get rich…

SMS Audio Sync by 50 to solidne słuchawki, których brzmienie z pewnością przypadnie do gustu wszystkim miłosnikom mocnego i wyrazistego basu oraz tym, którzy traktują takie urządzenia jako część swojej garderoby. Niestety cena potrafi zwalić z nóg nawet największego twardziela na osiedlu – 1699 PLN to ogromny wydatek, który dla wielu może być barierą nie do przejścia szczególnie, że słuchawki te mają dość specyficzną barwę. Rozumiem, że fakt posiadania takich samych słuchawek jak osławiony raper może być kusząca, jednak w tej cenie da się znaleźć o wiele lepszy sprzęt do odsłuchu muzyki.

-

Powyższy tekst to test komercyjny. Tekst ten przedstawia niezależną opinię redakcji po dwutygodniowym testowaniu urządzenia. Klient nie miał wpływu na kształt i wnioski przedstawione w tym tekście.

The post Recenzja słuchawek SMS Audio Sync by 50, czyli być jak 50 Cent appeared first on AntyWeb.

Sezon ogórkowy atakuje – „chcieli sprawdzić, jak się zabija w realu”

$
0
0
postal

Sądziłem, że skoro akurat przed wakacjami media dostały taki wdzięczny temat jak afera podsłuchowa, to obejdzie się bez zapychaczy w postaci tłuczenia po raz kolejny o negatywnym wpływie gier wideo na psychikę młodych ludzi. Myliłem się, bo Wyborcza wczoraj wieczorem udostępniła „reportaż” zatytułowany „Chcieli sprawdzić, jak się zabija w realu”.

Autor przytacza historię dwójki nastolatków i historii, która wydarzyła się w Radomiu. Chłopak i dziewczyna postanowili zabić staruszkę, a złapani, tłumaczyli, że zabijali w grach komputerowych i chcieli „sprawdzić, jak to jest naprawdę”. Nieco na boczny tor schodzi fakt, że 17-latek opowiadał barwnie o swoich kontaktach z przestępcami i przechwalał się w sposób właściwy młodzieży maniakalno-zakompleksionej.

O co chodzi z tymi grami wideo? Dlaczego dziennikarze tak chętnie pastwią się nad tym właśnie sposobem spędzania wolnego czasu?

Prawdopodobnie wielu z Was zadziwię, ale tym razem… będę bronił dziennikarza. Bo to człowiek, jak każdy inny. Nie znam go, aczkolwiek rozumiem, że jak każdy z nas pozwala sobie na pewne skróty myślowe. Może być osobą starszej daty. Możliwe, że doszedł do pewnych wniosków, albo zwyczajnie o grach słyszał tyle, co wyczytał właśnie w podobnych artykułach. Ale wiecie co? To nie jedyny czynnik. Na samym wierzchu mojego zrozumienia dla twórcy oryginalnego tekstu, leży zaakceptowanie faktu, że gry wideo faktycznie wywołują negatywne emocje. Wywołują również emocje pozytywne. Dzięki swojej właściwości potrafią na nas wpłynąć bardziej, niż jakiekolwiek inne media – niesie to swoje zalety i wady.

Spójrzmy jednak na sprawę szerzej.

Negatywne emocje wywołuje też Facebook, albo dowolne inne portale społecznościowe. To wylęgarnia stalkerów i świetny grunt dla wyrośnięcia wszelkiego rodzaju socjopatii. Zły wpływ na człowieka ma też szeroki dostęp do pornografii, co jest poparte badaniami: masturbacja przed komputerem utrudnia nam tworzenie prawdziwych związków i tworzy nierealny obraz kontaktów intymnych. Zapewne można by znaleźć liczby wskazujące na to, że słuchanie hip-hopu statystycznie zwiększa szanse na wylądowanie w więzieniu. Istota tkwi tylko po części w tym, że ten rodzaj muzyki jest kierowany dla środowisk z dolnych warstw społeczeństwa (w znacznej mierze) – nie powiecie mi, że słuchanie takiej „Firmy” nie zrobi patologicznemu nastolatkowi w głowie jeszcze większego bajzlu, niż dostał w spadku po rodzicach.

Jednak nie do tego należy dążyć, żeby odcinać ludzi od bodźców negatywnych, a żeby potrafili sami się im oprzeć. Źródłem problemu nie jest fakt istnienia brutalnych, wzbudzających agresję gier, portali społecznościowych, technologii mobilnych (obwinianych za brak ruchu wśród młodzieży), pornografii czy innych „nowinek” społecznych. Źródłem jest złe wychowanie, brak uwagi, wreszcie czasami zwyczajnie nie ma winnych – socjopaci, psychopaci po prostu czasami się rodzą i takimi pozostają. Nie wszyscy mogą być idealnymi rodzicami, ale jeżeli już kogoś obwiniać, to nie „czynniki zewnętrzne”, a właśnie opiekunów.

„Świat realny z wirtualnym już dawno im się pomieszał” – taką wypowiedź Włodzimierza Wolskiego z radomskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Towarzystwa Przyjaciół Dzieci przytacza się w artykule Wyborczej. Nie ma pan racji panie Włodzimierzu, albo w tekst wkradł się chochlik. „Świat realny z wirtualnym już dawno się pomieszał” powinno brzmieć to zdanie. I to jest fakt, ale zupełnie nie związany z tematem. Gry komputerowe są wytworem kultury, tudzież przemysłu rozrywkowego i mogą przedstawiać co tylko dusza zapragnie. Były i będą inspiracją, a nawet przyczynkiem dla wielu potwornych zachowań, podobnie jak książki czy filmy. Podnoszenie ręki na którekolwiek z nich tylko i wyłącznie z uwagi na chęć zablokowania możliwości dostarczania bodźców ludziom na nie podatnym stanowić będzie niebezpieczny precedens.

Na koniec ciekawostka: po premierze „Cierpień młodego Wertera” przez Europę przetoczyła się fala samobójstw, popełnianych przez młodzież, pragnącą się upodobnić do głównego bohatera powieści. Zastanawia mnie czy po tych wydarzeniach przez kontynent przetoczyła się kampania anty-książkowa.

The post Sezon ogórkowy atakuje – „chcieli sprawdzić, jak się zabija w realu” appeared first on AntyWeb.

[Live Blog] Nowy Android? Google TV? Inteligentne zegarki? Relacja z Google I/O keynote

$
0
0
2014-06-25_174505

Dla fanów usług Google i Androida konferencja Google I/O jest niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem roku. Już od kilku dni jesteśmy torpedowani nieoficjalnymi przeciekami i spekulacjami na temat nowości, które zostaną dziś zaprezentowane. Wszystko wskazuje na to, że Google chce dziś pokazać swój oręż do walki w nowych segmentach rynku, a jednocześnie wprowadzić nieco świeżości do swojego najważniejszego produktu – systemu Android. Jedno jest pewne – nie będziemy narzekać na nudę.

Ze spekulacji i przecieków, które pojawiły się w sieci przed konferencją wynika, że na dzisiejszej konferencji światło dzienne ujrzą trzy duże projekty. Pierwszym z nich ma być przeznaczona dla inteligentnych zegarków platforma Android Wear, którą już zapowiedziano kilka miesięcy temu. Google ma szansę wysunąć się mocno przed szereg na tym polu i zostawić w tyle Apple’a oraz Microsoft, których rozwiązania tego typu są w powijakach.

Ciekawie zapowiadają się również nowości opracowane z myślą o telewizorach. Google TV nie jest żadną nowością, ale to ciągle produkt daleki od oczekiwań. Chromecast natomiast pełni raczej funkcję gadżetu, aniżeli pełnokrwistej platformy, którą można monetyzować. Istnieje zatem w tym segmencie jeszcze duże pole do popisu – szczególnie w aspekcie integracji z urządzeniami mobilnymi.

Najwięcej emocjo wzbudza oczywiście nowy Android, którego premiera jest dzisiaj niemalże pewna. Jakie będzie wydanie na lterkę „L”? Czy Google oznaczy je numerem 4.5? A może przeskoczy do 5.0? Zanosi się na spore zmiany w warstwie wizualnej, ale nie tylko.

Mam nadzieję, że udało mi się podkręcić delikatnie Waszą ciekawość. Nie przedłużając zatem, zachęcam do śledzenia naszej relacji na żywo! Startujemy o 18:00.

20:11 : Tomasz Popielarczyk

Fimy, urzędy i uczelnie przechodzą na Google. Pichai chwali się, że 67 startupów z listy top 100, oraz 72 spośród 100 najlepszych uczelni na świecie korzysta z ich usług. Robi to także 58 proc. firm z rankingu Fortune.

2014-06-25_200120

20:08 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_195843

Nowości czekają również pakiet biurowy Google’a. Od teraz Google Docs pozwoli na natywną edycję plików tworzonych w pakiecie biurowym Office. Koniec z przestawianymi obrazkami, złym formatowaniem itp. To zdecydowanie największa nowość. Dobrze zapowiadają się również dodatkowe mechanizmy kolaboracji przy tworzeniu dokumentów.

Do tego doliczyć należy również usługę Google Drive for Work, która za 10 dol. miesięcznie da dostęp do szeregu nowych usług i funkcji. W tym szyfrowania, rozbudowanego API oraz panelu administracyjnego do zarządzania grupą.

 

20:08 : Konrad Kozłowski

2

1

Chrome OS otrzymuje współprację ze smartfonem z Androidem – wspólne powiadomienia, także o stanie baterii. Jeżeli nasz telefon będzie znajdował się niedaleko Chromebooka nie będziemy musieli wpisywać hasła. Dodatkowo aplikacje z Androida odpalimy na Chromebooku - takiego ruchu można było się spodziewać. Nareszcie skorzystamy z wielu aplikacji w trybie offline, któych nie ma w Chrome Web Store.

19:57 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_1943102014-06-25_194417

Backdrop ma być rozwiązanie kompatybilnym z Androidem oraz iOS. To swoisty ukłon w kierunku posiadaczy Chromecasta i urządzeń Apple’a. Na ekranie telewizora wyświetlimy zdjęcia z chmury Google’a, ale nie tylko, bo aplikacja pozwala również na prezentowanie pokazów slajdów z dziełami sztuki, krajobrazami, prognozą pogody, newsami i innymi treściami. Po co? Pewnie znajdzie się nisza odbiorców, którym to rozwiązanie przypadnie do gustu. Ja nie jestem przekonany. Backdrop ma zadebiutować jeszcze tego lata.

19:56 : Konrad Kozłowski

1

2

Nowości na Chromecast robią wrażenie. Po pierwsze nie musimy już udostępniać gościom hasła, by mogli skorzystać z naszego TV i podłączonego Chromecast. Jeśli korzystają z sieci komórkowej Android i Chromecast „dogadają się” za pomocą chmury na podstawie położenia obydwu urządzeń. Chromecast będzie mógł także wyświetlać wybrane przez nas zdjęcia (prywatne lub artystyczne z Sieci), informację na temat pogody na podstawie lokalizacji. Wspierany będzie także mirroring z urządzeń z Androidem.

19:54 : Rafał Kurczyński

Od teraz, uruchomicie aplikacje ze swojego smartfona na Chromebooku – niesamowite!

19:52 : Rafał Kurczyński

Powiadomienia wyświetlane w tym samym czasie na zegarku, telefonie, chromebooku i tablecie oraz telewizorze? To nic, od dzisiaj za pomocą Chromebooka odpiszecie na SMS bez dotykania smartfona.

19:49 : Konrad Kozłowski

1

Lista aplikacji na Chromeacast robi wrażenie, a Google zapewnia że to dopiero początek.

19:48 : Rafał Kurczyński

Wygaszacz ekranu w TV, łatwe udostępnianie obrazu z iPhone i Androida – brzmi ciekawie, choć klawiatura nowego Androida przypomina to, co widzieliśmy w Sailfish OS.

19:46 : Konrad Kozłowski

1

Chromecast trafia do kolejnych krajów, ale oczywiście na tej liście nie ma Polski.

19:43 : Konrad Kozłowski

2014-06-25_193939

Czas na omówienie Chromacast, który najwyraźniej zdaniem Google nie jest konkurencją dla Android TV.

19:42 : Rafał Kurczyński

Ja rozumiem wszystko, ale czemu Google nie pokazało jeszcze ciągłości pracy z iOS? W końcu, wygląd tak bardzo podobny. ;)

19:42 : Konrad Kozłowski

1

Android TV to także gry – leaderboardy i multiplayer z osobami grającymi na innych urządzeniach jak tablety i smartfony. Bez problemu zagramy padem podłączonym do TV – Google po cichu odpaliło swoją konkurencję dla Amazon TV, ale raczej bez przekonania.

19:40 : Rafał Kurczyński

Chromecast dobrze sprzedaje się na całym świecie – nadal nie w Polsce…

19:38 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_1929242014-06-25_1930492014-06-25_193158

Dobrze wygląda integracja z wyszukiwarką Google, która nie będzie dostarczała wyników w czystej postaci. Będą one dostosowane do dużego ekranu, a więc zdominowane przez kolorowe kafelki. Znajdziemy tutaj listy filmów, wizerunki aktorów oraz odnośniki do klipów na YouTube. Wygląda to bardzo estetycznie, choć trąci trochę interfejsem Netfliksa.

 

19:37 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_1928102014-06-25_193324

W końcu przyszła pora na Android TV, o którym opowiada Burke. Urządzenia oparte na tym rozwiązaniu będą mogły być kontrolowane za pomocą smartfona. Co więcej, możemy spodziewać się obsługi poleceń głosowych (niespodzianka?) oraz kompatybilności z kluczowymi usługami z Google Play. Wszystko to zostanie okraszone mechanizmami odpowiadającymi za rekomendowanie treści. Oby były one skuteczniejsze od tych, które podpowiadają aplikacje w Google Play.

19:36 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_192611

Do Automotive Aliance, które rozwija Androida Auto dołączyło ponad 40 producentów samochodów. Pierwsze modele aut kompatybilne z nową platformą mają zadebiutować jeszcze w tym roku.

19:36 : Rafał Kurczyński

Dwa urządzenia z Androidem, Android TV i można grać – przepraszam, do gier jest konsola.

19:35 : Tomasz Popielarczyk

Android Auto ma wykorzystywać to samo API, co Android Wear. Na starcie zadebiutuje solidna porcja aplikacji, wśród których nie zabraknie oczywiście popularnych usług streamingu muzyki.

2014-06-25_192453

19:35 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_191831

Nowa platforma ma reagować na polecenia głosowe, a także dawać nam dostęp do nawigacji, połączeń i asystenta Google Now. Z prezentacji wynika jednak, że do działania tego wszystkiego będzie konieczne podłączenie smartfona do samochodu. Tutaj wykorzystano do tego archaiczną metodę kabelka, ale zapewne nie będzie ona jedyną dostępną opcją.

19:33 : Tomasz Popielarczyk

Patrick Brady odsłania przed nami samochodową nowość Google’a. Jest nią platforma Android Auto, która da nam dostep do ulubionych aplikacji z poziomu kokpitu samochodu.

2014-06-25_191626

19:33 : Konrad Kozłowski

Że najabrdziej wyczekiwany produkt, czyli Moto 360 będzie dostępny„later this summer”na co deweloperzy obecni na konferencji odpowiedzieli po prostu buczeniem. Jednak Google i Motorola nie są gotowi na pokazanie tego „cacka”. Szkoda, wielka szkoda. Taka spora szansa jak Google I/O została właśnie zmarnowana. Chyba, że szykują dedykowany event i pokażą coś ponad sam smartwatch i znane nam już oprogramowanie.

19:31 : Konrad Kozłowski

7

8

Mam dla Was dwie dobre wiadomości i jedną złą. LG G Watch dzisiejszego popołudnia (czasu amerykańskiego) trafia do przedsprzedaży. Podobnie jak Samsung Gear Life (a jednak Koreańczycy są zainteresowani platformą Google!). Ceny? Nie znamy. Złą wiadomością jest…

19:29 : Konrad Kozłowski

5

6

Android Wear SDK będzie dostępne już dzisiaj, więc programowanie na tę platformę staje się po prostu faktem. To co pokazało Google jest bardzo interesujące, lecz deweloperzy dysponować mają sporą gamą możliwości. Dodam tylko, że Google już teraz wspiera kwestie z zakresu fitness, czyli przeliczanie dokonanych kroków oraz tętno (na wspieranych urządzeniach).

19:25 : Konrad Kozłowski

3

2

1

David Singleton omawia miniaturyzację mądrych urządzeń. Dlatego powstał Android Wear. Ma on pozwolić na szybkie i łatwe tworzenie aplikacji na tę platformę. Android Wear wspiera okrągłe jak i czterokątne ekrany. LG G Watch z ekranem „always on” prezentującym godzinę oraz np. informację o zbliżającym się locie. Wszystkie aplikacje i powiadomienia wyświetlane są w formie kart – zupełnie jak Google Now. Poziomy gest pozwoli na wyświetlenie większej ilości danych i informacji z każdej z aplikacji. Możemy wybierać pomiędzy kilkoma tarczami. Dodawanie przypomnień za pomocą dyktowania głosowego oczywiście również działa. Synchronizacja powiadomień działa jak należy – jeśli jedno z nich usuniemy na zegarku znika ono również na smartfonie. Wytaczanie trasy, przeglądanie lokalnych informacji zupełnie jak w Google Now, zamiawianie pizzy w krótszym czasie niż 20 sekund – to wszystko z poziomu urządzenia na naszym nadgarstku.

19:23 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_185937

David Singleton teraz poświęci trochę czasu platformie Android Wear. Nowe rozwiązanie ma pozwalać użytkownikowi na efektywną pracę na wielu ekranach, a także zapewniać znacznie szybszy niż smartfon dostęp do podstawowych informacji. Przykład? Informacja o zaplanowanym locie, która stale będzie widoczna na małym ekranie zegarka.

Czy to faktycznie aż tak niezbędne i praktyczne? Polemizowałbym.

19:23 : Tomasz Popielarczyk

Zmian możemy się spodziewać również w mechanizmach chroniących naszego smartfona. Teraz wszelkie poprawki bezpieczeństwa będą wydawane co 6 tygodni – wraz z aktualizacją Google Play Services. Mało tego, użytkownik będzie mógł wyłączyć funkcję przywracania domyślnych ustawień (i czyszczenia pamięci) w swoim urządzeniu. Wszystko to dopełnią uniwersalne mechanizmy pozwalające na kontrolowanie naszych danych udostępnianych aplikacjom. Pichai ujawnia również nową strategię, w ramach której Google ma wnikać w kolejne obszary naszego życia. Brzmi nieco przerażająco.

2014-06-25_185707

19:22 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_185539

Wraca Sundar Pichai, który chwali sukcesy Androida. Fragmentacja? Jaka fragmentacja. 93 proc. użytkowników Androida ma najnowszą wersję aplikacji Google Play Services. To spory suckes, biorąc pod uwagę, że aktualizacje dla niej pojawiały się co 6 tygodni.

18:51 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_185024 Nie zapomniano również o baterii. Project Volta ma przynieść znaczącą poprawę czasu pracy na baterii – szczególnie podczas wykorzystywania różnych modułów łączności.

18:51 : Konrad Kozłowski

Usprawnienia dla Androida w kategorii wydajności graficznej mogą w końcu przenieść się na tak zwane „Google TV”, które stanie się set top boxem do TV z funkcją konsoli. To chyba najlepszy moment, bowiem Amazon ma ten etap już za sobą i tego samego spodziewamy się po Apple TV.

18:49 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_184805

Android Extension Pack ma być  prawdziwą graficzną rewolucją. Technologia powstała we współpracy z ARM, Qualcommem i innymi producentami podzespołów dla urządzeń mobilnych. Efekt? Nowe smartfony mają oferować grafikę na poziomie desktopowego Unreal Engine 4. Zobaczymy…

18:49 : Rafał Kurczyński

Wybuchy, bardzo ładna grafika, sztuka walki, wilgotna piwnica i Tappy Chicken!? WTF? Cała sala pozdrawia z podłogi :)

18:47 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_184648

Android przechodzi na 64 bity. ART jest w pełni kompatybilny z nową architekturą. Od teraz system obsłuży nowe instrukcje oraz zaadresuje większą ilość pamięci.

18:47 : Rafał Kurczyński

Wsparcie dla 64 bit, 32 bit i procesorów ARM – i to się nazywa ewolucja. W moich oczach, iOS nagle stał się systemem No. 2.

18:45 : Tomasz Popielarczyk

Dave Burke wraca na scenę, aby opowiedzieć o wydajności i User Experience. Zgodnie z przypuszczeniami, ART staje się teraz domyślnym środowiskiem uruchomieniowym na Androidzie, co jest bardzo dobrą wiadomością. Będzie szybciej, a Google upora się z problemami licencyjnymi. Różnice widać jak na dłoni.

2014-06-25_184540

18:43 : Konrad Kozłowski

Niestety nie przemawia do mnie posiadanie kart z Chrome’a na liście działających w tle aplikacji. Zazwyczaj w Chrome posiadam od kilku do kilkunastu otwartych kart – w takiej sytuacji nie wyobrażam sobie przewijania takiej ilości treści. Niestety tutaj Google przesadziło i „lepsze jest wrogiem dobrego”.

18:43 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_184233

Jeżeli wyszukiwarka Google wykryje, że mamy zainstalowaną aplikację odnoszącą się do danej pozycji w wynikach wyszukiwania, poinformuje nas o tym i zaserwuje link do szybkiego uruchomienia jej w tej aplikacji. Niby drobiazg, a jaki użyteczny.

18:41 : Tomasz Popielarczyk

Nowy ekran multitaskingu wygląda nieziemsko. Znajdziemy tutaj nie tylko aplikacje działające w tle (lub ostatnio uruchomione), ale również strony www. Każda zakładka w Chrome działa zupełnie tak, jakby była osobną aplikacją. Kolejne przecieki się potwierdziły.

2014-06-25_183949

18:40 : Rafał Kurczyński

Bardzo podoba mi się nowy wygląd pulpitu i efekty, które są bardzo podobne do tego, co jeszcze jakiś czas temu mogliśmy zobaczyć w iOS. Android dorósł, teraz się rozrasta – bardzo mi się to podoba.

18:39 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_183834

W interfejsie mobilnej wyszukiwarki Google dokona się pewna rewolucja. To, co widać na zdjęciu to ciągle strona www, a zachowuje się, działa i wygląda zupełnie tak, jakby była natywną aplikacją Androida.

18:37 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_183641

W końcu płeć piękna na scenie. Avni Shah opowie trochę o mobilnym Chrome, z którego korzysta już 300 mln użytkowników.

18:37 : Konrad Kozłowski

Identyfikacja użytkownika po obecności zegarka na nadgarstku – czyli bliskości tego urządzenia – to coś fantastycznego. Czy lepszego od TouchID w wykonaniu Apple? Wszystko oczywiście zależy od tego czy będziemy skłonni założyć (czyt. zapłacić za) owy zegarek.

18:35 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_183433

Powiadomienia będą również pojawiały się w aplikacjach pełnoekranowych w formie pływających boksów ulokowanych przy górnej krawędzi ekranu. Takie coś praktykowali już niektórzy producenci w swoich nakładach – identyczną funkcję mam w swoim LG G2.

18:34 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_183339

Kolejna zapowiedziana już wcześniej nowość – rozszerzone powiadomienia. Będą one dostępne już na ekranie blokady, skąd użytkownik je usunie lub odczyta. A wszystko to bez potrzeby odblokowywania urządzenia i uruchamiania aplikacji.

18:34 : Rafał Kurczyński

Nowe powiadomienia w Androidzie są naprawdę piękne. Możliwość przewijania i rozwijania treści, jak w pasku powiadomień robi wrażenie, mogę rzec, że w tej chwili mam ochotę kupić Nexusa – i to za chwilę.

18:32 : Tomasz Popielarczyk

2014-06-25_183028

Nowy interfejs to nie wszystko. Kolejna wersja Androida będzie dysponowała nowymi animacjami oraz trójwymiarowymi widokami z generowanym w czasie rzeczywistym cieniowaniem. A wszystko to okraszone zostanie efektownymi przejściami. W praniu wygląda to naprawdę dobrze, bo sytem reaguje subtelnie na każde działanie użytkownika.

18:31 : Konrad Kozłowski

7

Kolejny pracownik Google z zegarkiem na nadgarstku – ale za to jakim! Jeżeli Google nie zaprezentuje dzisiaj gotowych urządzeń z Android Wear na pokładzie będę niesamowicie zawiedziony.

18:30 : Tomasz Popielarczyk

Kolejna zmiana warty. Teraz będzie o nowych funkcjach w wykonaniu Dave’a Burke’a.

2014-06-25_182933

18:29 : Tomasz Popielarczyk

Programiści będą zachwyceni (sądząc po reakcjach na widowni). Pisanie aplikacji z nowym interfejsem jest niczym budowanie ich z klocków. Google dostarcza ogromną liczbę gotowych elementów do wykorzystania. Zgodnie z poprzednimi doniesieniami Google wykorzystało tutaj zaprezentowane rok temu biblioteki Polymer, które mogą być również wykorzystywane do budowania webaplikacji.

2014-06-25_182901

 

18:29 : Konrad Kozłowski

5

Nowy Gmail (po prawej) prezentuje się naprawdę dobrze. Wcześniejsze przecieki wcale nie oddawały w pełni tego co szykuje Google – coraz bardziej przekonuje się do inwestycji w któregoś z Nexusów :)

18:26 : Rafał Kurczyński

Aplikacje będą optymalizowane pod względem Androida na telefonie, w tablecie oraz Chrome OS – minimalizm, ale z rozsądkiem - niczym jak w Apple, podoba mi się.

18:26 : Konrad Kozłowski

4

Google, podobnie jak Apple, idzie w kolorki. System ma być żywy, dzięki szerokiej palecie barw co rzeczywiście prezentuje się bardzo ciekawie. Intrygująco zapowiada się opcja oddana w ręce deweloperów pozwalająca na stosowanie bogatych animacji, cieni itd.

18:26 : Tomasz Popielarczyk

Jak nietrudno się domyślić dominuje tutaj flat UI. Podobno inspiracją dla Google była technologia e-papieru E Ink. Duży nacisk położono na eksponowanie treści. Dodano umiarkowaną typografię oraz minimalistyczną strukturę. Rezultaty są naprawdę dobre – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nowy interfejs ma być zoptymalizowany zarówno pod kątem smartfonów, tabletów jak i laptopów.

2014-06-25_182504

18:25 : Rafał Kurczyński

Nawiązywanie do materiałów nadające sens interfejsowi nowego Androida? Jestem za! Płaski, minimalistyczny, jasny, jednak pokryty cieniami pulpit Androida pełen kółek? Mi się to podoba :)

18:23 : Tomasz Popielarczyk

O nowym Androidzie opowie Matijas Duarte, który odpowiada w Google za design. Ma być spójnie i jednolicie, bez względu na to z jakiej platformy użytkownik korzysta. Pada hasło „Material Design”

2014-06-25_182206

18:21 : Konrad Kozłowski

W Sieci jest już wideo omawiające po krótce nowego Androida – obejrzycie je tutaj.

18:21 : Rafał Kurczyński

Android One – jest bardzo ciekawym projektem mającym na celu oferowanie danej gamie urządzeń czystego Androida, umożliwiają automatyczną instalację aplikacji z Play Store. Gamie urządzeń – brzmi to tak, jak byśmy rozmawiali o nowych Nexusach i mniej więcej tak to warto odbierać – specyfikacja narzucona z góry, czyżby próba optymalizacji oprogramowania do sprzętu tak, jak w iOS i Windows Phone?

18:21 : Tomasz Popielarczyk

Android One zbliża się wielkimi krokami. Główne atuty – czysty Android i w pełni automatyczne aktualizacje wydawane tuż po premierze nowej wersji Androida. Przykład takiego urządzenia? Pokazano MicroMax w cenie poniżej 100 dolarów. Android One będzie zatem również obecny na low- i middle-endowych gadżetach.

2014-06-25_182010

18:17 : Rafał Kurczyński

Zaczyna się niewinnie. Statystyki, statystyki – miliard urządzeń z Androidem, 100 milionów dziennych odblokowywań ekranu za pomocą wzoru – to robi wrażenie!

18:17 : Konrad Kozłowski

Clipboard01

Android Wear i smartwatche po prostu muszą pojawić się na dzisiejszej konferencji – Sundar ma już jedno z tych urządzeń na nadgarstku.

18:17 : Tomasz Popielarczyk

Android coraz lepiej radzi sobie na tabletach. System Google ma tutaj aktualnie już 62 proc. udziałów i ciągle rośnie. Dla porównania jeszcze dwa lata temu było to niespełna 40 proc.

2014-06-25_181639

18:16 : Tomasz Popielarczyk

Sprzedaż smartfonów rośnie w zastraszającym tempie. W czwartym kwartale ubiegłego roku liczba ta sięgnęła 315 mln. Oczywiście główną rolę odgrywa tutaj Android. Pichai chwali się kilkoma statystykami, w tym miliardem aktywnych użytkowników, 93 mln zdjęć typu selfie każdego dnia czy 1,5 trylionem wykonywanych kroków przez posiadaczy urządzeń z tym systemem. Wiedzą o nas całkiem sporo, czyż nie?

2014-06-25_181427

18:14 : Konrad Kozłowski

3

Sundar wspomina o popularnym momentum mobilnych tchnologii – 315 milionów urządzeń sprzedanych w 4 kwartale roku 2013.

18:12 : Konrad Kozłowski

2

Sundar Puchai już na scenie – odwiedzamy lokalne spotkania w siedzibach Google wokół globu – Londyn, Brazylia, Nigera.

18:12 : Tomasz Popielarczyk

Konferencję poprzedza inspirująca wizualizacja, a krótko potem na scenie pojawia się Sundar Pichai. Okazuje się, że relację oglądają fani z całego świata. Widzimy ludzi z Londynu, Brazylii oraz innych zakątków. Jest nawet Nigeria!

2014-06-25_181041

18:10 : Konrad Kozłowski

Filmy Apple na początku konfernecje prezentujące ich produkty w użyciu robią wrażenie, ale te od Google – w połączeniu z mechanizmem na scenie – jest czymś fantastycznym.

18:07 : Rafał Kurczyński

Nadajemy z PJWSTK w Warszwie i jest tu naprawdę dużo ludzi. Macbooki, Delle, Nexusy, młodzi pasjonaci z Samsungami Galaxy Mini – to się nazywa widowisko. Oglądamy przepiękny mechanizm odliczający minuty do rozpoczęcia I/O 2014, światło zgasło, ale uwierzcie – na sali jest ładnie ponad setkę widzów. :)

WP_20140625_18_10_28_Pro

18:06 : Konrad Kozłowski

1

Kilkanaście minut po zakończeniu każdej konferencji rozpoczyna się odliczanie do następnej. Zazwyczaj te 12 miesięcy spekulacji, przecieków i domysłów mija w mgnieniu oka i tak dzisiaj spotykamy się po raz kolejny śledząc wydarzenia na scenie podczas Google I/O. Jakie są Wasze oczekiwania? Ja najbardziej wyczekuję informacji na temat Android Wear i urządzeń na których się pojawi. Google już odlicza i za chwilę zaczynamy!

The post [Live Blog] Nowy Android? Google TV? Inteligentne zegarki? Relacja z Google I/O keynote appeared first on AntyWeb.


Google stawia na wygląd. Nowy Android czaruje interfejsem

$
0
0
2014-06-25_181427

Potwierdziły się przecieki, o których pisałem kilka tygodni temu. Google całkowicie odświeża interfejs Androida. Ma być ładniej, bardziej efektownie i zgodnie z najnowszymi trendami. Rezultaty robią wrażenie. Material Design, bo taką nosi nazwę, ma ujednolicić wygląd mobilnych oraz webowych usług Google, a przy tym znacząco ułatwić życie programistom.

Android to dziś najważniejszy system na rynku mobilnym. Google nie mógł sobie odmówić pochwalenia się kilkoma statystykami. Mamy już miliard aktywnych urządzeń, a użytkownicy dziennie udostępniają 93 mln zdjęć typu selfie i rejestrują 1,5 tryliona kroków. Natomiast smartfonów na rynku ciągle przybywa. Tylko w czwartym kwartale minionego roku trafiło ich na rynek 315 mln. Google ma chrapkę na więcej, bo ujawnia, że w przyszłym roku wprowadzi na rynek pierwsze modele z linii Android One napędzanej czystym nieskalanym ingerencją producentów systemem i, o dziwo, nie będą to tylko high-endy, ale również modele z dolnej półki. Jako przykład podano chociażby słuchawkę MicroMax wycenianą na niespełna 100 dolarów.

32014-06-25_1814272014-06-25_181639

Wbrew oczekiwaniom Google nie zapowiedział jednoznacznie nowego Androida. Nie pojawiła się bowiem nazwa wydania, a jedynie nic nie mówiące „L Developer Preview”. Można się zatem domyślać, że pokazane nowości są jedynie częścią niespodzianek, które znajdziemy w systemie po jego oficjalnym debiucie. Kiedy to ma nastąpić? Tego niestety również nie wiemy.

2014-06-25_18250445

Warto jednak czekać, bo Android „L” to przede wszystkim zupełnie nowy interfejs o nazwie Material Design. Inspiracją dla Google’a podczas prac nad nim miał być elektroniczny papier E Ink. Całość utrzymano w będącej ostatnio na świeczniku stylistyce Flat UI, a więc możemy się spodziewać minimalistycznych konstrukcji, pastelowych kolorów, oszczędnej typografii i dużych ilości wolnego miejsca. Jako że jeden obraz jest wart więcej, niż tysiąc moich słów, resztę pozostawiam nagraniu wideo, które doskonale prezentuje zmiany, jakie się dokonały w warstwie wizualnej Androida.

Google zdradził, że Material Design to 5 tys. nowych API. Zmieniło się absolutnie wszystko – począwszy od podstawowych aplikacji, poprzez pasek stanu, a na przyciskach i wyskakujących okienkach skończywszy. Tworzenie programów dla nowego interfejsu ma być szalenie proste i przypominać trochę składanie budowli z klocków. Google wykorzystał do tego celu framework Polymer, który służy do tworzenia webowych serwisów i aplikacji. Skorzysta na tym zatem też Chrome OS, który odtąd będzie potrafił natywnie uruchamiać programy pisane dla Androida. Po dodaniu do siebie tych wszystkich elementów otrzymujemy jasny obraz ekosystemu kalifornijskiej firmy, w której wszystkie usługi wyglądają i działają tak samo.

2014-06-25_1833392014-06-25_183433

Duże zmiany czekają również system powiadomień. Nowe komunikaty będą teraz dostępne z poziomu blokady i użytkownik będzie mógł wchodzić z nimi w interakcje (np. odczytywać wiadomości e-mail) bez potrzeby uzyskiwania pełnego dostępu do urządzenia. Wisienką na torcie są pływające ramki wyświetlane u góry ekranu. Od teraz nie musimy ściągać paska stanu w dół, żeby zobaczyć komunikat o nieodebranym połączeniu. Wyskoczy on nam samoczynnie – również w trakcie korzystania z pełnoekranowych aplikacji, jak gry.

2014-06-25_1838342014-06-25_183949

Zmieni się ponadto funkcjonowanie przeglądarki Chrome. Teraz na ekranie multitaskingu (też zresztą odświeżonym) zobaczymy aktualnie otwarte karty. Google chce tym samym podnieść sieć web do statusu aplikacji i sprawić, że użytkownik będzie miał szybki oraz łatwy dostęp do każdej odwiedzanej w niedalekiej przeszłości witryny.

2014-06-25_1845402014-06-25_184648

Największą bombę zostawiłem na koniec – ART w końcu zastąpi maszynę Dalvika w systemie. Google zapewnia, że nowe środowisko uruchomieniowe charakteryzuje się znacząco poprawioną wydajnością. Mało tego, jest ono kompatybilne z architekturą 64-bitową, co oznacza wsparcie dla nowych instrukcji, możliwość przypisania pojedynczym procesom większej ilości pamięci RAM i szereg innych korzyści.

2014-06-25_184805

Duże wrażenie robi zapowiedź znaczącej poprawy wydajności graficznej platformy Google’a. Ma się do tego przyczynić Android Extension Pack, który, wedle zapewnień, ma dać nam oprawę graficzną na miarę komputerów PC. Dowód? Na prezentacji pokazano animację wykorzystującą desktopowy silnik Unreal Engine 4, który będzie mógł być wykorzystywany do pisania nowych gier. Cóż, pozostaje trzymać za słowo.

2014-06-25_185024

Dopełnieniem nowego środowiska uruchomieniowego ma być Project Volta, który ma poprawić żywotność baterii w naszych urządzeniach. Będzie on odpowiadał za bardziej efektywne zarządzanie energią, a także aktywnością modułów łączności. Trudno stwierdzić, jak będą wyglądały praktycznie korzyści wynikające z tej technologii. Zapewne przekonamy się o tym dopiero po oficjalnym debiucie.

2014-06-25_185539

Na tym nowości się nie kończą. Okazuje się, że od teraz aplikacja Google Play Services będzie odgrywać jeszcze większą rolę w systemie. Google pochwalił się, że mimo wydawanych co 6 tygodni aktualizacji, aż 93 proc. użytkowników Androida ma jej najnowszą wersję (cóż, jest aktualizowana automatycznie i po cichu). Dlatego od teraz wraz z Google Play Services wydawane będą poprawki bezpieczeństwa dla Androida (to tylko pokazuje, jak bardzo ta aplikacja będzie zintegrowana z systemem).

2014-06-25_185707

A jeśli o bezpieczeństwie mowa, Google dalej będzie skanować wszystkie aplikacje instalowane na Androidzie po kątem ich szkodliwości. Mało tego, w trosce o komfort psychiczny użytkowników wprowadzona zostanie również funkcja zablokowania mechanizmu formatowania urządzenia. W rezultacie smartfon po skradzeniu będzie możliwy do zlokalizowania (przynajmniej do czasu, aż ktoś nie podmieni mu ROM-u). Zapowiedziane zostały również dodatkowe mechanizmy kontrolowania danych użytkownika udostępnianych aplikacjom.

Nowy Android zapowiada się wybornie. Sęk w tym, że ciągle nie znamy najważniejszych faktów dotyczących jego premiery oraz nazwy. Pozostaje zatem czekać, bo zdecydowanie jest na co.

The post Google stawia na wygląd. Nowy Android czaruje interfejsem appeared first on AntyWeb.

Ich plan jest bardzo prosty – całe Google na twoim nadgarstku

$
0
0
2

Trzy miesiące temu Google przedstawiło swoją wizję ubieralnych technologii. Android Wear jak na razie nie ma rywala w postaci gotowego produktu od Apple czy Microsoftu, dlatego ma sporą szansę stać się szybko numerem jeden. Zamówienia na LG G Watch oraz Samsung Gear Life można składać już od dzisiejszego wieczora (czasu US). Czy to początek drogi na szczyt?

Google zrobiło to co mogło zrobić najlepiej – umieściło na tym niewielkim ekraniku wszystko co znamy i lubimy na smartfonach z Androidem oraz w przeglądarce Chrome. Mowa przede wszystkim o Google Now, czyli udzielaniu odpowiedzi na pytania, których jeszcze nie zadaliśmy.

Google Now w miniaturowej formie

Podczas dzisiejszej konferencji mogliśmy obejrzeć dość szerokie demo pokazujące możliwości systemu Google dla zegarków. Ekran główny to naturalnie przede wszystkimi prezentacja aktualnej godziny (to w końcu zegarek). Bardzo ważne jest jednak to, że zmiana tarczy wpływa również na to, jak prezentowane są inne informacje. Dla przykładu, gdy wybierzemy motyw klasyczny (cztery cyfry) , w tle ujrzymy przyjemną tapetę, jednak gdy zdecydujemy się na tarczę nieco bardziej rozbudowaną, to wolne przestrzenie w wybranych obszarach będą zawierać dodatkowe informacje. Na przykład trzyliterowy skrót lokalizacji do której się wybieramy samolotem. Bardzo szybko można także „uciszyć” zegarek krótkim gestem ku dołowi na ekranie głównym i w ten sam sposób uruchomić powiadomienia z powrotem. Moim zdaniem fizyczny przycisk byłby nieco lepszym rozwiązaniem, gdyż nie wymagałby akcji spoglądania i akcji na ekranie dotykowym.

1

0

Nawigacja po systemie odbywa się za pomocą gestów poziomych i pionowych. Wykonując gesty w orientacji wertykalnej będziemy przełączać się pomiędzy kolejnymi kartami, bowiem właśnie tak prezentują się aplikacje na tej platformie (nawiązanie do Google Now?). Jeżeli wykonamy poziomy gest w prawym kierunku będziemy mogli zapoznać się z dodatkowymi, obszerniejszymi danymi wewnątrz aplikacji. Na przykład w pogodynce przejrzymy prognozę pogody na kolejne dni. Bez problemu odbierzemy połączenie głosowe, jak i je odrzucimy. Wysłać można również krótką wiadomość o naszej niedyspozycyjności. Nie zabrakło opcji sterowania odtwarzaczem muzyki, gdzie również doświadczymy niezwykle płynnych animacji i szybkiego przełączania się pomiędzy kolejnymi ekranami-kartami.

„Machnij” lub powiedz

Jednak to nie koniec, ponieważ Google słynie z naprawdę dokładnej technologii rozpoznawania mowy – dodawanie notatek, tworzenie przypomnień, poszukiwanie informacji – to wszystko możemy zrobić wydają polecenia głosowego. Nie obyło się bez delikatnych niedociagnięć, ale biorąc pod uwagę okoliczności w jakich nowości były przedstawiane i tak jestem pod wrażeniem jak jest to skuteczne. Na ten moment najwidoczniej wspierany jest jedynie język angielski, podobnie jak w Google Now.

6

5

Pod koniec sekcji poświęconej Android Wear Google wspomniało o funkcjach fitness. Najwyraźniej ten obszar zamierzają oddać deweloperom do zagospodarowania, ale “out of box” zegarki mają wspierać funkcję zliczania pokonanych kroków oraz mierzenia tętna (o ile zegarek jest wyposażony w odpowiedni sensor). Nie jest to żadna rewolucja czy kluczowa funkcja smartwatchy z Android Wear, przynajmniej na razie. Szczerze mówiąc jestem nieco tym faktem zaskoczony, tym bardziej że tak wiele mówi się o planach Apple w tej kategorii. Można więc najwyraźniej założyć, że każda z firm ma swoją własną wizję najbliższej przyszłości dla smart-zegarków.

Android Wear coraz bliżej klientów

8

7

Google ogłosiło, że obok LG G Watch i Moto 360 od Motoroli do gry wkracza produkt Samsunga – Gear Live. Doczekaliśmy się także zapowiedzi wprowadzenia zegarków do sprzedaży. Od dzisiaj można składać zamówienia przedsprzedażowe na urządzenia Samsunga i LG, zaś produkt Motoroli trafi na rynek “później tego lata”. Na tę informację obecni na sali odpowiedzili długim “bu” i nic w tym dziwnego, w końcu na oficjalną premierę smartwatcha z okrągłym ekranem czekamy już naprawdę długo, “żywiąc się” jedynie skrawkami dostępnych informacji.

Wygląda na to, że karuzela ruszyła. Google wsiada na nią jako pierwsze i choć nie zrobiło kolokwialnie mówiąc “szału” to mocno wkroczyło na rosnący rynek. Czy zasada “kto pierwszy, ten lepszy” znajdzie tu zastosowanie?

The post Ich plan jest bardzo prosty – całe Google na twoim nadgarstku appeared first on AntyWeb.

Oto nowe Dokumenty Google!

$
0
0
Homescreens.withText.Alternate (2)

To, co do tej pory największą „kulą u nogi” Dokumentów Google to praca z plikami utworzonymi za pomocą aplikacji pakietu Office od Microsoftu. Dzisiejsza obietnica jest jednoznaczna – Dokumenty Google, dzięki integracji z QuickOffice, pozwolą na skuteczne otwieranie i przeglądanie tychże plików.

Na profilu Google Drive w serwisie Google+ pojawił się wpis zapowiadający odświeżony intefejs wszystkich trzech web aplikacji: Dokumenty, Arkusze i Prezentacje. Nawiązuje on oczywiście do Material Design, który omówiony został podczas konferencji I/O. Po tym jak Google udostępniło dedykowane usługom aplikacje mobilne dla systemów iOS i Android, pojawiało się pytanie kiedy podobny krok zostanie wykonany odnośnie komputerów.

1

W ciągu najbliższych tygodni mają pojawić się nowe odsłony wszystkich trzech usług pod adresami google.com/docs, google.com/sheets i google.com/slides. W nowym wyglądzie wszystkie ostatnio edytowane dokumenty są dostępne w pierwszej kolejności. Po zainstalowaniu dodatku do przeglądarki Chrome pojawi się opcja otwierania i edycji plików Office, także w trybie offline.

Niestety, już teraz sortowanie i przeglądanie plików zgromadzonych na Dysku Google nie jest łatwe. Po tym jak wszystkie dokumenty staną się sporych rozmiarów miniaturkami sytuacja może stać się jeszcze trudniejsza. Mam nadzieję, że i w tej kwestii coś się zmieni, a na ten moment jedyne co nam pozostaje to uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać na przełączenie „pstryczka” w Google i udostępnienie nam nowego wyglądu oraz aktywowania działania wtyczki.

The post Oto nowe Dokumenty Google! appeared first on AntyWeb.

Polskie dzieci mistrzami programowania

$
0
0
fot. 1_13 06

Coraz częściej spotykanym podejściem do nauki w polskich szkołach jest tzw. trójjęzyczność (nazwę stworzyłem samodzielnie na potrzeby tego wpisu). Polega ona na nauczaniu języka polskiego, języka obcego – najczęściej angielskiego, a także… języka programowania!

Świetną inicjatywą, wspierającą komputerową edukacją jest program Mistrzowie Kodoawania, którego pierwsza edycja zakończyła się niedawno w Warszawie. Wzięło w niej udział 120 szkół z 16 województw, a także 300 nauczycieli wraz 5000 uczniów.

fot. 4_13 06

W czasie gali na Zamku Ujazdowskim wyróżniona została SP nr 58 z Poznania za „nieszablonowe podejście do nauczania” – na czym ono polega? Organizowane są tam spotkania rady pedagogicznej z uczniami, którzy mogą mówić co im się w szkole podoba, a co nie. Wystarczy odwiedzić także galerię zdjęć podstawówki, aby przekonać się, że w czasie zajęć każdy uczeń siedzi tam przy swoim oddzielnym laptopie! W ramach Mistrzów Kodowania szkoła przeszkoliła 71 dzieci z klas IV-VI.

Mistrzowie Kodowania to program, który na pierwszym miejscu stawia popularyzację nauki programowania wśród dzieci, a zwłaszcza dziewczynek, które cały czas kojarzone są głównie z naukami humanistycznymi. Nauczać może każdy, kto chce się dzielić wiedzą. W pierwszej edycji robili to m.in wuefiści, logopedzi, poloniści i nauczyciele muzyki.

hdimg001

Oceniać projekt należy po owocach, a tu może się im przyjrzeć każdy z nas. Dzieciaki programowały w Scratchu, a efekty ich pracy zostały umieszczone na stronie MIT, gdzie został opracowany ten język programowania. Są to przeważnie proste, zręcznościowo-logiczne gierki. Jednak o wiele ważniejszy od stopnia ich skomplikowania jest fakt, że oswajają dzieci z komputerami i programowaniem, a także zaszczepiają bakcyla do samodzielnego doskonalenia się w kodowaniu.

Choć aktualna edycja już się zakończyła, to na jesieni wystartuje kolejna, tym razem nie trzymiesięczna, a całoroczna. Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć dzięki czyim wysiłkom dzieci są wprowadzane w tajniki programowania. Program powstał z inicjatywy Samsunga, a współpracują z nim: Centrum Edukacji Obywatelskiej, Ośrodek Edukacji Informatycznej i Zastosowań Komputerów w Warszawie oraz Stowarzyszenie Rodzice w Edukacji.

fot. 7_14 06

The post Polskie dzieci mistrzami programowania appeared first on AntyWeb.

[Krótko] Secret Service powraca!

$
0
0
Secret Service

Dla wielu kultowe pismo o grach komputerowych zostaje zreaktywowane. Trzynaście lat po ukazaniu się ostatniego numeru „Sikreta”, część starej ekipy zwiera szeregi, aby raz jeszcze charakterystyczna, czerwona okładka zawitała w kioskach.

Za wskrzeszenie odpowiada Piotr „Micz” Mańkowski znany choćby z miesięcznika Reset, Waldemar „Pegaz Ass” Nowak, były redaktor naczelny Secret Service oraz Robert „Łapusz” Łapiński, który odpowiada za stworzenie imprezy Pixel Heaven. W zespole redakcyjnym ma się ponadto znaleźć jeszcze kilka innych znanych nazwisk.

Pierwszy numer ma pojawić się we wrześniu. W środku mają się znaleźć recenzje gier, publicystyka, felietony, dział retro, wywiady z twórcami gier. Nie zabraknie też tematów okołogrowych. Mniejsze będzie nastawienie na newsy, co jest zrozumiałe – w dobie internetu żaden drukowany periodyk nie może konkurować z potęgą sieci. O motywacji twórców i planach można przeczytać więcej w tekście Piotra Mańkowskiego, który piastować będzie stanowisko redaktora naczelnego.

Czy uda się przywrócić Secret Service do życia? To trudne pytanie. Na pewno na korzyść przemawia posucha, jaka jest w tym segmencie prasy. Oprócz CD Action, PSX ExtremeGramy! nie ma innego pisma poświęconego grom wideo. Na pewno też znana marka zachęci wielu starszych graczy wychowanych na tym magazynie, do zakupu pierwszych numerów. Z drugiej strony, rynek prasy drukowanej od lat zalicza regularne dołowanie.

Sam wychowywałem się na „Sikrecie”, Resecie, Gamblerze, czy Top Secrecie. W dwóch pierwszych tytułach stawiałem pierwsze kroki w tej branży. Dlatego też trzymam kciuki za powodzenie całego przedsięwzięcia. Na stronie internetowej pisma działa licznik, który wskazuje 18 dni do jakiegoś wydarzenia. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

The post [Krótko] Secret Service powraca! appeared first on AntyWeb.

Battle Hack – nie lada gratka dla programistów. I to w Warszawie

$
0
0
Logo_imprezy

Radio poinformowało mnie wczoraj rano (potem zrobił to Kamil), że startujemy z sezonem ogórkowym. Pani redaktor spytała słuchaczy, jak ów sezon wygląda w ich branży. Przypomniało mi się wówczas, iż rok temu pisałem na AW o sezonie ogórkowym w IT, a potem musiałem wycofać się z tych słów, bo w sektorze nowych technologii sporo działo się w wakacje. W tym roku może być podobnie i dotyczy to również naszego kraju. Przykładem impreza, którą za kilka tygodni będzie gościć Warszawa. Jeśli jesteś programistą i chcesz wzmocnić domowy budżet poważnym zastrzykiem gotówki, to powinieneś wziąć w niej udział.

Wspomniana przed momentem impreza to Battle Hack, a jej organizatorem jest PayPal. Część z Was pewnie już o niej słyszała, pozostali za chwilę nadrobią temat. To nic innego, jak hackaton, którego celem jest wyłonienie najlepszych ekip programistów z całego świata, zebranie tychże w jednym miejscu i skonfrontowanie ich umiejętności. W tej edycji konkursu eliminacje organizowane są m.in. w Berlinie, Bostonie i Tel Awiwie, padło również na Warszawę. W dniach 12-13 lipca programiści powalczą w stolicy, ściślej pisząc w Nowym Forcie Sokolnickiego, o tytuł Najlepszego Polskiego Programisty, a ten prócz prestiżu daje bilet do Doliny Krzemowej.

Uczestnictwo w imprezie jest bezpłatne – wystarczy wejść na stronę 2014.battlehack.org, dokonać rejestracji i pojawić się na konkursie. Na czym opiera się rywalizacja? Krotko i właściwie wyjaśnia to komunikat firmy PayPal:

Zadanie, które otrzymują wszyscy programiści podczas PayPal Battle Hack to napisanie w 24 godziny aplikacji, która bazując na API PayPal lub Braintree/Venmo SDK rozwiąże lokalny problem wybrany przez uczestników. Organizatorzy nie narzucają żadnych ograniczeń tematycznych, dzięki czemu każdy uczestnik będzie mógł w pełni zaprezentować swoje umiejętności i kreatywność. Programiści będą mogli skorzystać z licznych dodatkowych atrakcji, w tym między innymi ‘strefy relaksu’. Wszystko oczywiście za darmo.

Teraz to, co tygryski lubią najbardziej: nagrody. Prestiż i świadomość wygranej są fajne, ale dla wielu osób to zaledwie przystawka. W tym przypadku daniem głównym jest 100 tys. dolarów. Spora suma. Aby ją zgarnąć nie wystarczy jednak pokonać rywali w Warszawie. Zwycięzca Battle Hack Warsaw dostanie bilet gwarantujący mu udział w finałach w Kalifornii – tam spotkają się zwycięzcy hackatonów z różnych miast i odbędzie się walka o nagrodę główną. Przewidziano też nagrody dla osób, które staną na niższych stopniach podium – to m.in. konsole PS4.

Nagrody

Najlepsze zostawiłem oczywiście na koniec. Wygrana w Warszawie to nie tylko przepustka do startupowego eldorado, ale też… topór. Tak, topór. Widać go (a właściwie je) dobrze na filmie promującym imprezę. Nawet, jeśli ktoś wygrał już jakieś branżowe konkursy i posiada dyplomy/medale/puchary, to toporem pewnie nie może się pochwalić. A ten zapewne nieźle będzie się prezentował na ścianie albo biurku ;) Nie ma zatem na co czekać i nad czym się zastanawiać – rejestrujcie się, bierzcie udział i walczcie o trofea. Warto.

The post Battle Hack – nie lada gratka dla programistów. I to w Warszawie appeared first on AntyWeb.

Istotny problem wszystkich kinomanów rozwiązany

$
0
0
IMG_6308

Jak mówi słynne powiedzenie „Threre is an app for that”. Mimo, że film, który wymyślił ten zwrot powstał kilka ładnych lat temu, w 2009 r., to twórcy znakomicie przepowiedzieli rozwój mobilnej technologii. Na potrzeby telefonów codziennie powstają tysiące aplikacji, które próbują znaleźć dla siebie nisze.

Prawda jest taka, że wiele podstawowych czynności, które można było przenieść na nasze mobilne telefony już dawno została zagospodarowana przez największych graczy. Ciężko przebić się robiąc aplikację kalendarza mobilnego czy program do zapisywania notatek. Dlatego od niedawna można zaobserwować trend robienia aplikacji, które zajmują się coraz mniejszym wycinkiem naszej rzeczywistości, są wąsko sprofilowane lub po prostu bardzo oryginalne. Kto by pomyślał chociażby, że aplikacja Yo! może wypalić, a do tego zarobi jeszcze spore pieniądze?

Wydaje się zatem, że ten trend będzie kontynuowany, twórcy będą starali się prześcignąć się na coraz bardziej oryginalne pomysły. Jednak dobrze, gdy aplikacja jest nie tylko pomysłowa, ale jeszcze do tego użyteczna, tak jak chociażby RunPee, o którym zamierzam Wam opowiedzieć.

Każdy kto chodzi do kina na pewno zna ten schemat: kupujemy bilety na seans, a potem udajemy się po małe przekąski. Następnie udajemy się do sali kinowej, gdzie przez 30 min, oglądamy reklamy, które mamy zaszczyt obejrzeć, w końcu zapłaciliśmy tylko 25 zł za bilet. Czas nam się dłuży, więc zanim jeszcze rozpocznie się właściwy seans znika popcorn i litrowy napój. Opici zaczynamy oglądać film. Mamy więc jak w banku, że w trakcie seansu będziemy musieli udać się do łazienki za potrzebą. I tu jest pies pogrzebany, przecież przyszliśmy na film, którego wcześnie nie widzieliśmy, zatem nie wiemy co może nas czekać w trakcie projekcji (no chyba, że to kolejny hollywoodzki blockbuster, wtedy schemat jest oczywisty), zatem jak wybrać moment tak, abyśmy stracili jak najmniej z fabuły? Z pomocą przychodzi wówczas RunPee aplikacja, która wskaże idealny moment na wizytę w ubikacji. W momencie, gdy rozpoczyna się film włączamy RunPee, który w trakcie seansu będzie wskazywał nam, momenty trwające od 3 do 5 minut, w trakcie których na ekranie nie dzieje się nic szczególnego. Twórcy aplikacji analizują filmy wybierając najmniej istotne momenty, a baza filmów jest nieustannie rozbudowywana. W trakcie filmu aplikacja odlicza czas do następnego idealnego momentu na przerwę i wibracjami daje do zrozumienia, że to TEN MOMENT. Zawsze też możemy spojrzeć na zegar odliczający czas do następnego idealnego momentu na mała przerwę.

wow

Czyż to nie genialne narzędzie w swojej prostocie? Ja następnym razem, gdy udam się do kina będę wyposażony w RunPee. Zresztą nie tylko ja sądzę, że jest to świetne narzędzie, wystarczy spojrzeć na rekomendację samego Wolverina.

wolv

The post Istotny problem wszystkich kinomanów rozwiązany appeared first on AntyWeb.


Rusza projekt Polskie Miasto Przyszłości

$
0
0
Polskie Miasto Przyszłości

Polskie Miasto Przyszłości to innowacyjny i unikalny projekt na rzecz rozwoju i zwiększenia konkurencyjności polskich miast dzięki wykorzystaniu najnowszych technologii. Realizowany będzie w ramach otwartego ekosystemu firm partnerskich.

Współczesne miasta konkurują ze sobą niczym przedsiębiorstwa, podobnie jak one szukając sposobów na tworzenie nowych miejsc pracy, napędzanie wzrostu, zwiększanie wydajności i pomnażanie zysków. Konkurencję tę, co jest szczególnie widoczne w Polsce, zaostrzać będą zmiany demograficzne – starzejąca się i malejąca populacja miast . Chcąc przyciągać inwestorów, najbardziej wykształconych absolwentów czy najlepszych pracowników, miasta muszą dostosować swoje funkcjonowanie do nowych realiów. Muszą zaadaptować swoją przestrzeń, usługi i procesy do rosnących wymagań i stawić czoła coraz większemu zapotrzebowaniu na dobra, takie jak czysta energia, woda, powietrze, sprawny transport i komunikacja, bezpieczeństwo czy nowoczesna edukacja.

Zmianom demograficznym towarzyszyć będzie jeszcze bardziej dynamiczny niż teraz rozwój technologii, połączony z ich jeszcze większą dostępnością i powszechnością. Według prognoz firmy Cisco, w przyszłym roku z siecią połączonych będzie 15 miliardów urządzeń, zaś do roku 2020 liczba ta wzrośnie do 50 miliardów. Przy czym urządzenia te to nie tylko komputery, smartfony czy tablety, lecz także różnego rodzaju maszyny, czujniki czy kamery, które potrafią wymieniać ze sobą informacje bez ingerencji człowieka. Te miliardy nowych połączeń składać się będą na Internet Wszechrzeczy, czyli sieć łączącą ludzi, przedmioty, dane i procesy, która pozwoli zmienić dotychczasowy styl życia czy prowadzenia biznesu. Miasta, aby wykorzystać te nowe możliwości, muszą przekształcić się w miasta inteligentne.

Smart City, czyli miasto inteligentne, które opłaca się wszystkim

Miasto inteligentne (Smart City) to takie, które dzięki wykorzystaniu odpowiednio dobranych rozwiązań technologicznych, wywiera pozytywny wpływ na:

  • mieszkańców– ich jakość życia, poziom wykształcenia, udział w życiu publicznym, mobilność czy kreatywność;
  • ekonomię– innowacyjność i przedsiębiorczość czy elastyczność rynku pracy;
  • środowisko i przestrzeń miejską– kontrolę zanieczyszczeń, gospodarkę zasobami, odpadami i energią, zarządzanie transportem;
  • jakość zarządzania miastem– efektywność energetyczną, przejrzystość czy łatwy dostęp do usług publicznych.

Jak pokazują badania Cisco, miasta na całym świecie mogą potencjalnie zyskać na wykorzystaniu takich rozwiązań nawet 1,9 biliona dolarów w ciągu najbliższych 10 lat.

Dlatego coraz więcej miast decyduje się na rozwój w kierunku Smart City. Barcelona i Nicea wdrożyły rozwiązanie do obsługi obywatela, które wykorzystuje technologie wideo, pozwalające na szybką komunikację z pracownikiem administracji miejskiej, bez konieczności osobistej wizyty w urzędzie. Barcelona wdrożyła też inteligentne technologie do zarządzania wodociągami, parkingami, odpadami czy w komunikacji miejskiej, co pomaga miastu oszczędzać środki budżetowe, jednocześnie podnosząc jakość usług publicznych. Z kolei władze Hamburga w zeszłym miesiącu zdecydowały o uruchomieniu programu pilotażowego, obejmującego wdrożenie inteligentnego oświetlenia ulicznego i systemu zarządzania ruchem w mieście oraz w porcie, co przełoży się na usprawnienie działania miasta i obniżenie kosztów. Przykładów inicjatyw zmierzających do budowy inteligentnych – efektywnie zarządzanych miast jest na świecie z każdym tygodniem coraz więcej.

Polskie Miasto Przyszłości

Również w Polsce mamy przykłady implementacji wybranych elementów wspomagających realizację idei inteligentnego miasta, takie jak systemy monitoringu wizyjnego czy ogólnodostępne strefy WiFi. Bardzo często jednak cechą wdrażanych rozwiązań jest fakt, że tylko częściowo lub wcale nie integrują się one z innymi elementami infrastruktury miasta.

Zbudowanie inteligentnego miasta wymaga natomiast zintegrowanego, systemowego i otwartego podejścia. Na tę potrzebę odpowiada projekt Polskie Miasto Przyszłości, czyli otwarta platforma rozwiązań dla miast. Projekt powstał z inicjatywy firmy Cisco Poland, która zaprosiła do udziału w nim partnerów ekosystemowych – liderów rynku w swoich branżach – oferujących komplementarne wobec siebie rozwiązania, umożliwiające budowę kompleksowej architektury, obejmującej szeroki zakres współdziałających ze sobą systemów w trzech kluczowych dla budowy inteligentnego miasta obszarach:

  • Bezpieczeństwo, Transport, Komunikacja i Inteligentne Systemy Oświetlenia (monitorowanie i inteligentne zarządzanie ruchem, transportem, parkingami, oświetleniem ulicznym, zużyciem energii i innych mediów, bezpieczeństwem publicznym);
  • Edukacja (wsparcie nowoczesnego procesu edukacyjnego, poprawa kontaktu rodzic – szkoła – samorząd, dostarczenie elektronicznych narzędzi do komunikacji i zarządzania oraz multimedialnych zasobów edukacyjnych);
  • Kontakt z mieszkańcem (nowoczesna, wielokanałowa komunikacja pomiędzy mieszkańcami a samorządem, poprawa dostępności urzędów i urzędników, eliminacja barier komunikacyjnych dla osób wykluczonych).

Skonstruowana w ten sposób otwarta platforma rozwiązań jest innowacyjną i unikalną na rynku ofertą, skierowaną do kadry zarządzającej w polskich miastach (prezydenci, burmistrzowie, radni, dyrektorzy departamentów, prezesi spółek i zakładów miejskich, etc.), która pozwoli im realizować ideę inteligentnego miasta w wybranych, najbardziej wymagających tego obszarach, z uwzględnieniem aktualnych możliwości inwestycyjnych.

Dodatkowymi zaletami platformy rozwiązań Polskie Miasto Przyszłości są:

  • Modularność, pozwalająca na stopniową realizację projektu w oparciu o aktualne potrzeby i możliwości miast i umożliwiająca łatwą integrację kolejnych elementów;
  • Otwartość, umożliwiająca ochronę dotychczas poczynionych przez miasta inwestycji w poszczególnych obszarach poprzez dołączenie do już istniejących systemów poszczególnych elementów platformy;
  • Optymalizacja wdrożeń, dzięki posiadanej wiedzy i strategii rozwoju systemu jako całości, umożliwia implementację poszczególnych usług w sposób przygotowany do późniejszego ich połączenia w całość i uzyskanie efektu synergii.

Ponadto, Cisco wraz z partnerami oferuje szeroki wachlarz mechanizmów finansowych, umożliwiających miastom wybór dogodnego sposobu sfinansowania wdrożeń proponowanych rozwiązań, takie jak np. leasing, mechanizmy odroczonej płatności czy kredytowe.

Wszystko to sprawia, że Polskie Miasto Przyszłości, czyli otwarta platforma rozwiązań dla miast, jest projektem, dzięki któremu planowanie i realizacja rozwoju miasta jest dużo prostsze, a jednocześnie bardziej efektywne.

Otwarty ekosystem firm partnerskich realizujących projekt Polskie Miasto Przyszłości tworzą dotychczas:

  • Cisco– światowy lider w rozwiązaniach bezpiecznej komunikacji i przetwarzania danych.
  • Schneider Electric– światowy lider w zarządzaniu energią oraz w rozwiązaniach automatyki i sterowania.
  • IBM– światowy lider w systemach agregacji i przetwarzania danych.
  • Swarco– światowy lider inteligentnych systemów transportowych: systemów zarządzania ruchem drogowym, systemów naprowadzania parkingowego, informacji pasażerskiej i zarządzania komunikacją miejską, monitoringu i bezpiecznego oświetlenia drogowego.
  • Philips Lighting– światowy lider efektywnych systemów oświetlenia.
  • Seventica– krajowy lider systemów komunikacji niewerbalnej.
  • Samsung– lider innowacyjnych rozwiązań elektronicznych dla klientów indywidualnych i biznesowych.
  • VULCAN– krajowy lider rozwiązań zarządzania oświatą.
  • Young Digital Planet– globalny twórca rozwiązań w obszarze nowoczesnej edukacji multimedialnej.

Projekt Polskie Miasto Przyszłości jest realizowany we współpracy z następującymi instytucjami:

  • Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie
  • Centrum Zaawansowanych Technologii Miasta Przyszłości AGH
  • Związek Miast Polskich

O projekcie Polskie Miasto Przyszłości oraz innych zagadnieniach dotyczących rozwoju inteligentnych miast będzie można dowiedzieć się więcej podczas konferencji „Kierunek – Miasto Przyszłości”, która 26 czerwca odbędzie się w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Więcej informacji o konferencji można znaleźć tutaj.

Źródło: komunikat prasowy

The post Rusza projekt Polskie Miasto Przyszłości appeared first on AntyWeb.

Widzieliśmy This War of Mine, najbardziej wstrząsającą grę tego roku

$
0
0
This War of Mine_otwarcie

Okrucieństwo wojny w grach najczęściej oglądamy z perspektywy posiadacza karabinu. Żołnierza, wojownika, partyzanta… Dokonujemy wielkich czynów, heroiczne działania odwracają losy bitew i w końcu rzucają tyranów na kolana. Mało kto jednak myśli o tych, którzy największym sukcesem określą kolejny przeżyty dzień swój i swoich bliskich, w zniszczonym wojną mieście.

W marcu tego roku, 11 bit studios znane głównie do tej pory z serii Anomaly zaskoczyło wszystkich zapowiedzią nowej gry. This War of Mine opowiada o wojnie, jednak nie tak jak zostaliśmy do tego przyzwyczajeni. Zamiast obserwować działania militarne z perspektywy żołnierza, tym razem patrzymy na wszystko z pryzmatu osób, które zostały zamknięte w oblężonym mieście. Gra spotkała się z dużym zainteresowaniem graczy. Postanowiłem zwrócić się do Pawła Miechowskiego z prośbą, aby przybliżył mi ten interesujący projekt.

Na wojnie nie każdy jest żołnierzem

Powyższe motto oraz sam tytuł najlepiej pokazuje specyfikę gry. W opracowywanym od półtora roku This War of Mine będziemy starali się przetrwać koszmar działań wojennych. Od decyzji gracza będzie zależało, jak potoczą się losy grupki ocalałych. Jedno jest pewne. Nikt nie przejdzie przez to piekło nienaruszony.

Wszystko zaczęło się od artykułu „One year in hell”, w którym autor dzielił się swoimi doświadczeniami z przetrwania oblężenia jednego z miast w Bośni. To było coś niesamowitego. Opisywał on na przykład, że kiedy przyszła zima, to trzeba było porąbać wszystkie drzwi w domu, aby napalić w kominku, albo zbierać deszczówkę do beczki, ponieważ pobliska rzeka była zanieczyszczona przez rozkładające się trupy. Do miasta można było wychodzić tylko nocą, ponieważ za dnia było zbyt duże zagrożenie ze strony grasujących bandytów. Najstraszniejszymi momentami w opowieści były chwile, kiedy trzeba było coś poświęcić dla dobra grupy. Autor artykułu podsumowuje to wszystko stwierdzeniem, że na wojnie nie ma „tych dobrych” – jakkolwiek będziesz się starać, w końcu z potrzeby przetrwania zrobisz coś, czego normalnie nigdy byś nie popełnił, bo wyrzuty sumienia by cię zżarły. Była to dla nas taka iskra, po której od razu zapadła decyzja: robimy o tym grę!

Jest to bardzo dorosły temat, gra będąca doświadczeniem, gdzie poziom emocjonalny, moralny ma być ważniejszy niż beztroska przyjemność czerpana z rozgrywki. Oczywiście, to nadal jest gra, tak więc wszystko co dzieje się na ekranie oraz sama mechanika tytułu musi być angażująca.

This War of Mine jest chyba pierwszą produkcją w grach, która skupia się na prawdziwych ofiarach wojny, czyli ludziach muszących radzić sobie w ekstremalnie ciężkich warunkach. Bez dostępu do wody, jedzenia, prądu, lekarstw, a nawet zwykłych łóżek, mierzą się dzień po dniu nie tylko z problemami materialnymi. Ich psychika jest już nadszarpnięta, a z każdym kolejnym dniem wcale lepiej nie będzie. Bohaterami nie są nadludzie. To może być każdy z nas – zwyczajny człowiek, który jeszcze wczoraj miał swój dom, rodzinę, pracę… Kiedy mleko się skończyło, to wyskakiwał do sklepu na rogu, a jak dziecko dostało gorączki, to lekarstwa znajdowały się w każdej aptece. Wszystko było proste i łatwe, a przestało być w chwili, kiedy na nasze domy spadły pierwsze bomby. Wtedy załatwienie czegokolwiek zaczyna być koszmarnie trudne i obarczone wielkim ryzykiem, z którym trzeba się zmierzyć, aby przeżyć.

This War of Mine_01

Podczas tworzenia This War of Mine czerpaliśmy wiedzę i inspiracje nie tylko z tego artykułu. Przejrzeliśmy mnóstwo tekstów o wojnie w byłej Jugosławii, Syrii, oblężeniach Sarajewa, Kosowa. Nieocenione okazały się też wspomnienia dziadków naszych pracowników, którzy osobiście doświadczyli tego okropnego losu – w ten sposób powstało sporo takich małych historii, epizodów, które zawarliśmy w naszej produkcji.

Wydarzenia prezentowane w grze nie są osadzone w jakimś konkretnym mieście. Nie poznamy też nazwy państwa – twórcom zależało na stworzeniu uniwersalnego przekazu, który zostanie zrozumiany bez względu na szerokość geograficzną. Jeśli jednak dobrze przyjrzeć się architekturze, czuć tutaj wpływ regionu środkowej i wschodniej Europy.

Kiedy badaliśmy materiały źródłowe szybko okazywało się, że ludzie zmuszeni do przetrwania szybko zapominali o swojej narodowości albo religii. Bez względu na pochodzenie, czy wyznanie, każdy tak samo odczuwa głód, zimno i zmęczenie. Każdy stawał się taki sam.

This War of Mine nie ma wyboru poziomu trudności. To zabieg celowy. Gra jest trudna, ponieważ przetrwanie wojny jest trudne i w rzeczywistości nie mamy wpływu na to czy jest mniej, czy bardziej łatwo. Produkcja 11 bit Studios nie jest jedynie poświęcona przetrwaniu. Równie ważną, jak nie nawet ważniejszą rolę grają tu decyzje moralne, które mają wpływ na ocalałych znajdujących się pod naszą opieką.

Warto nadmienić, że w grze nie kierujemy poczynaniami jednego, konkretnego bohatera. Podejmujemy decyzje za wszystkich członków grupy obserwując wszystko z pewnej perspektywy. Co ciekawe, takie ujęcie wcale nie odgradza nas niewidzialną ścianą od ocalałych. Błyskawicznie zaczynamy przejmować się ich samopoczuciem oraz stanem fizycznym. Możliwość stałego obserwowania podopiecznych każe nam myśleć o nich wszystkich przez cały czas.

Rozgrywkę rozpoczynamy pierwszego dnia oblężenia, mając pod opieką trzech ludzi. Każdy z nich ma jakiś bagaż doświadczeń oraz pewne cechy, które być może przydadzą się podczas kolejnych ciężkich dni – jeden potrafi walczyć, drugi jest silny, trzeci potrafi gotować. Nie zawsze dostaniemy tych samych ocalałych. Przy kolejnym podejściu mogą to być zupełnie inne osoby (co zresztą zobaczyłem na własne oczy, kiedy kilka minut po starcie gry, komputer odmówił współpracy). Warto na początku zapoznać się z notką biograficzną każdego protagonisty. W nich znajdziemy cenne wskazówki dotyczące cech charakteru, co później ma niebagatelne znaczenie. Możemy mieć do czynienia z twardzielem, albo osobą bardzo emocjonalną – każda inaczej będzie reagować na napotkane sytuacje.

Dzień pierwszy

Wybuchy bomb i nagłe nadejście obcych wojsk kompletnie zaskoczyło trzech zwykłych mężczyzn. Borys to chłop na schwał, Pavle potrafi cicho przemykać pomiędzy budynkami i Bruna potrafiącego nieźle gotować. Wszyscy oni skryli się w ruinach dwupiętrowego domu. Wszyscy całkiem nieźle się trzymają, jednak Bruno złapał jakąś infekcję, która niewyleczona może przemienić się w zapalenie płuc.

Na początku wszyscy zabrali się za przeszukiwanie poszczególnych pomieszczeń. W szafkach znaleźli trochę jedzenia, w gruzach drewno i cegły. Niestety nigdzie nie było lekarstw. Ze zgromadzonych zapasów, w prowizorycznym warsztacie, Borys montuje łóżko. Oprócz tego mógłby też wykonać np. kuchenkę, kolektor do wody, albo aparaturę do bimbru, jednak brakuje mu potrzebnych składników.

This War of Mine_02

Kiedy zapada zmierz panowie dzielą się obowiązkami. Pavle stanie na straży. Nigdy nie wiadomo, kto może zechcieć wejść do ich schronienia. Bruno kładzie się do łóżka – jego stan zdrowia się nie poprawia, a brak snu z pewnością negatywnie wpłynie na regenerację organizmu. Borys za to wyrusza na poszukiwanie jedzenia, lekarstw i innych potrzebnych przedmiotów. Do swojego plecaka wkłada kawałek mięsa. Być może uda mu się wymieć je na coś bardziej potrzebnego.

Niedługo po wyjściu, Borys natrafia na niewielki domek. Podglądając przez dziurkę od klucza widzi w środku parę starszych ludzi, którzy za wszelką cenę starają się zachować pozory normalności. Zakłócić ich spokój, czy wejść i poszukać czegoś potrzebnego. To poważna decyzja, która pociągnie za sobą nieokreślone konsekwencje. Po chwili wahania Borys postanawia jednak zaburzyć spokój staruszków. Potrzeba pilnie medykamentów dla Brunona.

Starszy pan jest zaskoczony, ale nie okazuje agresji. Twierdzi, że z żoną niczego nie mają. Jest to jednak mało prawdopodobne, dlatego też Borys decyduje się na przeszukanie pomieszczeń bez pozwolenia. Szybko okazuje się, że w szafce znajdują się lekarstwa, a lodówka jest pełna jedzenia. Odebranie tego wszystkiego prawdopodobnie skaże tych ludzi na śmierć, z drugiej zaś strony bez odpowiedniej liczby zapasów współtowarzysze zaczną głodować i ich stan pogarszać się. [Na potrzeby prezentacji Paweł Miechowski postanawia rozegrać to w mało przyjemny sposób].

Dochodzi do sprzeczki ze staruszkiem. Brunon powala celnym ciosem mężczyznę na podłogę. Przerażona kobieta ucieka do piwnicy. Mając zapewniony spokój, przejrzenie wszystkich szafek zajmuje trochę czasu, ale plecak szybko zapełnia się najważniejszymi produktami. Po pewnym czasie Bruno wraca do schronienia…

This War of Mine czas płynie nieubłaganie. Nie ma aktywnej pauzy. W ciągu dnia spędzamy czas w ukryciu i należy wykorzystać ten okres maksymalnie wydajnie. Każdy z ocalałych czymś konkretnym się zajmuje – jeden będzie coś konstruować, inny przeszukiwać budynek. Trzeba też pamiętać, że zapasy w schronieniu nie będą się regenerować – raz „ograbione” pomieszczenia w magiczny sposób nie zapełnią się gratami. Dlatego prędzej, czy później nocna eskapada poszukiwawcza musi dojść do skutku, a wydarzenia podczas niej są generowane losowo. Podczas eksploracji można natrafić na innych mieszkańców, którzy wcale nie muszą być bezbronni i wykazywać pokojowych zamiarów. Na swojej drodze można na przykład napotkać na głodnego człowieka. Jeśli damy mu jedzenie, ten być może zechce przyłączyć się do nas, albo wskaże miejsce, gdzie prawdopodobnie znajdziemy dużo wartościowych przedmiotów. Może też jedynie podziękować za dar z głębi serca (i plecaka). Trzeba jednak cały czas pamiętać o tym, że obdarowując nieznajomego, nasza grupa traci odrobinę jedzenia, która może okazać się ważna do przeżycia.

This War of Mine_03

Warto też wspomnieć tutaj o wielkości naszej mikrospołeczności. Jak wszystko w This War of Mine ma swoje dobre i złe strony. Im więcej osób, tym łatwiej jest się bronić, czy zdobywać nowe surowce. Trzeba jednak uważać, aby grupa nie zrobiła się zbyt duża. Niesie to ze sobą ryzyko braku żywności, czy lekarstw. Czasami możemy też stanąć przed bardzo ciężką decyzją. Twórcy z 11 bit Studios umieszczą w grze dzieci. Te raczej będą większym obciążeniem dla wszystkich, gdyż wielu czynności nie będą w stanie wykonać. Czy zdecydujemy się na zaopiekowanie się sierotami, czy też skażemy je na śmierć? Na to też trzeba będzie znaleźć odpowiedź wewnątrz siebie.

Dzień drugi

Brunon ma wyrzuty sumienia po tym co stało się ubiegłej nocy. Widać, że na co dzień był to sympatyczny gość, który stronił od przemocy. Chodzi po schronie trochę osowiały, z mniejszym zaangażowaniem wykonuje wszystkie czynności. Wszyscy są głodni, na szczęście jedzenia na razie brakować nie będzie. Borys zażył lekarstwa i jego stan zdrowia powinien poprawić się w ciągu kilku najbliższych dni. Pavle także czuje się średnio. Przez całą noc stał na straży, dlatego też okazuje swoje niezadowolenie na każdym kroku.

Stan psychiczny Bruna napawa coraz większym niepokojem. Odmawia pracy, łapie chandrę i traci nadzieję. Odespanie nocnej eskapady nie za bardzo pomogło na umysł, wzmocniło jednak ciało.

W międzyczasie Borys zaczyna konstruować aparaturę do produkcji bimbru. Alkohol jest jedną z najmocniejszych walut w świecie ogarniętym wojną. Pozwala także niektórym na chwilę zapomnienia, co może poprawić ich samopoczucie. Bimber posłużyć może także jako środek dezynfekujący.

Nadchodzi noc. Borys i Bruno idą spać, a Pavle udaje się na poszukiwania. Jego nogi prowadzą go do budynku wyglądającego na taki, który dobrze przetrwał bombardowanie. Grzebiąc w opuszczonych mieszkaniach znajduje on trochę detergentów, jakieś zioła i gwoździe. W jednym z kolejnych pomieszczeń napotyka on na młodego człowieka, który chciałby przehandlować swoje dobra za lekarstwa dla ciężko chorego ojca. Kiedy chłopak nie patrzył, Pavle chwycił za leżące na stole przedmioty. Nie spotkało się to z pozytywną reakcją. Obcy wpierw uderzył mężczyznę, a później wyciągnął pistolet. Pavle rzucił się do ucieczki, niestety jeden z pocisków go drasnął. Tej nocy nie mieli szczęścia… Nie dość, że nie udało się znaleźć niczego wartościowego, to w trakcie nieobecności jednego z członków grupy, do schronienia weszli złodzieje, którzy ukradli większość jedzenia i lekarstw oraz dotkliwie pobili Borysa…

This War of Mine_04

Część lokacji, wydarzeń jest generowana losowo, niektóre są stworzone od podstaw przez twórców. Ciekawe także jest to, że gra sama określa ile czasu musimy przetrwać – może to być siedem dni, a może być i sto. Tak jak w realnym życiu, tak w This War of Mine ocaleni nie wiedzą przecież jak długo będą musieli mierzyć się z przeciwnościami losu. W ten sposób można wiele razy próbować przejść grę i za każdym razem dostaniemy inny scenariusz.

Dzień trzeci

Nie wygląda to dobrze. Bandyci zabrali bandaże i lekarstwa, wszyscy są głodni, niewyspani i zdołowani. Bruno czuje się coraz gorzej – prześladują go wydarzenia z pierwszej nocy. Pavle kładzie się spać. Ranny i wyczerpany nie jest w stanie pracować. Borys także odczuwa pierwsze symptomy depresji, jak widać atak złodziei odbił się mocno na jego samopoczuciu.

Brunon podejmuje decyzję. Idzie raz jeszcze do domu starszych ludzi. Nie daje mu spokoju świadomość, że jego działania mogły zaszkodzić mieszkańcom. Kiedy zapada zmierzch opuszcza schron i udaje się w znane mu miejsce.

Dom jest pusty. Ani na parterze, ani w piwnicy nikogo nie ma. Pomimo wewnętrznego oporu przeszukuje szafki, które pominął za pierwszym razem. Tam znajduje bandaż oraz trochę jedzenia. Na końcu udaje się na górne piętro. Po wejściu do sypialni odkrywa tragiczną prawdę. Staruszkowie nie żyją. Jedyne, co może jakkolwiek pocieszać to fakt, że chyba zmarli podczas snu. Bruno wraca do schronienia…

This War of Mine_05

Dzień czwarty

Dzięki lekarstwom i jedzeniu sytuacja materialna nieznacznie się poprawia. Rany Pavle zostają opatrzone, Borys łyka kolejną porcję lekarstw. Wszyscy też napełniają żołądki. Kryzys przychodzi na chwilę przed nocą. Bruno siada w kącie kuchni. Zasłania twarz rękoma i zaczyna płakać. Chyba dłużej tego nie wytrzyma. To on doprowadził do śmierci staruszków. To on pobił dziadka, to on zabrał lekarstwa i jedzenie. Podły nastrój udziela się też Borysowi. Wszyscy zastanawiają się, jak długo ten koszmar będzie jeszcze trwać…

Wszystkie powyższe wydarzenia miały miejsce podczas godzinnej sesji z This War of Mine. Decyzje dotyczące czynności wykonywanych przez ocalałych były podjęte przez Pawła Miechowskiego, jednak same zdarzenia były generowane przez samą grę.

Jedynym celem jest przetrwanie. Na końcu rozgrywki nie ujrzymy planszy z liczbą punktów, nie zostaniemy nagrodzeni za to, że dotrwaliśmy do końca np. pięcioosobową grupą. O tym, czy jesteśmy zwycięzcą zdecyduje sam gracz na podstawie oceny swoich czynów. Jedni będą usatysfakcjonowani, że przeżyła jedna osoba, inny uzna to za kompletną porażkę. Nikt też nie pochwali, ani nie potępi naszych decyzji.

Współczesne gry nie muszą tylko bawić

Największym wyzwaniem dla całego zespołu jest stworzenie gry, która jednocześnie będzie poważna, taktująca o trudnych tematach i wymuszająca skomplikowane decyzje, ale jednocześnie musi angażować i nie być nudna. Podczas produkcji ważne jest szukanie odpowiedniego balansu pomiędzy tymi czynnikami. Najtrudniejszym pytaniem, jakie zadałem Pawłowi, było określenie gatunku dla This War of Mine.

This War of Mine_06

My to nazywamy grą-doświadczeniem, ale taką, w której trzeba nosić ciężar swoich decyzji i czynów. Z jednej strony to gra z gatunku survival, ale automatycznie ludzie zaczynają to kojarzyć z zombie. Z drugiej strony to gra wojenna, ale znowu wiele osób myśli wtedy o produkcji w stylu Call of Duty. My pokazujemy okropność sytuacji, w której znajdują się osoby muszące radzić sobie w oblężonym mieście, nie tylko szukając pożywienia i lekarstw, ale też podejmując na co dzień decyzje, które być może będą najtrudniejsze w ich dotychczasowym życiu.

Dotarliśmy chyba do tego momentu, w którym twórcy gier pragną za pomocą swoich tytułów opowiadać poważne historie. I w końcu zaczyna im się to udawać. Wystarczy wspomnieć o Papers, please, które w prosty wizualnie sposób ukazuje paranoję totalitarnego państwa i dylematy, jakie ma przeciętny, szary człowiek pracujący jako pogranicznik. This War of Mine zapowiada się na bardzo dojrzały tytuł, który porusza nieobecne do tej pory w grach tematy. Widać, że koncepcja jest mocno przemyślana, a sama mechanika gry rozbudowana i wymagająca zaangażowania.

This War of Mine zadebiutuje jeszcze w tym roku. Docelową platformą będą pecety, ale równolegle trwają prace nad wersjami mobilnymi. Te jednak pojawią się nieco później.

The post Widzieliśmy This War of Mine, najbardziej wstrząsającą grę tego roku appeared first on AntyWeb.

Minecraft to trzecia najpopularniejsza gra w historii – grubo ponad 50 milionów sprzedanych sztuk

$
0
0
minecraft

Jeżeli zastanawialiście się, jak popularny jest Minecraft, to poprawna odpowiedź brzmi: niewiarygodnie popularny. Jeden z twórców gry pochwalił się na Twitterze wynikami, przy okazji obrazując potencjał, jaki ta produkcja ma w świecie konsol.

Patrick Geuder, jeden z pracowników Mojang napisał, że wersja Minecrafta przeznaczona na konsole (gra jest dostępna na Xboksa 360 i PlayStation 3) już w tej chwili przegoniła pecety (tutaj zbiorczo traktowana jest wersja na Maca i Windowsa i Linuksa. Na wszystkich platformach łącznie rozeszło się już 54 miliony sztuk gry.

Minecraft console editions together just passed Minecraft for PC/Mac. And across all platforms we’ve sold almost 54 million copies.

Licznik na stronie Minecrafta wskazuje w tej chwili 15 800 982– tyle sprzedało się Minecraftów w wersji na komputery. Dodajmy do tego drugie tyle konsolowych i mamy około 32 miliony. Cyferki się nie zgadzają? Trzeba więc pamiętać, że w tej szalonej liczbie, w tych dumnie brzmiących 54 milionach, zawarty jest Minecraft Pocked Edition – wersja na platformy mobilne. Ciężko powiedzieć jak ta apka sprzedaje się na AppStore, ale na Google Play mieści się w przedziale pomiędzy pięcioma, a dziesięcioma milionami.

Wynik jest szalony, nie ważne jak na niego spojrzeć. Najlepiej sprzedająca się gra w historii, Tetris, znalazła 143 miliony nabywców od 1984 roku. Na drugim miejscu jest Wii Sports – tytuł dołączany do praktycznie każdego sprzedanego Nintendo Wii. Za Minecraftem natomiast są Super Mario Bros. na NESa (40,24 miliona), Mario Kart Wii (35,53 miliona) i Grand Theft Auto V (wedle ostatnich danych znalazło się w rękach 32,5 miliona graczy). Dodam jeszcze, że deweloper pracuje nad wersjami dla PlayStation 4 i Xboksa One. Minecraft nie odejdzie prędko w zapomnienie.

Niedawno pisałem o twórczej blokadzie Marcussa „Notcha” Perssona, którego jedynym hitem do tej pory, a nawet jedyną większą grą, którą stworzył, pozostaje Minecraft. Nie odwołuję tych słów. Jednakże, kolejne sukcesy i wielkie liczby stojące za grą Mojang, pluszowe zabawki w sklepach, konwenty i tym podobne atrakcje robią wrażenie.

The post Minecraft to trzecia najpopularniejsza gra w historii – grubo ponad 50 milionów sprzedanych sztuk appeared first on AntyWeb.

Google rzuca rękawicę Facebookowi. Kartonową rękawicę…

$
0
0
Karton 2

Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło. Tak pisał przed wiekami jeden z ojców angielskiej literatury i bez wątpienia miał rację. Co więcej, ta myśl nie uległa dezaktualizacji, a rzeczywistość każdego dnia dostarcza na to nowych dowodów. Wczoraj swoje trzy grosze dorzuciło Google. I nie będę pisał o Androidzie, zegarkach, samochodach i TV – wspomnę o ich okularach dla rzeczywistości wirtualnej. Okularach wykonanych z kartonu.

Nie będę ukrywał, że przez dłuższą chwilę po zapoznaniu się z tym projektem, byłem przekonany, że to żart. Pierwszego kwietnia taki motyw byłby prawdziwą wisienką na torcie. Okazało się jednak, iż korporacja z Mountain View działa w tym przypadku całkiem serio. Albo inaczej: projekt nie jest ściemą i fałszerstwem, ale jednocześnie Google chyba puszcza do nas oko. O ile klientów, dziennikarzy, deweloperów, blogerów, może to rozbawić i przy okazji zaintrygować, o tyle konkurencja, z Facebookiem na czele, nie będzie zachwycona. Przejdźmy jednak do szczegółów.

Karton

Google zaprezentowało wczoraj swoje okulary do rzeczywistości rozszerzonej. Temat nie stał się medialnym hitem, bo amerykańska korporacja podeszła do sprawy w nieoczywisty sposób. Ich sprzęt wykonany jest z kartonu. A właściwie będzie, gdy klient go sobie zbuduje. Uczestnikom Google I/O w pewnym stopniu ułatwiono zadanie – każdy dostał kartonowe pudełko, które okazało się gotowym zestawem do budowy okularów VR. Projekt Cardboard, bo to o nim mowa, ma jasny cel: ma uczynić rzeczywistość wirtualną bardziej dostępną, tanią w odbiorze.

Od kiedy głośno zrobiło się o projekcie Oculus Rift, cały czas podnoszona jest kwestia ceny produktu. Było jasne, że sprzęt nie zostanie wyceniony bardzo nisko i przez jakiś czas może w tym przypadku obowiązywać tzw. podatek od nowości. To samo dotyczyło alternatywy, nad którą pracuje Sony. Sytuację mogły poprawić (z punktu widzenia klienta) dwa czynniki: po pierwsze, rosnąca konkurencja – zagadnieniem VR zaczęły się interesować kolejne firmy, po drugie, przejęcie Oculusa przez Facebooka – możliwe, że serwis Zuckerberga nie będzie chciał zarabiać na samych okularach i uczyni je stosunkowo tanim produktem. Stosunkowo tani nadal oznacza jednak wydatek będący poza zasięgiem miliardów ludzi.

Karton 3

Google postanowiło trochę namieszać w tym biznesie. Ich okulary nie kosztują 500, 300, ani nawet 100 dolarów – można je wykonać zamykając się w cenie kilkunastu dolarów. Może nawet kilku. Cena ta nie obejmuje oczywiście smartfonu, który stanowi jeden z najważniejszych elementów gadżetu. Aby nie być gołosłownym odsyłam pod ten adres– zainteresowani mogą tam kupić zestaw do stworzenia własnych okularów VR wedle przepisu Google i wydadzą na to mniej niż 20 dolarów.

Niedużo, ale może być jeszcze taniej, bo gadżet Google każdy (no, prawie każdy) jest w stanie wykonać w domu. Korporacja pokazuje krok po kroku, jak to zrobić, nie brakuje grafik, zdjęć, opisów. Potrzebne będą gumka, rzep, magnesy, soczewki oraz karton. Wystarczy taki z pudełka po pizzy. Wszystko łączymy wedle przepisu internetowego giganta, dorzucamy do tego smartfon, ściągamy aplikację Cardboard. Et voilà. W rękach pojawia się hełm do rzeczywistości wirtualnej. Pomysłu nie powstydziłby się pan Adam Słodowy. Jak można wykorzystać ten produkt? Ludzie zaznajomieni z zagadnieniem VR pewnie szybko się domyślą, pozostałym Google podpowiada i wykorzystuje do tego oczywiście swoje usługi:

• Earth: Fly where your fancy takes you on Google Earth.
• Tour Guide: Visit Versailles with a local guide.
• YouTube: Watch popular YouTube videos on a massive screen.
• Exhibit: Examine cultural artifacts from every angle.
• Photo Sphere: Look around the photo spheres you’ve captured.
• Street Vue: Drive through Paris on a summer day.
• Windy Day: Follow the story (and the hat) in this interactive animated short from Spotlight Stories.

Produkt zaproponowany przez Google nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie tak dopracowany, jak hełm Oculusa czy Sony. Osoba, która skorzysta z tych trzech rozwiązań, zapewne szybko dostrzeże różnicę. Nie można stwierdzić, że Zuckerberg wyrzucił w błoto dwa miliardy dolarów, bo to byłaby poważna przesada. Szef Facebooka miał podstawy do tego, by wydać wspomnianą sumę na przejecie Oculus VR i prawdopodobnie ma plan, jak skorzystać na inwestycji, co zrobić, my mogła się ona zwrócić. I to z nawiązką. Tym samym, można założyć, że szef Facebooka nie będzie rwał sobie włosów z głowy i krzyczał na pracowników, którzy mogli się bardziej postarać i stworzyć kartonowe okulary przed przejęciem Oculusa.

Karton 4

Jednocześnie nie da się ukryć, że Facebook dostał od Google kuksańca. Nie dość, że gigant z Mountain View okazał się tą kreatywną firmą (a nie tą przejmującą i szastającą kasą), to jeszcze wychodzi z propozycją do klientów o mniej zasobnym portfelu. Co prawda, teraz aplikacja współpracuje z droższymi smartfonami wyposażonymi w Androida, ale to pewnie będzie się zmieniać i ich lista szybko się powiększy. Tania zabawka wymyślona przez pracowników Google zawita do ubogich rejonów świata. Jest spora szansa, że będzie tam promować niektóre serwisy amerykańskiej korporacji. Naprawdę ciekawy pomysł…

The post Google rzuca rękawicę Facebookowi. Kartonową rękawicę… appeared first on AntyWeb.

Gdy my czekamy na nowe iPody, Apple „aktualizuje” tylko toucha. Jest więcej, za mniej.

$
0
0
1

W ciągu dnia mogliście już zapewne przeczytać, że Apple odświeżyło delikatnie ofertę iPodów. Całe to zamieszanie dotyczy modelu touch, który po premierze piątej generacji miał już za sobą tak zwany „facelifting”. Tym razem Apple stawia na wszechstronność, ponieważ w ofercie pojawiły się wszystkie trzy wersje pojemnościowe dostępne we wszystkich kolorach.

Od momentu premiery piątej generacji iPod touch już niedługo miną dwa lata. Apple wcale nie kwapi się do pokazania nowych wersji żadnego z odtwarzaczy, a moje ostatnie nadzieje na to, że dojdzie do tego tej jesieni zostały właśnie rozwiane. Jeżeli dziś Apple decyduje się na kolejne zmiany w line-upie najpopularniejszego modelu iPoda, to w mojej ocenie szanse na pojawienie się nowych generacji podczas keynote’ów odbywających się na jesieni spadły niemal do zera.

Na co zdecydowało się Apple? Poprzednim razem zaprezentowany został iPod touch w „uboższej” wersji – pozbawiony był tylnej kamery, a dostępny był tylko w jednym wariancie kolorystycznym z przednim czarnym panelem i srebrną tylną obudową. Wewnątrz znajdowało się tylko 16GB pamięci. Dzisiejsza zmiana również dotyczy modelu o takiej pamięci, lecz Apple tak jakby wykonało ruch w przeciwną stronę. Za mniej dało więcej.

2

W cene 199 dolarów sprzedawany jest teraz iPod touch o pamięci 16GB, lecz klienci do wyboru maja wszystkie opcje kolorystyczne, a iPod wyposażony jest w tylną kamerę iSight 5Mpx oraz uchwyt na smycz. Uprzątnięty został więc ten cały „bałagan”, którego Apple narobiło poprzednim razem. Oferta polskiego sklepu Apple Online Store nie została jeszcze zaktualizowana, więc nie znamy oficjalnych cen. Gdy to się zmieni zaktualizuję ten wpis.

Mając na uwadze obietnicę Eddy’ego Cue, którą złożył podczas rozmowy na konferencji Code, tegoroczna oferta Apple ma być krótko mówiąc najlepsza. Kilka tygodni temu w ciemno obstawiłbym, że modele iPodów doczekaja się nowych generacji, a być może Apple pokusi się o zaprezentowanie czegoś zupełnie nowego. Dziś wcale nie jestem tego taki pewien. Chyba, że za cel obrano opróżnienie magazynów, ponieważ nowe iPody są w drodze…

The post Gdy my czekamy na nowe iPody, Apple „aktualizuje” tylko toucha. Jest więcej, za mniej. appeared first on AntyWeb.

Viewing all 64567 articles
Browse latest View live