Quantcast
Channel: AntyWeb
Viewing all 64567 articles
Browse latest View live

Intrygujące nowości od Adobe – akcesoria, aplikacje mobilne i oferta subskrypcji

$
0
0
Adobe-CC

Ponad milion subskrybentów to całkiem sporo, ale Adobe ma nadzieję na znacznie więcej. Zaprezentowane dziś nowości mają zachęcić nas do rozpoczęcia przygody z miesięcznym abonamentem oraz inwestycji w… akcesoria prosto od Adobe.

Adobe Creative Cloud to pakiet aplikacji, z których korzystać możemy opłacając comiesięczny abonament. Adobe już kilkakrotnie reaktywowało promocję na obniżoną cenę, zachęcając nas do związania się niejako umową do opłat na okres co najmniej kilku miesięcy. Od dzisiaj cena ta staje się stałą ofertą, bez limitu czasowego, co było raczej do przewidzenia. Podsumowując – związując się na rok, uiszczając co miesiąc opłatę na poziomie 9,99 dolara uzyskujemy dostęp do najnowszej edycji aplikacji Photoshop oraz Lightroom.

Nowościami są aplikacje mobilne: Photoshop Mix, Sketch i Line, które współpracują z akcesoriami o nazwach Ink i Slide. Aplikacje dostępne są jedynie na iPada. Sketch ma pozwalać na swobodne i wygodne rysowanie przy użyciu akcesoriów, Line umożliwi tworzenie precyzyjnych szkiców na siatce i ma być narzędziem skierowanym do projektantów. Obydwie te aplikacje umożliwiają eksport grafik jedynie do plików PNG – przynajmniej na razie. Photoshop Mix przenosi większość kluczowych funkcji desktopowej wersji aplikacji na iPada. Aplikacja obsługuje pliki PSD– możemy je otwierać i zapisywać, co zapewnia kompatybilność z desktopowym Photoshopem.

Konferencja Adobe startuje o godzinie 19:00 – produkty te będą zapewne szerzej omówione i być może poznamy także inne nowości.

Konferencja rozpoczyna się od wideo, w którym autorzy przeróżnych projektów opowiadają o tym, jak wygląda kreatywne życie osób tworzących grafiki, filmy i inne multimedia.

1

2

3

Na scenie pojawił się CEO Adobe – Shantanu Narayen. Przywitał wszystkich obecnych na wydarzeniu oraz wszystkich tych, którzy tworzą wykorzystując narzędzia Adobe i nie tylko.

Omawiana jest historia zestawu aplikacji Adobe, o tym jak produkty powstają po dialogu z użytkownikami i co 12 lub 18 miesięcy pojawiają się nowe wersje tych programów.

4

5

David Wadhwani przedstawi ostatnie nowości od Adobe. David pracuje w Adobe od 12 lat i jeszcze nigdy nie miał okazji zparezentować tylu produktów jednego dnia. Użytkownicy coraz częściej pracują w Sieci, podłączeni do Internetu, współpracując ze sobą. Zmiany w stosunku do statystyk sprzed 5 lat są ogromne:

Zrzut ekranu (316)

„Mobile, Social and Cloud” oto dewiza na następną dekadę, którą kieruje się Adobe przy tworzeniu produktów.

7

Nareszcie przechodzimy do line-upu nowości Creative Cloud na rok 2014. Od premiery CS6 aplikacje desktopowe doczekały się aż 1000 aktualizacji. Aktualnie omawiane są wszystkie nowości w aplikacji Adobe SpeedGrade i innych z kategorii wideo, fotografii oraz grafik 3D.

Adobe pokazało dziś, że na serio bierze rozwój usług w chmurze oraz urządzeń i narzędzi mobilnych. Zaprezntowali cztery nowe aplikacje mobilne, mnóstwo nowości w aplikacjach desktopowych oraz zmiany w usługach w chmurze. Nowy cennik możecie zobaczyć już dziś na tej stronie.

The post Intrygujące nowości od Adobe – akcesoria, aplikacje mobilne i oferta subskrypcji appeared first on AntyWeb.


Amazon prezentuje Fire Phone!

$
0
0
Clipboard01

Miesiące, a nawet lata plotek dziś mają stać się faktem. Lada moment staruje konferencja Amazonu, na której na 99,(9)% zobaczymy wreszcie to urządzenie – „Kindle phone”, „Amazon Phone”, „Firephone”. Jak Amazon go nazwie i czym ma nas zachwycić? Przekonajmy się!

Wydarzenie rozpoczyna się od wideo przedstawiającego zadowolonych i największych prawdopodobnie klientów Amazonu. Na scenie jest już Jeff Bezos. Do zaprezentowania jest wiele nowości, ale najpierw oglądamy wykres wzrostu popularności usługi Amazon Prime – skok nastąpił w 2011 roku, kiedy to uruchomiono nielimitowany streaming wideo, wypożyczalnię książek oraz nastąpiła premiera Kindle Fire.

DSC_1546

Amazon chwali się jak klienci „uzależnili się” od kompletnej usługi Prime – mało kto decyduje się na zrezygnowanie z subskrypcji. Jeff wspomina, że Amazon rozpoczął prace nad urządzeniami 10 lat temu. Pierwszy Kindle zaprezentowano 7 lat temu, czyli po trzech lat prac. Opinie klientów na temat Kindle Paperwhite oraz Kindle Fire HDX są znakomite. Podobnie z Fire TV.

Co jest największym osiągnięciem Amazonu na przestrzeni ostatnich 20 lat? To, że zasłużył na zaufanie klientów. Jaka jest na to recepta? Pracuj nad czymś ciężko i powtarzaj to.

DSC_1583

Oczywiście musiało paść to pytanie – „czy Amazon zbuduje telefon?”. Jeśli tak, to musi się czymś wyróżniać. Amazon ma już odpowiednie zaplecze – doświadczenie w przygotowywaniu urządzeń, ekosystem Prime oraz miliony oddanych klientów.

Amazon prezentuje Fire Phone

DSC_1615

Szkło użyte przy budowie ekranu to Gorilla Glass 3, zaś dookoła ekranu znajduje się gumowana ramka. Przekątna 4,7 cala i rozdzielczość HD. Wewnątrz znajduje się 4-rdzeniowy procesor oraz układ graficzny Adreno 330 i 2GB pamięci RAM. Przyciski są alumioniowe. Z tyłu znajduje się kamera 13 megapikseli, ogniskowa f/2.0, optyczna stablizacja obrazu. Tylny panel jest szklany. Dedykowany przycisk aparatu, dwa głośniki stereo z dźwiękiem Dolby Digital. W zestawie słuchawkki z płaskim przewodem.

Jeff podkreśla wsparcie dla usług streamingowych – wideo oraz muzyki, a także funkcji X-Ray. Fire Phone przewiduje co zechcemy obejrzeć, dlatego buforuje materiały, by te odtwarzane były od razu gdy klikniemy „odtwórz”.

DSC_1629

DSC_1627

DSC_1639

DSC_1644

DSC_1673

Oczywiście czytanie na Fire Phone również ma być równie przyjemne, lecz Jeff nie zwraca naszej uwagi na żadne dedykowane funkcje obecne w telefonie lub w jego specyfikacji, lecz na sam ekosystem dedykowany czytelnikom.

Funkcja FireFly pozwala zeskanować dosłownie wszystko – produkty, liczby, kody kreskowe. Zapisywana jest pełna historia i oczywiście dostepna jest opcja zakupu każdego ze zeskanowanych przedmiotów. FireFly analizuje również odsłuchiwaną muzykę i wyświetla nam informacje na jej temat. FireFly analizuje który odcinek, którego serialu oglądamy (Amazon Prime) i wyświetla informacje na temat niemal wszystkiego co znajduje się na ekranie. FireFly zna się także na sztuce – obrazy są również rozpoznawane.

Baza Amazonu to ponad 100 milionów przedmiotów! Firefly z dedykowanym przyciskiem na krawędzi telefonu.

DSC_1744

DSC_1740

Co z tym 3D?

Wszystko rozbija się o perspektywę – „dynamiczna perspektywa”, która umożliwia przedstawianie głębi na ekranie smartfona. Ekran blokady oferuje naprawdę świetnie wyglądające efekty 3D, podobnie jak mpay z widokiem na budynki. Nie chodzi tu o efekt paralaksy, a o dynamicznę perspektywę – zaznacza Jeff.

DSC_1766

DSC_1773

DSC_1778

Na tym jednak nie koniec – poruszanie telefonem umożliwia nawigowanie po zawartości ekranu, powiększanie i pomniejszanie wyświetlanych elementów, a także przewijanie artykułów.

DSC_1786

DSC_1793

Możemy ustawić ciągłe, płynne przewijanie treści wyświetlanych na ekranie. Siatka z ikonami posiada dwie zakładki – „urządzenie” oraz „chmura”. Do siatki dodawać można również inne od aplikacji elementy np. skróty do stron www. NA ekranie głównym znajduje się doskonale znana nam „karuzela” ostatnio używanych programów, wyświetlająca także zawartość tych aplikacji.

DSC_1803

Amazon musiał umieścić w Fire Phone aż 4 kamery o 120-stopniowym kącie widzenia. Do nich dołączono 4 czujniki podczerwieni na wypadek, gdy korzystamy z telefonu w całkowitej ciemności. Amazon wykorzystywał setki tysięcy zdjęć twarzy, by przygotować technologię świetnie radzącą sobie z rozpoznawaniem twarzy. Trzy współrzędne X,Y,Z – to dzięki nim telefon wie w jakim położeniu względem telefonu znajduje się nasza twarz, by móc wyświetlić odpowiednią perspektywę.

DSC_1843

DSC_1846

DSC_1850

DSC_1858

DSC_1861

To tyle na dzisiaj. Czy Amazon sprostał oczekiwaniom?

Amazon Fire Phone – oficjalna strona.

Źródło relacji.

The post Amazon prezentuje Fire Phone! appeared first on AntyWeb.

Kilkanaście minut „strachu”, bo nie było Facebooka. A jeśli byłyby to dni lub tygodnie?

$
0
0
Zrzut ekranu (339)

Próbowaliście około godziny 10:00 odwiedzić Facebooka? Albo wysłać wiadomość na Messengerze? Jeśli tak, to jak podobnie miliony innych użytkowników najprawdopodobniej napotkaliście problem. Facebook nie odpowiadał, a to, po raz kolejny, dobitnie pokazało jak uzależenienie od jednego „narzędzia” może okazać się zgubne.

Nie chcę generalizować tej sytuacji, bo wiem że nie można uogólnić okoliczności, w których znalazły się setki tysięcy, a może i miliony osób posiadających konto na Facebooku. Dlatego odniosę się do tego, czego doświadczyłem osobiście i co zauważyłem nie tylko dzisiejszego poranka, ale za każdym razem, gdy Facebook miewał problemy lub ktoś nie posiadał dostępu do telefonu z Internetem lub nie mógł otworzyć strony na komputerze.

Z wieloma osobami po prostu kontakt się urywał. Coraz częściej dodanie kogoś do grona znajomych przyjmujemy jak zapisanie do książki telefonicznej ze wszystkimi możliwymi sposobami kontaktu. Gdy jednak ten jedyny środek komunikacji zawodzi – zostajemy z niczym. Kontaktowanie się przez e-mail w wielu przypadkach może przypominać wymianę listów sprzed kilkudziesięciu lat, gdy na odpowiedź oczekiwało się do kilku dni. Wtedy, nikomu to nie przeszkadzało, lecz dziś kilkadziesiąt minut brak reakcji od adresata naszej wiadomości może oznaczać tylko dwie rzeczy – albo nas umyślnie ignoruje albo coś mu się stało. Z takiego założenia wychodzi coraz większa liczba osób.

Na swoim telefonie posiadam około dziesieciu aplikacji, które są po prostu komunikatorami. Wynika to przede wszystkim z tego czym się na co dzień zajmuję i po prostu muszę trzymać rękę na pulsie obserwując zmiany i nowości w każdym z tych produktów. Wśród nich znalazły się te mniej i bardziej popularne jak WhatsApp, Telegram, Hangouty czy Skype. Spora część „zwykłych użytkowników” (obserwacja na podstawie grona moich znajomych) nie czuje potrzeby zakładania kolejnego konta i instalacji kolejnej aplikacji – „przecież mam Facebooka”. Jeżeli już ktoś posiada jedną z tych aplikacji, to przywiązuje do niej tak mało uwagi, że w sytuacji przeoczenia powiadomienia dopiero po kilku dniach otwiera aplikację i zauważa nieodczytane wiadomości.

Najbardziej ze wszystkich sytuacji nie rozumiem jednak stosunku wielu osób do Skype’a, który to stał się w pewnym momencie synonimem dla rozmów głosowych i wideorozmów. Otóż aplikacja Skype’a uruchamiana jest tylko wtedy, gdy taka rozmowa jest zaanonsowana przy użyciu innego komunikatora. Czy z telefonami komórkowymi mamy zrobić tak samo? Mamy je wyłączać i uruchamiać dopiero wtedy, gdy dowiemy się, że ktoś chce do nas zadzwonić? Połączenie na Skype, podobnie jak na telefonie, można zignorować lub odrzucić, jeżeli jesteśmy czymś zajęci, a dodatkowo dostępna jest opcja ustawienia statusu, który poinformuje innych o tym, czy możemy aktualnie rozmawiać (lub odpisać) czy nie.

Zbyt dużą ilość narzędzi, z których korzystamy każdego dnia bierzemy za pewnik. Podobnie jak tworzenie kopii zapasowych nie jest zbyt popularne i mówi się, że ludzie dzielą się na dwie grupy: ci, którzy robią kopie i ci, którzy zaczną je robić, tak i w kwestii komunikacji bezpośredniej można podzielić użytkowników na tych, którzy dysponują alternatywą i na tych, którzy alternatywą będą dysponować.

The post Kilkanaście minut „strachu”, bo nie było Facebooka. A jeśli byłyby to dni lub tygodnie? appeared first on AntyWeb.

Nokia Lumia 630 – budżetowiec warty swojej ceny

$
0
0
W8_20140618191145

Smartfony z Windows Phone cieszą się coraz większą popularnością, a to za sprawą tanich, budżetowych smartfonów Nokii, które pomimo niskiej ceny (400 – 700 złotych) posiadają bardzo solidną obudowę, ekran całkiem dobrej jakości wyświetlanego obrazu oraz silne podzespoły, dzięki którym mobilny system Microsoftu działa na nich bardzo szybko.

Przez ostatnie dwa tygodnie miałem okazję sprawdzić, jak radzi sobie następca bardzo popularnego modelu Lumia 620, odróżniającego się od wszystkich innych smartfonów Nokii z Windows Phone brakiem spustu aparatu, ekranowymi przyciskami nawigacyjnymi oraz domyślnie zainstalowanym Windows Phone 8.1.

Do budżetowych telefonów Nokii od zawsze podchodzę ze sporym dystansem. Co prawda, są to smartfony, na których Windows Phone nie sprawia większych problemów, jednak osobiście odrzuca mnie w nich 512 MB pamięci operacyjnej RAM, co ostatecznie delikatnie ogranicza pracę całego systemu. Bardzo się cieszę, że mogłem korzystać z modelu 630, a dzisiejsza recenzja będzie w większym, bądź mniejszym stopniu porównywać model 630 do modelu 620, który również, przez ponad miesiąc był przeze mnie testowany.

W8_20140618190952W8_20140618191003W8_20140618191011W8_20140618191040W8_20140618191045W8_20140618191104W8_20140618191110W8_20140618191127W8_20140618191145W8_20140618191218W8_20140618191226W8_20140618191235W8_20140618191328W8_20140618191338W8_20140618191504W8_20140618191706W8_20140618191719W8_20140618191827W8_20140618192338

Zgrabna i dobrze wykonana

Lumia 630, która do mnie przyjechała, jest modelem z klapką w kolorze czarnym, choć miałem również możliwość zobaczenia, jak telefon prezentuje się w białej wersji kolorystycznej, ponieważ tata mojej ukochanej kupił sobie w czasie moich testów Nokii, telefon w wersji z jedną kartą SIM, akurat w białej wersji kolorystycznej.

Bardzo zaciekawiła mnie jakość wykonania korpusu i obudowy, która tak, jak w poprzednich Lumiach, zakrywa boki i tył urządzenia, dlatego też w razie uszkodzenia klapki, można ją wymienić za grosze. Czara wersja obudowy jest obudową matową, która pewnie spoczywa w dłoni, dlatego też telefon nie ma prawa wyślizgnąć się na ziemię – nawet, gdy mamy mokre dłonie. Prawa strona Lumii to przycisk zasilania oraz kontroli dźwiękiem, bez spustu aparatu, czego naprawdę mi brakuje, ponieważ pozwalało to błyskawicznie szybko wykonywać zdjęcia – przynajmniej na Lumiach z Windows Phone 7.

Na górze telefonu odnajdziemy port mini-jack, a na dole znajduje się port micro-usb – lewa strona urządzenia została nie wykorzystana, co nie zmieniło się  od czasów Nokii N9.

Używając Nokii nie odczułem bardzo nieprzyjemnej trzeszczącej obudowy, a przyciski po prawej stronie urządzenia są bardzo dobrze wyprofilowane, dlatego też, wyczucie ich, nawet w kieszeni nie jest dla użytkownika większym problemem.

Bardzo przeciętny ekran dotykowy

Ekran o przekątnej 4,5’ i rozdzielczości 480 x 854 pikseli nie wróży nic dobrego. Co prawda, korzystając z Lumii 630 możemy zauważyć, że kolory wyświetlane na pulpicie naszego smartfona są wyświetlane w miarę prawidłowo, bez przekłamań, jednak nawet to nie jest w stanie przysłonić pewnej złej cechy wyświetlacza 630-tki – widocznej gołym okiem pikselozy.

O ile korzystamy z jasnego tła systemu, piksele nie rzucają się nam w oczy, a jakość obrazu i kolorowych kafelków cieszy oko, nawet pomimo  dosyć miernej jasności ekranu. Niestety, utrapienie zaczyna się, gdy motyw przewodni stanowi ciemne tło. Ekran zastosowany w Lumii 630 to wyświetlacz IPS TFT ze znaną z najdroższych Lumii technologią Clear Black, choć zadziwia mnie fakt, że ekran ten nie wyświetla idealnej czerni – wszędzie szarość, przyjacielu! Wchodząc do aplikacji SMS, po wywołaniu klawiatury (ciemnej), zauważamy gigantyczną ilość pikseli wyświetlanych na ekranie. Jest ich tak dużo, że używanie z ciemnego motywu podczas dnia jest niemalże torturą, co naturalnie poprawia się wieczorami, kiedy zmęczone oczy wolą rejestrować obrazy ciemniejsze, niż w ciągu dnia.

Windows Phone 8.1 powered

Bardzo podoba mi się to, że nowa, budżetowa Lumia posiada najnowszą wersję Windows Phone – 8.1. Przy ekranie 4,5’, trzy rzędy kafelków (2×2) sprawują się naprawdę dobrze, a pasek powiadomień i możliwość szybkiego zamykania aplikacji są świetnym uzupełnieniem braków, które od dłuższego czasu były głównymi powodami, dla których użytkownicy iOS i Androida omijali szerokim łukiem platformę mobilną Microsoftu.

Ciekawym rozwiązaniem jest możliwość rozkładania pasku powiadomień na ekranie blokady, a umieszczony tam skrót do uruchamiania Nokia Camera w bardzo sprytny sposób zastępuje fizyczny włącznik aplikacji.

Klawisze ekranowe są nowością w mobilnym systemie operacyjnym Microsoftu. Korzystanie z nich nie różni się niczym od korzystania z przycisków wtopionych w taflę szkła ochraniającego ekran np. Lumii 620. Skoro różnic w korzystaniu z przycisków wtopionych w szkło oraz przycisków na ekranie telefonu nie ma zbyt dużo, przychodzi na myśl pytanie – dlaczego je wykorzystano? Otóż, oglądając filmy, czy przeglądając galerię zdjęć, przyciski ekranowe znikają, wyświetlając się ponownie dopiero wtedy, gdy ponownie dotkniemy ekranu (nie mylić z przeciągnięciem palcem w celu zmiany multimediów). Dzięki temu, użytkownik budżetowej Lumii 630 może cieszyć się filmami wyświetlanymi na pełnym ekranie, bez rozpraszaczy w postaci przycisków nawigacyjnych (które swoją drogą i tak po jakimś czasie się wygaszają).

Bardzo głupim pomysłem ze strony Microsoftu było potraktowanie aplikacji takich jak aparat i muzyka jako dodatkowe aplikacje, nie będące na stałe sprzężonych z systemem (jak wiadomości, klient e-mail i przeglądarka), co powoduje, że uruchomienie tych aplikacji trwa średnio trzy razy dłużej jak na Windows Phone… 7.

Po pierwszym uruchomieniu smartfona przywitał mnie ekran logowania, po którym zostałem zapytany o to, czy chcę, aby moje wiadomości SMS, kontakty oraz ustawienia były automatycznie przesyłane na serwery Microsoftu, aby przy zakupie kolejnego urządzenia z Windows Phone, telefon mógł automatycznie przenieść wszystko na ekran naszego nowego smartfona – nawet zlecić instalację aplikacji i ułożyć ich kafelki tak, jak umiejscowione były na naszej 630-tce.

Wydajny potworek

Qualcomm Snapdragon 400 to procesor, który znajdziecie między innymi w Moto G, co pokazuje, że układ ten nie należy do najpotężniejszych procesorów montowanych w smartfonach,  choć z drugiej strony, korzystając z 630-tki nie ma możliwości zauważenia spowolnienia animacji, przycięć gier, czy aplikacji dla urządzeń z 512 MB pamięci operacyjnej RAM. Jak działa Windows Phone 8 i 8.1 wie prawdopodobnie każdy użytkownik tego systemu, jak i jego poprzedniego wydania, dlatego też myślę, że nie warto rysować tu koła na nowo, a aplikacje Nokii jakie są, każdy widzi.

Dzień bez ładowarki?

Windows Phone 8.1 jest dobrze zoptymalizowanym systemem, również pod względem oszczędności baterii, dlatego też korzystając z Lumii 630, nie musimy martwić się o to, że zaraz rozładuje się nam bateria – nawet, gdy przez parę godzin korzystamy z Wi-Fi, czy transmisji 3G.

Telefon, który nie nadaje się do robienia zdjęć

Aparat w Lumii 630 nie jest najlepszym aparatem wśród testowanych przeze mnie budżetowych smartfonów. Brak lampy błyskowej jest wadą, obraz, który widzimy w aplikacji aparatu różni się od zdjęć, które ostatecznie zapisywane są na pamięć urządzenia.

Zdjęcia robione Lumią są bardzo często rozmazywane, choć udało mi się to poskromić za pomocą Instagrama i mojego ulubionego, czarno-białego filtru.

Dwie karty SIM i slot kart SD!

Pozytywnym zakończeniem dzisiejszej recenzji są możliwości rozbudowy Lumii 630. Otóż, w każdym momencie, gdy będziemy zmuszeni do zmiany obudowy, czy wyjęcia baterii urządzenia, ta czynność nie będzie szczególnie utrudniała nam życia. Co prawda, obudowa jest bardzo dobrze spasowana do 630-tki, dlatego też jej pierwszy demontaż to niewątpliwie wielki sukces dla nowego użytkowania tego telefonu, jednak możliwość wymiany baterii, zmienienia sobie koloru obudowy i dodania dodatkowej pamięci za pomocą karty microSD cieszy. Dodatkowym argumentem przemawiającym za zakupem telefonu Nokii jest obecność na rynku wariantu z dwoma slotami kart SIM, które kosztują dokładnie praktycznie tyle samo, co wersja z jedną kartą sim (pracują one w trybie 3G + 2G).

czas na podsumowanie

Moim zdaniem, budżetowa Lumia 630, którą kupimy już nawet za 500 złotych, jest bardzo dobrym telefonem dla niewymagających użytkowników. Telefon ten posiada o wiele lepiej wykonaną obudowę od modelu 520 (zachowując przy tym jego mizerną jakość wykonywanych zdjęć), optymalny wyświetlacz o niskiej rozdzielczości ekranu i wydajne podzespoły, dzięki którym użytkownik tego smartfona, po prostu z niego korzysta – nie myśląc o tym, co zrobić, aby wykonać to i to.

Bardzo brakuje mi ogromnych możliwości udostępniania treści na wzór tego obecnego w Windows Phone 7 i Windows Phone 8, a brak kafelka „Ja” jest moim zdaniem strzałem w stopę – rozumiem, Twitter i Facebook posiadają natywną aplikację, jednak dlaczego Microsoft pozbył się możliwości szybkiego publikowania treści w tych sieciach społecznościowych bez potrzeby uruchamiania „ciężkiej”, oficjalnej, natywnej aplikacji?

630-tka zasługuje na bardzo mocną siódemkę i myślę, że mogę ją polecić każdemu, kto w tej chwili rozgląda się za budżetowym telefonem z Androidem (bo poza Moto G, telefony w tej cenie działają… wróć, praktycznie nie działają), czy też Lumią 520 – to dobry telefon, posiadający sporo wad, jednak jest to godny konkurent Moto G, czy Samsunga Galaxy SX Mini.

Plusy:

  • Dobra optymalizacja i czas pracy na jednym cyklu ładowania
  • Obecność podstawowych aplikacji w Windows Phone Store
  • Przyciski ekranowe
  • Windows Phone 8.1
  • Bardzo dobre wykonanie
  • Dobre odwzorowanie kolorów (jak na telefon budżetowy)
  • Bardzo głośny głośnik multimedialny, bez trzasków i deformacji przy najwyższych poziomach głośności
  • Dobre kąty widzenia
  • Dwa sloty na karty SIM
  • Możliwość wymiany klapki, baterii i karty pamięci
  • Cena

Wady:

  • Brak spustu aparatu
  • Bardzo widoczne piksele przy ciemnym tle systemowym
  • Brak lampy błyskowej
  • Brak słuchawek w zestawie
  • Bardzo słaba jakość wykonywanych zdjęć
  • Brak (nawet słabej) kamerki do wideo-rozmów
  • Kiepska widoczność w pełnym słońcu

The post Nokia Lumia 630 – budżetowiec warty swojej ceny appeared first on AntyWeb.

Ratujcie swoje portfele! Rusza letnia wyprzedaż na Steamie

$
0
0
Holy Gabe

Od dzisiaj, przez najbliższe dni czerwca, Valve będzie chciało nas naciągnąć na kolejne obniżki cen, które spowodują, że nasza biblioteka gier spuchnie do niemożliwych rozmiarów. Pytanie, które mnie nurtuje jest takie: czy w dobie regularnych akcji wyprzedażowych promocja na Steamie ma tę samą moc?

Doskonale pamiętam jedną z pierwszych wyprzedaży. Nie było dnia, żebym nie kupił jakiejś gry oznaczonej „nalepką” -70%, -90%, -66%. Tyle wspaniałych tytułów czekało na to, abym mógł je ograć, albo chociaż kupić do zagrania w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Później Valve zintensyfikowało swoje akcje dodając wyprzedaże z okazji Halloween, świąt Bożego Narodzenia, Dnia Dziękczynienia, czy wiosny. Dodatkowo, inne sklepy poszły za przykładem firmy Gabe’a Newella i same zaczęły także organizować okresowe promocje. Z czasem okazało się też, że wśród oferowanych gier coraz więcej pozycji się powtarza, a niejednokrotnie niektóre pozycje da się zgarnąć taniej np. na muve.pl. Bez względu na to, każda wyprzedaż na Steamie wzbudza zainteresowanie i drobny dreszczyk emocji, bo przecież „może dzisiaj kupię taniej gierkę, na którą poluję od tak dawna…”

Co ciekawego możemy zgarnąć w dniu debiutu Steam Summer Sale? Trzeba przyznać, że szału nie ma. Oto dzisiejsze menu:

  • Democracy 322,99 Euro 7,81 Euro
  • XCOM: Enemy Unknown19,99 Euro 4,99 euro
  • Don’t Starve14,99 Euro 3,74 Euro
  • Divinity: Original Sin36,99 Euro 29,59 Euro
  • Day Z23,99 Euro 20,39 Euro
  • Far Cry 319,99 Euro 4,99 Euro
  • Sins of a Solar Empire: Rebellion36,99 Euro 7,39 Euro
  • Dead Rising 3 (przedsprzedaż) – 49,99 Euro 37,49 Euro
  • Wiedźmin 219,99 Euro  3,99 Euro

Nowe oferty będą pojawiać się na Steamie co 24 godziny. Poza tym, tradycyjnie już co osiem godzin pojawiają się tzw. „oferty błyskawiczne”. Na start dostaliśmy następujące propozycje:

  • Dead Island Riptide19,99 Euro 4,99 Euro
  • DmC: Devil May Cry39,99 Euro 9,99 Euro
  • Hotline Miami8,49 Euro 1,26 Euro
  • Mirror’s Edge9,99 Euro 2,49 Euro

Dzisiejsze gry nie spowodowały spustoszenia na moim rachunku bankowym. I dobrze. Oby tak dalej!

The post Ratujcie swoje portfele! Rusza letnia wyprzedaż na Steamie appeared first on AntyWeb.

Rozgrywka #89 – Dziki Gop

$
0
0
rozgrywka89_okladka

Jeżeli spodziewaliście się, że Rozgrywka 89 będzie krótsza od poprzedniej, to się grubo pomyliliście. U nas krótko (i to na każdej płaszczyźnie) być po prostu nie może. W tym odcinku opowiemy wam o kilku naprawdę dużych hitach (można tu wymienić Watch_Dogs czy też Mario Kart 8), ale i o hitach mniejszych (Murdered: Soul Suspect). Nie zabraknie również małych tytułów, a także kącika kulturalnego.

Oczywiście nie omieszkaliśmy zahaczyć na chwilę o temat targów E3. Nie bójcie się jednak – nie trwa on zbyt długo, a na dodatek stał się inspiracją dla kilku śmiesznych momentów. A czy brak w tym odcinku naszego specyficznego poczucia humoru? Oczywiście, że nie!

Gry:

  • Watch_Dogs,
  • Transistor ,
  • Creeper World 3 – Arc Eternal,
  • Mario Kart 8,
  • Murdered: Soul Suspect.

KULTURA:

  • Na skraju jutra– film

Podcast:Słuchaj

Profil facebookowy: Bądź na bieżąco!

Grupa facebookowa:Komentuj, hejtuj, śmiej się z nami

iTunes: Masz „ejpla”? Znajdziesz nas tutaj

Tymczasowe archiwum wszystkich odcinków:Wejdź i posłuchaj

Tradycyjnie podziękowanie dla kufla za hosting

***

Głównym założeniem autorów Rozgrywki jest omawianie najnowszych newsów z branży gier oraz recenzje interesujących produkcji. W niemal każdym odcinku pojawia się również kącik, w którym poddajemy ocenie książki, filmy lub inne wytwory popkultury. Odpalając Rozgrywkę musicie się również przygotować na dużą dawkę specyficznego poczucia humoru. Zdajemy sobie sprawę, że niejednokrotnie zdarza się nam jeździć po bandzie i balansować na granicy dobrego smaku, ale taki już urok naszego podcastu.

 

The post Rozgrywka #89 – Dziki Gop appeared first on AntyWeb.

Współpraca pomiędzy Androidem i Chrome jest niemożliwa do wykonania

$
0
0
unnamed

Od konferencji WWDC 2014 minęło już trochę czasu, a programiści od dłuższej chwili korzystają z OS X Yosemite i iOS8. Jedna z najciekawszych funkcji tych systemów – ciągłość pracy, jest moim zdaniem wielkim hitem firmy z Kalifornii i liczę, że Google go skopiuje.

Zaraz po konferencji Apple, Konrad napisał ciekawy artykuł proponujący twórcy Windowsa i Xbox-a  wykorzystanie pomysłu ciągłości pracy pomiędzy urządzeniami mobilnymi i komputerem PC, który znajdzie się w OS X 10.10 i iOS8. Trochę rozmyślałem o tym, czy jedynie Microsoft mógłby wprowadzić coś takiego do swoich systemów i doszedłem do wniosku… że Google raczej nie ma zbytniej możliwości wprowadzenia mechanizmu ciągłej pracy pomiędzy urządzeniami, a to dlatego… z powodu stawiana przede wszystkim na usługi chmurowe i aplikacje internetowe. Mechanizm ciągłej pracy w OS X działa na zasadzie wykrywania, czy na naszym smartfonie, tablecie, czy komputerze pracujemy w aplikacjach, które mają swojego mobilnego klienta i w których możemy kontynuować pracę po dotknięciu pozostałych urządzeń. Jak wspominał Konrad, podobne rozwiązanie dałoby się również zaimplementować w Windows 8/RT/Windows Phone, ponieważ system ten posiada natywne aplikacje, które mogą pozwalać na kontynuowanie aktualnie wykonywanej czynności na innym urządzeniu.

Google ma dysk chmurowy i dokumenty online

Za początki pracy ciągłej pomiędzy komputerami i urządzeniami mobilnymi możemy uznać stworzenie i wypromowanie dysku Google. Dzięki niemu i wbudowanemu w niego pakietowi biurowemu, możemy dowolnie modyfikować wspierane przez pakiet biurowy dokumenty, bez potrzeby instalacji dodatkowego oprogramowania do komputera, czy nawet przeglądarki. Gdy zaczniemy np. tworzyć listę gości na wesele, możemy wyłączyć komputer, wziąć w dłoń smartfona, czy tablet i kontynuować swoją pracę, Moim zdaniem jest to bardzo dobry pomysł na odciążenie komputera względem pracy wykonywanej jak do tej pory tylko na nim, jednak niestety – rozwiązanie to zamyka się tylko do dysku i dokumentów Google, co z całą resztą?

Brak natywnych aplikacji pomiędzy systemami jest problemem nie do przeskoczenia

O ile systemy Microsoftu i Apple posiadają kilka aplikacji, które znajdują się zarówno na mobilnej jak i komputerowej wersji systemu, to w przypadku Androida, mamy jedynie aplikacje dla telefonów i tabletów, a Chrome OS (Chrome, dla osób bez Chromebooka, korzystających z ekosystemu Google) pozwala nam jedynie na korzystanie z programów w wersji internetowej – np. Gmail, Picassa, Google+, Dokumenty Google, Play Store, czy Play Music. Z tego też powodu, stworzenie mechanizmu pracy ciągłej pomiędzy paroma urządzeniami jest niewykonalne z natywnego punktu widzenia tego mechanizmu – w końcu, aby do Androida i Chrome/Chrome OS przenieść możliwość pisania SMS, dzwonienia, czy pisania wiadomości e-mail w sposób identyczny do tego, który odnajdziecie w Makach, Google musiałoby wymyślić „cudowny mechanizm” synchronizacji swoich urządzeń (wtedy prawdopodobnie również znikłby ból dziesiątek powiadomień po podłączeniu naszego smartfona do Wi-Fi po dniu korzystania z sieci społecznościowych na komputerze.

 Wyjścia są dwa…

Pierwszym z nich jest stworzenie natywnych aplikacji lub rozszerzeń do przeglądarki Chrome/Chrome OS, które wyłapywałyby obecność naszego urządzenia podłączonego do lokalnej sieci Wi-Fi lub sparowanego z naszym sprzętem za pomocą technologii Bluetooth. Drugie wyjście to stworzenie protez przypominających Google Docs (które bardzo mocno sobie chwalę), które co prawda, będą umożliwiały nam kontynuowanie pracy na innym urządzeniu, jednak nie będzie działać to tak sprawnie, jak na urządzeniu z nadgryzionymi jabłuszkami, co moim zdaniem nie jest dobrą wiadomością.

Genialny pomysł, który powinien być ZAIMPLEMENTOWANY w Androidzie już lata temu

Moim zdaniem, „wynalazek” sadowników jest jednym z zapomnianych ogniw ewolucji rozwijających się usług chmurowych, dlatego też, powinien znaleźć się w każdym ekosystemie – niezależnie, czy będą to urządzenia Microsoftu, Apple, czy Google. Na chwilę obecną, jedynie Microsoft ma możliwość poprawnego umieszczenia tej jakże wygodnej funkcji w swoich systemach operacyjnych, a to dlatego, że wykorzystuje on natywny kod systemu, który odmiennie do aplikacji internetowych, pozwala programistom (w tym programistom Google) na wiele więcej, dlatego też sądzę, że usługi chmurowe są dobre, jednak potęga nadal leży w ich klientach natywnych instalowanych na smartfonach i komputerach.

The post Współpraca pomiędzy Androidem i Chrome jest niemożliwa do wykonania appeared first on AntyWeb.

Trzy gry od Google, które są pokazem siły

$
0
0
covero

Wygląda na to, że w ekipie Google znajdziemy wielu entuzjastów futbolu. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że wiele poszczególnych działów amerykańskiej firmy, przygotowało specjalne okolicznościowe usługi związane z Mundialem w Brazylii?

Niedawno poświęciłem osobny wpis wszystkim usługom Googla, w których znajdziemy nawiązania do mistrzostw świata. Okazuje się jednak, że to nie koniec. W sieci właśnie pojawiła możliwość zagrania w jedną z trzech specjalnie przygotowanych gier przez zespół Google. Wszystkie obracają się w tematyce piłki nożnej. Gry utrzymane są w minimalistycznym designie, charakterystycznym dla produktów Googla. Jeżeli chcecie w nie zagrać wystarczy udać się pod ten adres: Kick it with chrome, za pośrednictwem Waszej przeglądarki Chrome. Gry dostępne są jedynie z poziomu urządzeń mobilnych: tabletów i komórek. Sterowanie przystosowane jest do wykrywania ruchu naszego urządzenia.

Do wyboru otrzymaliśmy trzy gry o tematyce piłkarskiej:  Infinite Dribble, Space Kick and Shootout. W każdą z gier można zagrać w trybie multiplayer. Dodatkowo logując się przy użyciu naszego konta Google będziemy wpisywać się na oficjalną listę najlepszych wyników.

W Infinite Dribble chodzi o to, by poruszać piłką w taki sposób, aby omijać przeszkody (obrońcy piłkarscy), które wyrastają przed nami. Gra wykorzystuje technikę rozpoznawania ruchów naszego urządzenia mobilnego.

2

Z kolei Space Kick polega na przesuwaniu korka w taki sposób, aby utrzymać piłkę, jak najdłużej w powietrzu.

1

Shootout  to pomysł znany z innych aplikacji. Mamy piłkę umieszczoną naprzeciwko bramki, a nasze zadanie polega na umieszczeniu jej w siatce strzałem, tak aby ominąć broniące rękawice.

Screenshot_2014-06-20-09-53-22

Choć jak widać założenia gier są bardzo proste, potrafią jednak dostarczyć sporo frajdy. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że projekt nazwany jest Chrome Experiment. Gra jest eksperymentem, który ma pokazywać, jak szerokie możliwości posiadają współczesne przeglądarki. Jeżeli udaliście się pod wspomniany link, to właśnie zagraliście w grę, która przypomina aplikację, a de facto w całości napisana została wykorzystując narzędzi prgramistycznych stworzonych na potrzeby przeglądarki internetowej, takich jak: webRTC Data Channel, Mobile Accelerometers, WebSockets, HTML5 Audio, Google App Engine, Google Compute Engine, Fullscreen API i Vibration API. Google jak zwykle robiąc coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się proste, potrafi wcisnąć w siedzenie.

Źródło informacji: The Next Web

The post Trzy gry od Google, które są pokazem siły appeared first on AntyWeb.


Twitter decyduje się na to, czego nie chciał zrobić Facebook

$
0
0
20140620_054144839_iOS

Facebook wydał jednoznaczne oświadczenie – animowane GIF-y nie będą wspierane w News Feedzie, ponieważ są obawy wobec tego, jakby wyglądał. Twitter wcale się tym nie przejmuje i postanowił wprowadzić obsługę animowanych obrazków na stronie oraz w mobilnych aplikacjach.

Użytkownicy już od dłuższego czasu oczekiwali na uruchomieniej tej funkcji, ponieważ za każdym razem gdy GIF był załączany do tweeta niezbędne było otwieranie linku w kolejnym oknie, by móc go w pełni zobaczyć. Było to irytujące przede wszystkim na smartfonach i tabletach. Nadal jednak taka sytuacja dotyczy zdjęć z Instagrama i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.

Co istotne, GIF-y nie są odtwarzane automatycznie, lecz doperio po kliknięciu na ikonkę strzałki. Dzięki temu korzystając z serwisu na urządzeniach mobilnych nie będą automatycznie pobierane spore ilości danych. Jeżeli jednak przejdziemy na podstronę konkretnego tweeta GIF automatycznie będzie się odtwarzał.

Może to jednak być jedynie początek, jeżeli chodzi o multimedialną zawartość na Twitterze. Kilkanaście godzin temu Twitter zakupił SnappyTV– platformę umożliwiającą edycję materiałów wideo i wygodne udostępnianie ich w sieciach społecznościowych. Już teraz Twitter posiada w swojej ofercie Vine, dzięki któremu możemy w łatwy i szybki sposób nagrywać krótkie filmiki i się nimi dzielić. Czy pozyskane technologie zostaną wykorzystane właśnie w Vine? A może Twitter przygotowuje coś znacznie więcej?

The post Twitter decyduje się na to, czego nie chciał zrobić Facebook appeared first on AntyWeb.

Wielkie wytwórnie filmowe na łasce Google

$
0
0
Shrek-5

Hollywood i kino – to dwa nierozłączne miejsca, które dają rozrywkę milionom, jeśli nie miliardom ludzi na świecie. Jednak w miarę jak coraz więcej czasu spędzamy w Internecie, to i treści muszą się tam przenosić, czego przykładem jest sukces Netflixa. Hollywood nie chce więc przespać swojego momentu i już teraz stara się pozyskać nowych widzów.

Gdzie są dzisiejsi nastolatkowie? Częściej niż na szkolnych boiskach albo Orlikach przesiadują przed komputerem albo tabletem. W wirtualnym świecie spędzają dużą cześć swojego życia, co dla wielu firm stanowi niemały orzech do zgryzienia.  Np. dla wytwórni filmowych, których główną widownię stanowią osoby niepełnoletnie.

1694571-600x345

Jak wynika z badań eMarketera, im młodsze pokolenie weźmiemy pod uwagę tym większa atencja jest poświęcana wideo oglądanemu online. A tu liczy się praktycznie tylko jedna marka – YouTube.

Skoro więc tam są konsumenci, to i wytwórnie muszą część swoich mocy przerobowych skierować na tę dość nową dla nich platformę. Od nieco ponad roku widać radykalne kroki, jakie najwięksi gracze poczynają w kierunku zdobycia widowni na YouTube – na razie było to jednak tylko podpisywanie rachunków za przejęcia:

  • Maj 2013 – Dreamworks kupuje za 33 mln dolarów AwesomenesTV– kanał o liczbie subskrybentów zbliżonej do kanału SAWardegi (lidera w Polsce),
  • Marzec 2014 – Warner Bros inwestuje 18 ml dolarów w Machnimę– serwis wideo skierowany głównie do graczy,
  • Marzec 2014 – Disney kupuje za 500 mln dolarów Maker Studios – sieć 55 tys. kanałów z 380 subskrybentów i 5,5 mld wyświetleń miesięcznie (PewDiePie, o którym pisał Kamil jest tam największą gwiazdą).

Jednak przed kilkoma dniami odmienną strategią zaprezentowało Dreamworks, które odmieniło zupełnie swój kanał. Wcześniej znajdowały się na nim głównie trailery nadchodzący produkcji, a teraz zagościły tu krótkie filmiki z gwiazdami wytwórni – Shrekiem czy Kung Fu Pandą.

Są krótkie, „idealne jako filmowa przekąska” (jak to określił CEO Dreamworks) i skierowane głównie do najmłodszych. DreamWorks zastanawiało się niedawno nad uruchomieniem własnego kanału telewizji kablowej, ale widać po zbadaniu rynku wyszło im, że lepiej jest skierować swój wzrok ku YouTube.

Być może wytwórnia, chce zgromadzić tu oddaną sobie publiczność, aby następnie przenieść ją na swoją własną platformę – kablową lub internetową. Dzielenie się zyskami z Google jest bowiem nie w smak tak wielkim producentom. Dlatego też niedawno mogliśmy usłyszeć o planach stworzenia YouTube’a od Yahoo, który miałby bardziej korzystny dla twórców wideo stosunek podziału zysków z reklam.

 Foto

The post Wielkie wytwórnie filmowe na łasce Google appeared first on AntyWeb.

Wydrukuj sobie kawałek internetu

$
0
0
2014-06-18_141742

Ogromna ilość treści w internecie zmusza nas do posiłkowania się różnymi narzędziami, jak schowki internetowe, agregatory newsów czy wysłużone kanały RSS. Czasem to jednak nie wystarcza. Dlatego brytyjska firma Newspaper Club uruchamia usługę PaperLater będącą czymś w rodzaju analogowego, drukowanego odpowiednika Pocketa i mu podobnych.

Paradoks. Prasa drukowana notuje spadki, bo ludzie wolą internet. Tymczasem liczba treści w internecie jest tak duża, że ludzie je drukują do postaci prasy drukowanej, żeby lepiej je przyswajać. Tom Taylor, założyciel Newspaper Club przyznaje, że reakcje na ich usługę są skrajne. Dla niektórych to idealny pomysł będący odpowiedzią na wszelkie potrzeby. Inni natomiast pukają się w głowę, pytając: „Po jaką cholerę chcecie drukować internet?!”. No właśnie – po jaką?

Idea PaperLater jest prosta. W trakcie naszych internetowych podróży odkrywamy duże ilości internetowych treści (ja dziś już zapisałem osiem fajnych artykułów do Pocketa). Część z nich to krótkie publikacje, które można połknąć do pączka i kawy na drugie śniadanie – nawet nie będziemy musieli się martwić dotykaniem rolki myszy upaćkanymi w lukrze palcami. Niektóre publikacje są jednak bardzo rozbudowane i swoją objętością przekraczają limit 10 tys. znaków. Tego typu artykuły najlepiej czyta się po pracy w fotelu przed telewizorem. I tutaj pojawia się kolejny problem.

2014-06-18_144806

Czytanie długich tekstów na ekranie LCD laptopa lub tabletu zakrawa o masochizm. Pewnie naraziłem się teraz licznemu gronu osób, które wykorzystują swoje tablety do czytania ebooków, ale zdania nie zmienię. Wychodzę z założenia, że papier lub jego cyfrowa odmiana (E Ink i pochodne) są bezkonkurencyjne na tym polu. Trudno o bardziej wygodny sposób na przyswajanie dużych ilości tekstu. Najwyraźniej to stało się fundamentem dla PaperLater.

2014-06-18_144750

Przechodząc do sedna, opisywana usługa to nic innego jak prenumerata gazety. Treści, które się w niej znajdą możemy zapisywać za pomocą smartfona lub bezpośrednio z przeglądarki. Pismo ma natomiast do nas docierać raz w tygodniu (na przykład tuż przed weekendem) i mieć formę typową dla swoich tradycyjnych odpowiedników. Na okładce znajdziemy zatem zajawki, informacje o zawartości i datę wygenerowania, na drugiej stronie spis treści, a dalej profesjonalnie złożone w szpalty materiały z osadzonymi zdjęciami i (info)grafikami. O klipach z YouTube jednak zapomnijcie.

2014-06-18_144758

Serwis znajduje się aktualnie w fazie zamkniętych betatestów i jest dostępny jedynie dla mieszkańców Wielkiej Brytanii. Cena pojedynczego wydania wynosi 4,99 funta. W chwili obecnej twórcy skalują swoją platformę, aby była w stanie obsłużyć bardziej liczne grono użytkowników. Krótko potem chcą szturmem podbić rynek amerykański. O innych regionach świata na razie nic nie wiadomo.

Pomysł wydaje się przekonujący, ale raczej jako niszowa usługa niż mainstreamowy smakołyk. PaperLater może stać się kwintesencją tego, co czeka drukowaną prasę za kilkadziesiąt lat. Nie mam kryształowej kuli, ale spodziewam się, że papier stanie się właśnie takim ekskluzywnym i elitarnym nośnikiem, z którego będą korzystali jedynie tradycjonaliści – tak jak dziś najwięksi melomani, którzy kultywują płyty gramofonowe.

The post Wydrukuj sobie kawałek internetu appeared first on AntyWeb.

iWatch – 2,5-calowy ekran, 10 sensorów, już w październiku

$
0
0
iwatch-concept-1

Bardzo ciekawe informacje dociarają do nas odnośnie iWatcha – domniemanego smartzegarka od Apple. Reuters i Wall Street Journal raportują, że gadżet od Apple ma zostać zaprezentowany już za niecałe cztery miesiące i ma on być efektem współpracy z firmą Nike.

Podczas konferencji WWDC14 Apple przedstawiło Health Kit, który ma pozwolić na scentralizowanie wszystkich zebranych przez akcesoria i aplikacje danych. Do pewnego momentu można było podejrzewać, że własnie taka strategia – oddanie w ręce firm trzecich i niezależnych deweloperów pola na stworzenie takiego ekosystemu – będzie przyświecała Apple, lecz im bliżej pory jesiennej, tym więcej informacji pojawia się na temat urządznia, które przygotuje właśnie firma z Cupertino.

Wspomniane Reuters, WSJ oraz Nikkei zebrały bardzo ciekawe informacje, które są w mojej ocenie bliskie faktów. Zegarek Apple ma posiadać ekran o przekątnej 2,5 cala i dostępny ma być w kilku wersjach, jeżeli chodzi o wygląd produktu. Z drugiej strony mamy informacje o dostępności kilku rozmiarów ekranu w zegarku, a wybór należeć będzie do użytkownika. Sam ekran ma być wykonany w technologii OLED i być delikatnie zakrzywiony. W iWatchu ma znaleźć się aż 10 różnych sensorów i czujników, zbierających takie dane jak ilość wykonanych kroków czy puls. Już teraz Apple wyposażyło iPhone’a 5S w procesor M7 odpowiedzialny za przetwarzanie danych związanych z aktywnością, jednocześnie będąć niezwykle energooszczędnym. Podobna technologia mogłaby zawitać do iWatcha.

Dodatkowo przeczytać możemy, że powolne zamykanie działu sprzętowego związanego z marką FuelBand w firmie Nike nie było przypadkowe. To właśnie z Nike Apple miałoby współpracować nad przygotowaniem iWatcha. Bardzo ciekawe brzmi komentarz WSJ, według którego Apple ma wyraźnie stwierdzić, że do tej pory nikomu nie udało się stworzyć smartwatcha odróżniającego się od smartfona i są to jedynie urządzenia powielające jego funkcje. Po części jest to prawda, dlatego naprawdę zastanawia mnie jakich środków i argumentów użyje Apple, by przekonać nas, że to właśnie ich dzieło wyróżnia się na tle pozostałych.

*Na grafice oczywiście jeden z konceptów iWatcha (źródło).

The post iWatch – 2,5-calowy ekran, 10 sensorów, już w październiku appeared first on AntyWeb.

W USA jest szkoła, która oferuje sportowe stypendia dla młodych e-sportowców

$
0
0
League-of-legends-logo

E-sport zyskuje nie tylko popularność wśród samych graczy, ale również osoby spoza tej grupy zaczynają dostrzegać i doceniać wirtualne zmagania. Największa z gier e-sportowych, League of Legends, stała się do tego stopnia rozpoznawalna, że jeden z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych postanowił zaoferować stypendia dla najlepszych graczy, którzy zechcą uczyć się w jego murach.

Uniwersytet Roberta Morrisa w mieszczący się w Illinois (a konkretnie w Chicago) chce przyciągnąć młodych e-sportowców. Najlepsi zawodnicy w League of Legends z Ameryki Północnej mogą zgłosić swoją kandydaturę i zyskać nawet 50% zwrotu za koszta czesnego i opłaty potrzebne do utrzymania się podczas studiów. W przeliczeniu na twardą gotówkę, to około dziewiętnaście tysięcy dolarów.

Zawodnicy, którzy skorzystają tej oferty zostaną przydzieleni do drużyn, które będą brały udział w mistrzostwach akademickich, organizowanych przez Riot Games (firma wyłożyła na ten cel w postaci nagród 100 000 dolarów).

Kiedy przyjrzeliśmy się z bliska League of Legends byliśmy zszokowani rozmiarem i pasją, jaka drzemie w społeczności tej gry. Przyznajemy stypendia dla osób wyróżniających się w wielu dziedzinach, m.in. w tradycyjnych sportach, jak piłka nożna, koszykówka czy futbol amerykański. Zadaliśmy sobie więc pytanie: „dlaczego nie powinniśmy dawać takich stypendiów?” – Kurt Melcher z Uniwersytetu Roberta Morrisa

Faktycznie. Dlaczego by nie? Odstawiając na bok dyskusję na temat tego czy e-sport jest sportem czy e-sportowcy powinni być wzorem do naśladowania dla dorastającej młodzieży, za przyznawaniem stypendiów sportowych (u nas to zjawisko niemalże nie występuje, w USA to powszechna praktyka) leży przede wszystkim chęć promocji uczelni. Cóż, w tym przypadku nie można było prosić o lepszy efekt.

Po raz kolejny w USA doceniono profesjonalnych graczy. Ostatni raz e-sportowcy mieli powody do świętowania, kiedy w 2013 roku urząd imigracyjny zaczął udzielać wiz sportowych na podstawie osiągnięć w wirtualnych zmaganiach.

The post W USA jest szkoła, która oferuje sportowe stypendia dla młodych e-sportowców appeared first on AntyWeb.

Kupujemy jak najlepszego smartfona do 600 złotych część 1

$
0
0
Bez nazwy

Witajcie. Od jakiegoś czasu, wielu znajomych wypytuje się mnie o to, jaki telefon sobie kupić, mając na zakup około 500 – 600 złotych. Jak wiemy, smartfonów jest wiele, platform mobilnych jest kilka, a wybór najlepszego sprzętu za tak niską cenę jest naprawdę trudny, tak więc, postanowiłem przedstawić wam parę urządzeń wartych uwagi.

Z racji niskiego budżetu, skupimy się na wyborze smartfona nowego, bądź używanego w dobrym stanie wizualnym, który nadal pracuje bardzo wydajnie i posłuży nam maksymalnie około dwóch lat (co jest standardowym czasem zmieniania smartfonów w ogóle użytkowników). W dzisiejszym artykule będzie parę urządzeń z Androidem, parę z Windows Phone, poszukamy taniego iPhone oraz BlackBerry z systemem OS 10. Cykl będzie mieć trzy odcinki, a każdy z nich pokaże wam 6 urządzeń, co da nam w sumie 18 smartfonów wartych waszej uwagi. Cykl będzie publikowany w czwartek, a jego ostatni odcinek przewiduje 4-ego lipca – tak, abyście przed wypłatą zdecydowali, na co chcecie wydać swoje ciężko zarobione pieniądze. Zaczynajmy!

Moto G

Pierwszym smartfonem, który dzisiaj wam polecę jest Moto G. Jest to bardzo dobry smartfon ze średniej półki, który za sprawą najnowszej wersji Androida – 4.4 KitKat i procesora Qualcomm Snapdragon 400 działa naprawdę sprawnie.

moto_G_photo4

Smartfon Motoroli swoim wyglądem przypomina minimalistyczne, lekko łukowate Nexusy i jest to dobry trop, ponieważ telefon ten (wraz z Moto X) powstał w czasie, gdy Motorola należała do Google. Moto G pracuje na czystej wersji oprogramowania Google, do którego dołożone jest zaledwie parę dodatkowych aplikacji producenta.

Jego cena to równe 600 złotych za nowy telefon i jest moim zdaniem bardzo adekwatną kwotą do otrzymanego sprzętu. Smartfon jest dobrze wykonany, pracuje bardzo wydajnie pomimo 1 GB pamięci operacyjnej RAM (czysta wersja oprogramowania nie „pożera” gigantycznych ilości pamięci) i budżetowego procesora Qualcomma, który w tym smartfonie radzi sobie bardzo dobrze. Zdjęcia wykonywane Moto G przez moich znajomych są dobrej jakości, a sam ekran jest przez nich bardzo mocno doceniany. Każdy użytkownik Moto G zachwala sobie jakość rozmów przeprowadzanych za pomocą tego smartfona – jeżeli im wierzyć, telefon można polecić każdemu, kto koniecznie chce stać się użytkownikiem Androida.

Nokia Lumia 630

Dobry, nowy telefon do 500 złotych? Tylko Lumia 630. Moim zdaniem, jest to jedna z największych ciekawostek tego roku, smartfon z Windows Phone 8.1 za niską cenę z tak dobrym wykonaniem jest godnym konkurentem Moto G (posiadając ten sam procesor), choć w paru kwestiach przegrywając ze smartfonem Motoroli.

Nokia_Lumia_630_1_Wide

Przede wszystkim, gigantycznymi plusami wczoraj recenzowanej przeze mnie Lumii 630 jest jej fenomenalne wykonanie, długa praca na jednym cyklu ładowania oraz dwa sloty na karty SIM. Niestety, jakość wyświetlanego obrazu nie należy do najlepszych, smartfonowi brak wsparcia dla technologii 4G LTE oraz spustu aparatu, który moim zdaniem był jednym z najlepszych „przymusów” Microsoftu na producentów sprzętu z ich systemem.

Korzystając z tego smartfona naprawdę trudno wyczuć jakiekolwiek spowolnienia, a liczba aplikacji w Windows Phone Store jest coraz większa, przy czym najbardziej popularne aplikacje już tu są, a jeżeli nie – znajdziecie dziesiątki alternatywnych klientów poszukiwanych przez nas usług, takich jak Feedly, Pocket, czy SnapChat.

 Blackberry q5

Jednym z najciekawszym urządzeniem Blackberry, mającym być próbą wskrzeszenia niegdyś popularnej marki jest model Q5, będący tanim smartfonem nawiązujących do klasycznych urządzeń RIM. Za nowy egzemplarz modelu Q5 przyjdzie wam zapłacić około 750 złotych, jednak dzisiaj przeglądając Allegro, odnalazłem używaną Q5-tkę w dobrym stanie za 600 złotych oraz za 540 PLN z rysami na ekranie dotykowym i myślę, że na innych serwisach aukcyjnych znajdziecie ten model w bardzo podobnych cenach.

BlackBerry-Q5-Colors

Niewątpliwymi zaletami tego smartfona jest dobre wykonanie, bardzo wygodna, klasyczna klawiatura fizyczna, ekran dobrej jakości oraz wydajny system Blackberry OS 10. Moim zdaniem, Kanadyjczykom bardzo dobrze udało się połączyć gesty interfejsu graficznego wraz z klawiaturą fizyczną smartfona, dzięki czemu na telefonie w bardzo wygodny i szybki sposób można „klepać” wiadomości na Facebooku, e-maile, SMS-y, tweety i temu podobne sztuczki oparte wokół wielkiego szamańskiego tworu, zwanego przez najstarszych górali internetem.

Przez dłuższy czas sam chciałem stać się posiadaczem tego telefonu, jednak nigdy nie miałem okazji korzystać z niego na tyle długo, aby przekonać się do nowego systemu Blackberry, jak i do samych urządzeń tej firmy.

 iPhone 4

iPhone 4 jest dosyć starym urządzeniem Apple, które parę tygodni temu zostało oficjalnie odcięte od kolejnych aktualizacji oprogramowania w postaci iOS8 i wyższych wersji systemu mobilnego korporacji z Kalifornii.  Model 4(G) był przełomowym urządzeniem korporacji, zrywającym z klasycznym, owalnym, plastikowym designem, porzucając go na rzecz aluminiowej ramki i szklanego frontu i tyłu urządzenia.

Zrzut ekranu 2014-06-20 o 12.39.52Zaletami tego bardzo kontrowersyjnego modelu iPhone jest bardzo dobre wykonanie, fenomenalny ekran Retina, bardzo dobry aparat fotograficzny, dobra wydajność urządzenia (iOS 7.1) i wszystkie dobrodziejstwa systemu iOS. Niestety, telefon ten nie uzyska już żadnej aktualizacji oprogramowania, co nie oznacza, że przez dłuższy czas nie będzie wspierany przez programistów, tworzących gry i aplikacje również dla tego bardzo popularnego modelu.

- Nie mam zasięgu
- Źle trzymasz

Zapewne każdy z was kojarzy kontrowersje dotyczące źle zaprojektowanej obudowie, która przy „odpowiednim”  trzymaniu smartfona, potrafiła w pełni zagłuszyć wszelkie fale GSM. Ten drobny mankament był powodem przerwania dziesiątek tysięcy rozmów, a to dlatego, że przypadkowa zmiana chwytu urządzenia skutecznie tłumiła zasięg sieci komórkowej. iPhone 4 w dobrym stanie kupicie już za około 560-600 złotych, jednak pamiętajcie, aby nie kupić zbanowanego lub zablokowanego (simlock) telefonu, ponieważ w pierwszym przypadku, telefonu nie da się odblokować bez znajomości Apple ID i hasła poprzedniego użytkownika telefonu, a w drugim, koszt permanentnego zdjęcia simlocka jest bardzo wysoki.

HTC One X

Niegdyś flagowy model HTC – One X, jest bardzo dobrym telefonem z procesorem Nvidia Tegra III, zaopatrzonym w aparat o matrycy 8 Mpx, robiący zdjęcia bardzo dobrej jakości. Jest to telefon, na który „chorowałem” bardzo długo i niestety, nie udało mi się go zakupić.

htc_one_x_photos_1

Największymi zaletami tego smarfona jest jego aparat, ponad przeciętne wykonanie, ekran o bardzo dobrej jakości wyświetlanego obrazu oraz sam dźwięk multimediów. Przez dłuższy czas chciałem się stać posiadaczem tego urządzenia, a sentyment, jakim do niego pałam nadal podpowiada mi, abym stał się jego posiadaczem. Co prawda, ostatnia wersja oficjalnego oprogramowania dla tego telefonu to Android 4.2 z nakładką Sense 5, jednak społeczność forum XDA zadbała o to, aby One X mógł działać pod kontrolą Androida 4.4 za sprawą modyfikacji CyanogenMod.

Nowego fabrycznie HTC One X kupicie już za ok. 540 złotych i moim zdaniem, jest to bardzo dobra inwestycja, choć należy pamiętać, że osiągi baterii w tym modelu nie są powalające, a sam tył telefonu bardzo lubi się nagrzewać.

 Motorola (droid) RAZR

Ileż ja recenzji oglądałem, ileż ja zdjęć widziałem i ile ja razy Motorolę RAZR zachwalałem! Motorola (Droid) RAZR jest moim zdaniem jednym z najładniejszych smartfonów jakie kiedykolwiek powstały (zaraz po HTC Droid Incredible 4G i HTC One X), który w niemal stu procentach pokrywa swój wygląd z interfejsem użytkownika, który sam z siebie jest dziełem sztuki.

xl_Motorola_RAZR_Splash_624

Motorola RAZR została wydana w wielu wariantach, a w naszym kraju możemy stać się posiadaczem trzech z nich – wersji z procesorem Intel Atom, klasycznej Motoroli RAZR oraz Motoroli RAZR Maxxx z powiększonym ogniwem baterii.

Gigantycznym plusem tego urządzenia jest jego niecodzienny wygląd oraz płynna praca systemu. Telefon nie jest już wspierany od jakiegoś czasu, jednak wszechobecna społeczność forum XDA nadal wspiera ten model, a w tej chwili, najnowszą wersją CyanogenModa (nieoficjalnego) na Motoroli RAZR jest wersja oparta o Androida KitKat. Motorolę RAZR kupicie już za 600 złotych, obojętnie na którą wersję tego modelu się zdecydujecie, choć muszę wam przypomnieć, że Motorola Razr i (z procesorem Intel Atom) posiada najsłabsze wsparcie ze strony społeczności, dlatego też oprogramowanie nowsze od ostatniego oficjalnego nie jest w pełni sprawne na telefonie z procesorem Intela.

Z mojej strony to wszystko, mam nadzieję, że dzisiaj rozpoczęty cykl pomoże wam wybrać dobrego smartfona do 600 złotych, przy czym sam odświeżę sobie wiedzę na temat paru urządzeń sprzed roku-dwóch lat – przyjemne z pożytecznym.

The post Kupujemy jak najlepszego smartfona do 600 złotych część 1 appeared first on AntyWeb.

Nokia odlicza do premiery kolejnych modeli z Androidem

$
0
0
Clipboard02

Telefony marki Nokia wyposażone w Androida stały się faktem kilka miesięcy temu. Czy rynki gotowe są na kolejne modele z serii „X”, za którymi tym razem miałby stać już Microsoft? Niezależnie od tego Nokia rozpoczęła odliczanie. Odliczanie do „zielonej premiery”.

Jeżeli odwiedzicie dziś jedną z podstron bloga Nokii to napotkacie na sporych rozmiarów pole odliczające. Pamiętacie jak przed premierą Nokii X na niemal wszystkich lokalnych profilach producenta pojawił się kolor zielony? To właśnie ta barwa jest tłem timera odliczającego do ważnego według Nokii wydarzenia. Android? Całkiem prawdopodobne.

Gdybym miał oprzeć swoje przewidywania jedynie na podstawie tej informacji wcale nie byłbym aż tak przekonany o premierze kolejnych modeli Nokii z Androidem. Dotychczasowe smartfony nie zadomowiły się jeszcze na wszystkich rynkach, gdzie zostały wprowadzone do sprzedaży, a pojawienie się następnych mogłoby zostać odebrane, jako przyznanie się do popełnia pewnego błędu przy przygotowywaniu Nokii X i/lub Nokii XL.

Najczęściej powtarzanym zarzutem wobec Nokii X jest niewystarzająca wydajność. O ile dla popularnych „zwykłych użytkowników” specyfikacja Nokii X może okazać się dostateczna, lecz nieco bardziej wymagający klienci mogli czuć się zawiedzeni propozycją Nokii. A takich przecież nie brakuje.

Dlatego prezentacja „Nokii X2″ wydawała się kwestią czasu i specyfikacja, która wyciekła do Sieci zdaje się potwierdzać zbliżającą się premierę. To właśnie to przekonuje mnie najbardziej o zbliżającym się wydarzeniu. Nadchodzący model ma cechować się większym bo 4,3-calowym ekranem, lecz o tej samej rozdzielczości co poprzednicy – 800 na 480 pikseli. Wewnątrz umieszczony miałby być dwurdzeniowy procesor Snapdragon 200 o taktowaniu 1.2GHz i 1GB pamięci RAM. Tylna kamera pozwalałaby na robienie zdjęć w rozdzielczości 5 megapikseli, a przednia 1,3 megapiksela. Pod ekranem Nokia miałaby umieścić fizyczny przycisk domowy.

Nokii X2 miałyby towarzyszyć pokrewne modele, podobnie jak wyglądało to z Nokią X wraz z którą poznaliśmy wersje X+ oraz XL. Do dnia premiery wstrzymam się jednak z jakimikolwiek ocenami działalności Nokii Microsoftu w tej sprawie.

The post Nokia odlicza do premiery kolejnych modeli z Androidem appeared first on AntyWeb.


Electronic Arts wskrzesza ideę wersji demonstracyjnych

$
0
0
Titanfall

Przynajmniej w jakimś stopniu. Dzisiaj rusza nowa usługa Game Time, która pozwala na czasowy dostęp do wybranych gier. Na pierwszy ogień idzie Titanfall.

Czym pomysł EA ma się różnić od darmowych weekendów na Steamie? Tym, że czasowo ograniczony będzie jedynie dostęp do gry. Jeśli dzisiaj zapiszecie się na pogranie w najnowszą produkcję Respawn Entertainment, to skorzystać z usługi będziecie mogli w dowolnym czasie – dzisiaj, jutro, albo za miesiąc. Odliczanie darmowych 48 godzin przeznaczonych na poznawanie Titanfalla ruszy dopiero w chwili uruchomienia gry. Game Time jest obsługiwany przez platformę Origin.

Na dzisiaj dostępna jest tylko jedna pozycja. Aby móc ją testować za darmo, trzeba zapisać się do udziału pomiędzy 20 a 23 czerwca. Kolejne tytuły mają pojawiać się sukcesywnie na tej stronie. Firma zaznacza, że w przypadku nadchodzących tytułów w Game Time, czas zapisów oraz czas dostępny na testowanie będzie różny.

Pomysł jest zacny. Kiedyś wersje demonstracyjne i trial gier były na porządku dziennym. Ba! Część graczy nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że ich Wolfenstein 3D albo Doom nie był pełną wersją produktu zawierającego wszystkie etapy. Z czasem opracowywanie demek przestało być stałą praktyką. Twórcy tłumaczyli się tym, że ilość pracy, którą trzeba poświęcić na zrobienie takiej wersji jest zbyt duża, a dodatkowo podnosi koszt produkcji. Nie mniejsze znaczenie ma też kwestia sprzedaży. Jeśli gra nie jest najwyższych lotów, to wersja demonstracyjna może negatywnie wpłynąć na wyniki.

Myślę jednak, że w usłudze Game Time nie znajdziemy zbyt wielu produkcji single player. Nawet jeśli EA chwali się, że żadna funkcjonalność gry nie zostanie wycięta, to trzeba wziąć pod uwagę fakt, że kampanię dla pojedynczego gracza da się w wielu przypadkach ukończyć w 7-10 godzin. Dlatego też w moim odczuciu, bardziej będzie można spodziewać się tu pozycji skierowanych na rozgrywki sieciowe.

The post Electronic Arts wskrzesza ideę wersji demonstracyjnych appeared first on AntyWeb.

8 godzin pracy, milion dolarów dofinansowania. Poznajcie Yo

$
0
0
yo

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, co ludzie potrafią wymyślić. I nie mówię tu tylko o cudach nauki i techniki, jak Wielki Zderzacz Hadronów czy reaktor fuzji jądrowych, ale również o tych małych, na pierwszy rzut oka nikomu nie potrzebnych rzeczach. Doskonale odzwierciedla to świat mobilnych aplikacji, w którym nieustannie się kotłuje, buzuje, wciąż powstają nowe pomysły lub zupełnie odjechane wariacje na temat już istniejących idei. I co więcej, ktoś za to jest gotowy płacić.

Trudno sobie czasami uzmysłowić, że jakaś aplikacja angażuje swoim istnieniem miliony ludzi na całym świecie i tym samym staje się produktem, na który warto wydać miliardy dolarów. Wystarczy wspomnieć głośne przejęcia: Instagram i WhatsApp, które pobudzają wyobraźnię, ale też przy okazji każą zadać sobie pytanie: czy to właściwie jest tyle warte, czy to czasem nie jest kolejna internetowa bańka?

Oczywiście, w przypadku Instagram czy WhatsApp, Facebook nie kupił po prostu aplikacji. Kupił technologię, kupił dane, kupił programistów, kupił w końcu użytkowników. Ale w mobilnym uniwersum pojawiają się również twory, które na pierwszy rzut oka nie służą właściwie do niczego, a jednak – ktoś w nie inwestuje. Poznajcie Yo.

Yo to darmowa aplikacja, która właściwie nie wiadomo po co została stworzona. Jej jedynym celem, przynajmniej na razie, jest wysyłanie do wybranych osób prostego powiadomienia ze słowem: “yo”. I to właściwie wszystko. Z listy kontaktów wybierasz kolegę lub koleżankę, a następnie ślesz im yo. A oni mogą owe yo Tobie odesłać. Tadam!

Sama aplikacja jest banalnie prosta. Ma kolorowy, prościutki choć mało intuicyjny interfejs oraz funkcję wyszukiwania innych posiadaczy Yo na podstawie naszych kontaktów (tak, trzeba podać, np. numer telefonu). Następnie już tylko ślemy yo’y i je zbieramy, co aplikacja skrzętnie podlicza. Sam komunikat oczywiście pojawia się jako powiadomienie na naszym telefonie. Aplikacja ta jest tak ograniczona w swojej funkcjonalności, że początkowo App Store ją odrzucił, uznając, że po prostu nie jest to gotowy produkt!

yo yo

I trudno się temu dziwić, bo same Yo powstało w zawrotne 8 godzin (oczywiście mowa raczej o samym już pisaniu kodu). 8 godzin, aby stworzyć tak prostą aplikację. Tylko że ta, na pierwszy rzut oka nic nie robiąca, zajmująca tylko miejsce na telefonie aplikacja zyskała błyskawicznie 50 tysięcy użytkowników na całym świecie. Wystarczyło to do tego, aby jej twórca, Or Arbel pozyskał na jej rozwój kolejne 1,2 miliona dolarów!

Podsumujmy: 8 godzin pracy, 50 tysięcy użytkowników, milion dolarów pozyskane. Szok! Na chłopski rozum to wszystko wygląda, jakby ktoś oszalał po prostu. Inwestować milion dolarów w rozwój aplikacji, która wysyła powiadomienie z yo w treści? Przecież ta aplikacja jest tak prosta i mało użyteczna, że właściwie trudno nie uznać, że ktoś chyba za szybko wyciągnął książeczkę czekową, a wszystko to przez ten nieustanny pęd do finansowania kolejnych technologicznych startupów, o których za kilka lat nikt pamiętać nie będzie.

Ale, hola hola! To wcale nie musi tak się skończyć. Tak, Yo w tym momencie to zabawna i mało przydatna aplikacja. Ale, po pierwsze – już zdążyła pozyskać dane około 50 tysięcy ludzi, a to przecież nie w kij dmuchał. Po drugie – właśnie w tej prostocie może tkwić niezwykły potencjał.

Aplikację tę stworzono po to, aby przesyłać błyskawicznie szybki komunikat do wybranej osoby. W tym przypadku “yo”, które może znaczyć wszystko i nic. Ale pobudźmy nieco nasze szare komórki i wyboraźmy sobie aplikację, która ma predefiniowane, personalizowane, krótkie komunikaty. Na przykład: “spotkanie”, “pokój nr”, “kup piwo”, itp. Jasne, nie jest to funkcja, której nie miałaby niemal każda skrzynka smsowa. Ale kwestią jest szybkość wyboru odbiorcy, szybkość przesyłu i ostateczna forma dostarczenia wiadomości. Czy w Yo jest potencjał? Otóż ktoś ewidentnie wierzy, że tak jest.

Wystarczy zresztą spojrzeć na błyskawiczny sukces Snapchata. Na pierwszy rzut oka aplikacja ta jest po prostu, jakby to określić delikatnie, zbędna. Tymczasowe wiadomości w postaci zdjęć, które znikają tak szybko, jak się pojawiają. Po co to komu? Ale od niemal samego początku próbowano kupić Snapchata, a Facebook nawet zaczął szukać możliwości skopiowania pomysłu, czego wynikiem jest aplikacja Slingshot. Tymczasem Snapchat, który na pierwszy rzut oka mógłby się wydawać chwilowym trendem bez większej przyszłości, dalej się rozwija i wprowadza nowe funkcjonalności, z których czerpią garściami konkurenci.

Yo to doskonały przykład na to, że czasami pomysł jest wszystkim. Aplikacja nie odznacza się niczym szczególnym i trudno, aby tak było, zrobiono ją w błyskawicznym wręcz tempie. Ale ewidentnie jej twórca trafił w nowy trend, pozyskując pierwszych użytkowników i finansowanie. Czy Yo przetrwa? Zobaczymy. Ale pokazuje, że w świecie aplikacji mobilnych żaden pomysł nie jest zbyt głupi czy szalony, trzeba tylko mieć nieco szczęścia i wyczucie czasu. Yo!

The post 8 godzin pracy, milion dolarów dofinansowania. Poznajcie Yo appeared first on AntyWeb.

5 gier na Linuksie, w które warto zagrać vol. 7

$
0
0
Zrzut ekranu 2014-06-21 o 12.42.37

Witajcie w kolejnym odcinku „5 gier na Linuksie, w które warto zagrać”. Tygodnie, dni, godziny, minuty – czas biegnie w naprawdę szybkim tempie, a gier na Linuksa przybywa. Od dnia premiery platformy Steam dla Ubuntu i pozostałych dystrybucji Linuksa opartych o Debiana minęło już paręnaście ładnych miesięcy, dzięki czemu Linux zyskuje coraz większą rzeszę użytkowników.

W ostatnim tygodniu świat obiegły informacje o przeniesieniu bardzo popularnej gry multiplayer, jaką jest War Thunder. Dziś odnalazłem pięć kolejnych gier, na które warto zwrócić uwagę – oto one!

Papers, please

Papers, Please jest grą typu Indie, która potrafi wciągnąć potencjalnego gracza do komunistycznego świata gry na dobre parę godzin. Gra oferuje typową dla gier Indie, pseudo ośmiobitową grafikę, sporo zabawy, akcji i pozwala nam poczuć się jak prawdziwy pracownik przejścia granicznego lat trwania zimnej wojny.

ss_cbff6dd781b30221f0a2308abf7f5bc16a63e3aa.1920x1080

Nasze zadanie jest proste – musimy przepuszczać ludzi przez przejście graniczne, kontrolując przy tym ważność ich dokumentów, sprawdzając ich pochodzenie oraz przeszukując ich w celu uniknięcia np. przemytu broni. Fabuła gry jest bardzo rozbudowana, jak na taki tytuł. Otóż, jesteśmy mieszkańcem pięknego, fikcyjnego kraju Arstotzka, którego nazwisko zostało wylosowane spośród dziesiątek tysięcy Arstotzkańczyków, dzięki czemu dostaliśmy pracę naszych (miejmy nadzieję) marzeń oraz dostaliśmy mieszkanie, za które musimy płacić czynsz, dodatkowo pamiętając o wyżywieniu rodzinki i ogrzewaniu naszego cudownego „kwadratu”. Pierwsze trzy dni rozgrywki to dynamicznie rozgrywający się trening… kto wytrzyma najwięcej? Pochwalcie się swoimi wynikami w komentarzach. Grę znajdziecie tutaj, a w chwili obecnej jest w promocji 70%.

 Sid Meier’s Civilization V

Civilization V jest przepiękną grą, opowiadającą o rozwoju najważniejszych cywilizacji, mających ogromny wpływ na rozwój technologii, nauki i sztuki walki. Gra studia Firaxis Games, przeniesiona na OS X i Linuksa za sprawą Aspyr, została zaprezentowana światu w 2010 roku, co nie przeszkodziło w stworzeniu konwersji tej wspaniałej gry na system Valve – Steam OS, który zawita na pierwszych konsolach do gier opartych o model dystrybucji cyfrowej kultywowanej przez twórców Half Life – Steam Machines.

ss_5dfcd65b611b35a9dc126335dca2d48ef8180106.1920x1080

Jeżeli interesujecie się historią, macie bardzo dużo wolnego czasu i lubicie gry strategiczne, Sid Meier’s Civilization V będzie bardzo dobrym pretekstem do odświeżenia swojej wiedzy i zarażenia pasją znajomych. Wątek fabularny, niezmiernie dla całej serii, ściśle dotyka egzystencji wybranej przez nas cywilizacji, jej problemów, potyczek zbrojnych z innymi państwami, czy też samego wpływu naszych decyzji na dalsze życie poddanych – chodzi tu o miesiące, lata i dziesięciolecia do przodu! Jeżeli lubicie gry historyczne, Civilization V może stać się białym krukiem waszej Linuksowej kolekcji – kupcie ją już teraz, dopóki dotyka jej promocja wyprzedaży za połowę ceny. Grę znajdziecie tutaj.

 Counter Strike: Source

Premiera konwersji Counter Strike: Global Offensive na Linuksa nadchodzi wielkimi krokami, dlatego też warto przypomnieć sobie poprzedniego „CS’a”, jakim był Source. Część wydana w listopadzie 2004 roku stała się prawdopodobnie najbardziej znienawidzoną grą Valve, a to dlatego, że gracze zaprawieni w wirtualnym boju za pomocą Counter Strike 1.6 tak przyzwyczaili się do starszej wersji tej gry, że nowy silnik graficzny i fizyka gry bardzo skutecznie ich odrzuciła.

0000000030.1920x1080Wątek fabularny Counter Strike (a raczej jego brak) został niezmieniony względem pierwszej (2D) części gry. W grze udział biorą dwie drużyny – terroryści i antyterroryści. Grając przez sieć, każda drużyna ma swoje unikatowe zadania, które podczas każdej rundy trzeba wykonać, a pomóc ma w tym komunikacja głosowa, bogaty arsenał broni i proste sterowanie, dlatego też gracze lubujących się w grach typu FPS będą mieli znacznie ułatwione zadanie. Counter Strike: Source znajdziecie tutaj, a jeżeli kupicie go dzisiaj, zaoszczędzicie połowę ceny gry!

Serious Sam III: bFE

Nie wiem jak wy, ale uwielbiałem dawne gry FPS. Brak możliwości skrycia się przed wrogiem, tony amunicji, jeszcze więcej broni i tysiąc razy tyle przeciwników – taką grą był między innymi Serious Sam. Gra zaprezentowana światu w 2001 roku różniła się od wszystkich produkcji tym, że pozwalała nam na gigantyczną rozwałkę bez większych sztucznych granic, przy czym mogliśmy pozwiedzać starożytnego Egiptu.

ss_63713b15a386bfe26f9d363f14b77cfe9ef4104f.1920x1080Druga część sagi – „Drugie starcie” przenosiła nas w czasie, dodając trochę broni, nowych przeciwników i jeszcze więcej zabawy. Fabuła Serious Sam była od zawsze prosta, choć naszpikowana wieloma zagadkami i tajemnicami, które odkrywaliśmy przez parę części gry. Po nieudanej ewakuacji z Ziemi w „Pierwszym starciu”, udało nam się dotrzeć do Wielkiej Katedry, dzięki czemu udało nam się powrócić w blaskiem i chwałą, poszukując magicznego talizmanu rozrzuconego po całej galaktyce – w Serious Sam II.

Niestety, druga część gry nie przyjęła się zbyt dobrze, dlatego też Croteam postanowiło przenieść starego „Poważnego Sama” na nowy silnik graficzny i fizyczny, co wyszło im nadzwyczaj dobrze, czego następstwem było ukazanie wydarzeń przed skokiem w czasie Sama – ta gra jest warta każdej ceny. Znajdziecie ją tutaj - promocja? Obniżka 75%!

 Interstellar Marines

Mało jest dobrych gier kooperacyjnych, a jeszcze mniej gier kooperacyjnych skupionych w tematyce Sci-Fi. Interstellar Marines jest niczym innym, jak grą FPS, której twórca zadbał o wręcz niesamowite odwzorowanie warunków atmosferycznych, jak i samej walki pomiędzy żołnierzami.

ss_a901f634aa44d282bc28ae77b64209cf56106f21.1920x1080

W grze bardzo podoba mi się gra cieni, dzięki której walka po zmroku nabiera kompletnie innego znaczenia. Każdy strzał, wybuch granatu, czy błyskawica na burzowym niebie może zdradzić naszą obecność na terenie wroga, a jak to mawiają gracze gier FPS uwielbiających bezszelestne potyczki- dobrze walczyć skutecznie, ale najlepiej eliminować wrogów tak, aby kompani zabitego byli przekonani, że ten nadal czatuje na swojej pozycji i wróg nadal jest daleko od naszego rewiru. Kosmicznych Marines odnajdziecie tutaj.

Miłe złego początki, dlatego też zachęcam was do czytania kolejnych części cyklu, przy czym wydaje mi się, że przy ósmej części „5 gier na Linuksa, w które warto zagrać” wprowadzę pierwszy szereg zmian zapowiedzianych w siódmym „odcinku”.

Polecam wam kupować gry na Steam do końca tego tygodnia, ponieważ trwa gigantyczna promocja wakacyjna i kto wie? Może staniecie się posiadaczem ciekawych gier, które już niedługo zawitają na Linuksie i Steam OS?

The post 5 gier na Linuksie, w które warto zagrać vol. 7 appeared first on AntyWeb.

To HTC przygotowuje nowego Nexusa 9. Znamy prawdopodobną specyfikację, cenę i wygląd

$
0
0
182462-nexus9

Konferencja Google I/O już za pasem – 25 i 26 czerwca śledzieć będziemy premiery ostatnich nowości nad którymi Google pracowało przez ostatnie kilkanaście miesięcy, a może i nieco dłużej. Wśród nich spodziewamy się konkretów odnośnie urządzeń z kategorii smartwatchy, lecz być może doczekamy się także odświeżenia serii Nexus. Na to wskazywać mogą pojawiające się informacje odnośnie nowej wersji tabletu Nexus.

Dwie generacje Nexusa 7 i mniej popularny Nexus 10 to dzisiejszy line-up oferty Google w kategorii tabletów. O nowym członku rodziny mówi się od jakiegoś czasu, ale dopiero wczoraj w Sieci pojawiły się dokładniejsze informacje na temat tego, czego możemy się spodziewać. Jeżeli przecieki okażą się prawdą, to to co szykuje Google wraz z HTC ma spore szanse na sukces.

Nexus 9, bo tak ma nazywać się najnowszy model tabletu od Google, cechować będzie się ekranem o przekątnej 8,9 cala i proporcjach boków wynoszących 4/3. Rozdzielczość wyświetlacza ma wynieść 2048 na 1440 pikseli, co przy wspomnianych rozmiarach skutkować będzie współczynnikiem PPI (pikseli na cal) równym 281. Wewnątrz obudowy ma znaleźć się 64-bitowy procesor Tegra K1 oraz 2GB pamięci RAM. Dostępny będzie w dwóch wersjach – 16GB i 32GB pamięci wbudowanej. Tylna kamera ma posiadać matrycę o rozdzielczości 8 megapikseli, zaś przednia 3 megapiksele. Aluminiowa obudowa urządzenia ma być pozbawiona wszelkiego rodzaju przerw, a tablet wyposażony będzie w dwa głośniki stereo umieszczone z przodu urządzenia.

nexusae0_wm_Volantis

Grafika, która przedostała się do Sieci prawdopodobnie prezentuje własnie Nexusa 9, jednak istnieje kilka szczegółów, które nie pokrywają się z obecną zaraz obok niego specyfikacji. Niewidoczne są głośniki stereo, a tylny panel zdaje się być wykonany z innego materiału niż aluminium. Domniemana cena nowego Nexusa to 399 dolarów, co nijak ma się do poprzednich prób Google i Asusa w celu stworzenia dość taniego urządzenia, o całkiem niezłej specyfikacji, który to miał trafić do jak największej liczby użytkowników. Przypomnijmy, że pierwszy Nexus 7 kosztował 199 dolarów, zaś druga generacja była wyceniona na 229 dolarów. Czy kojarzenie serii Nexus z urządzeniami relatywnie niedrogimi ma się ku końcowi?

The post To HTC przygotowuje nowego Nexusa 9. Znamy prawdopodobną specyfikację, cenę i wygląd appeared first on AntyWeb.

Najświeższe wieści na temat Windows 9, Windows 8.2 oraz Windows Phone 8.1

$
0
0
microsoft-build-2014-universal-windows-apps

Od pewnego czasu informacje na temat kolejnych wydań i aktualizacji dla systemów Windows i Windows Phone nie były krótko mówiąc upubliczniane. Sytuację tę zmieniła publikacja zebranych przez Neowin przecieków z dwóch różnych źródeł. Wśród nich znajdziemy kolejne wskazówki i potwierdzenia na temat planów wydawniczych Microsoftu.

Aktualizacja dla systemu Windows Phone oznaczana jako 8.1 przynosząca między innymi centrum powiadomień oraz asystenta (asystentkę?) głosową Cortanę w wybranych krajach jest aktualnie wewnętrznie określana skrótem GDR, który oznacza „General Distribution Release”. Rozumiemy przez to końcowe już testy tej wersji oprogramowania oraz przygotowania do udostępnienia aktualizacji.

Jak donosi Neowin prace nad Windows 9 nie są aż tak zaawansowane jak moglibyśmy przypuszczać i jak mogłoby sugerować zaangażowanie w rozwijanie uaktualnienia dla Windows Phone. W odpowiedzi na zapytanie o dotrzymanie zakładanego terminu usłyszano krótkie tak, co pozwala nam nam sądzić, że wcześniejsze przecieki odnośnie przyszłorocznej premiery systemu nadal są aktualne. Obecnie dział odpowiedzialny za prace nad Windows 9 rozpoczyna proces udostępniania pierwszych efektów innym działom, lecz osoby będące źródłem informacji dla Neowin nie miały jeszcze okazji z się z nimi zapoznać.

Nadchodzące uaktualnienie dla Windows 8, mające nosić nazwę Windows 8.2, bądź Windows 8.1 Update 2 zbliża się do końcowego momentu prac. Jak uprzednio pisaliśmy, aktualizacja ta pojawić się w wersji RTM już w lipcu i wygląda na to, że taki termin jest nadal aktualny. To oznaczałoby, że okres pomiędzy sierpniem a wrześniem byłby prawdopodobnym terminem oficjalnej premiery aktualizacji.

Wiele wskazuje na to, że najważniejszą zmianą, która pojawi się w aktualizacji dla Windows 8.1 będzie tryb okienkowy dla aplikacji ze Sklepu Windows. Po tym jak pojawiła się opcja przypinania ich do paska zadań oraz przełączania się pomiędzy nimi właśnie za jego pomocą, Microsoft nie zamierza rezygnować z wprowadzania ułatwień do pracy z systemem za pomocą myszki i klawiatury. Prawdopodobnie najbardziej wyczekiwaną zmianą jest powrót Menu Start, który został potwierdzony podczas tegorocznej konferencji Build, lecz wiele doniesień wskazuje, iż będziemy musieli wstrzymać się z oczekiwaniem do chwili premiery Windows 9.

Zdjęcie.

The post Najświeższe wieści na temat Windows 9, Windows 8.2 oraz Windows Phone 8.1 appeared first on AntyWeb.

Viewing all 64567 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>